Redakcja KR
TATRA RACE RUN 2021

Memoriał Chodu Tatrzańskiego 2018

Kuźnice / Zakopane, 19.03.2021

W sierpniowy weekend na tle majestatycznych Tatr „wśród tysięcznej rzeszy turystów przesunęła się w jeden jedyny dzień roku szczupła garstka zawodników – prawie niepostrzeżenie”, można by napisać słowami Andrzeja Krzeptowskiego, który przed wiekiem orędował na rzecz niezwykłej, bezprecedensowej inicjatywy, znanej jako Chód Tatrzański.

Tekst i zdjęcia: Kuba Krause

Cofnijmy się w czasie o prawie sto lat, do roku 1925. Zorganizowane zawody biegowe są w powijakach – zaledwie przed rokiem rozegrano najstarszy europejski maraton, w Koszycach. Pionier amerykańskiego ultra Gorsy Ainsleigh jeszcze się nie urodził. Tymczasem młode pokolenie zakopiańskich taterników wpadło na pomysł przeprowadzenia biegu górskiego! I choć piękna, wizjonerska idea została zniszczona przez górskich konserwatystów, to w sercach uczestników memoriału Chodu Tatrzańskiego żyje do dziś.

Idea

Kiedy w naszym magazynie przeczytałem artykuł Janka Nyki o Chodzie, czułem się urzeczony. Oczyma duszy widziałem czterech wspaniałych atletów międzywojnia, jak z gracją kozic biegną grzbietem Czerwonych Wierchów. Postanowiłem wskrzesić tę ideę, a Janek podchwycił pomysł i zaczęliśmy przygotowania do memoriału.

Nie mogłem wyjść z podziwu dla biegaczy sprzed stulecia. Oni pragnęli doświadczać gór na własny sposób, cieszyć się nimi, chłonąć ich jak najwięcej. Wielka szkoda, że spotkali się z miażdżącą krytyką i pomysł upadł. Podobnie dzisiaj odzywają się głosy, jakoby istniał jedyny słuszny sposób przeżywania gór – w butach za kostki i broń Boże nie poruszając się szybciej niż turystyczne czasy umieszczone na tabliczkach i mapach. Jakże aktualne wydają się słowa Krzeptowskiego: „Tylko Tobie, cichy rycerzu szlachetnej walki nowoczesnej, który cicho i zręcznie przemykasz się bokiem jak zwinna kozica... – Tobie jednemu nie wolno cieszyć się zdrową sprężystością młodych muskułów i szerokim oddechem piersi. Ty jeden, cichy i skromny zniweczysz majestat gór!”.

Oczywiście w tym, co piszę, jest pewna doza przesady, tym niemniej uznaliśmy, że warto odświeżyć wspomnienie o Chodzie Tatrzańskim na dowód, że bieganie po górach to nie wymysł znudzonych ceprów.

Trasa

Oczywiście kluczowym elementem była trasa pierwotnego biegu. Należało ją odtworzyć na podstawie dawnych zapisków i map, którego to zadania podjął się Janek. Udało się zrekonstruować oryginalny przebieg trasy i okazało się, że w większości biegła obecnymi szlakami turystycznymi, poza jednym fragmentem, łączącym Ciemniaka z Doliną Miętusią. Przeżyliśmy moment zawahania, ale krótki, ponieważ szalę wierności oryginalnej trasie przeważyła szala szacunku do Tatrzańskiego Parku Narodowego. Nie chcieliśmy przecież urządzać partyzanckiej imprezy, podczas której musielibyśmy się kryć i udawać, że nas nie ma, przeciwnie: czuliśmy dumę i chęć podzielenia się ze światem piękną ideą Chodu. Dlatego też dodaliśmy kilka kilometrów, tak by w całości przemierzać Tatry poruszając się po szlakach turystycznych.

Trasa: Tatra Race Run 2021

Razem raźniej

Podzieliliśmy się naszymi zamierzeniami z przyjaciółmi i w sierpniu 2017 roku po raz pierwszy grupka około dwudziestu paru osób ruszyła do memoriałowego biegu. Atmosfera była wspaniała, pogoda dopisała i wszyscy zgodnie zapewnialiśmy siebie nawzajem, że „musimy to powtórzyć”. A jednak rozsyłając zaproszenia do tegorocznej edycji memoriału czułem pewną obawę: czy „weterani” będą chcieli powtórzyć przygodę? Czy „nowi” przyjmą zaproszenie? Na szczęście okazało się, że wszyscy z wielką przyjemnością zaproszenie przyjęli, a ci, którzy nie mogli z rozmaitych względów stawić się na starcie, szczerze tego żałowali.

I słusznie, bo było czego żałować.

Przed 7 rano w niedzielę na placu Niepodległości pojawiają się pojedynczo i w małych grupkach sylwetki ubrane w sportowe stroje. W powitaniach widać wiele serdeczności i uśmiechu. Momentalnie tworzy się wspaniała atmosfera, która będzie nam towarzyszyć przez cały dzień. Jestem przekonany, że uczestnicy potwierdziliby, że powstała między nami wyjątkowa więź, która łączy nas, mimo że niektórzy poznali się dopiero dzisiaj i tak wiele nas różni – są i ludzie gór, i nizinne mieszczuchy, zawodnicy z końca stawki, jak i ci, którzy wygrywają najważniejsze biegi i reprezentują Polskę w górskim biegowym świecie.

Na starcie jeden z organizatorów (czyli ja) rozdaje prezenty – piękne pamiątkowe koszulki od Columbia Montrail i – niespodzianka – daszki od Buffa. Świetna grafika autorstwa Janka Nyki fantastycznie prezentuje się na uczestnikach (dzięki, Manufaktura Drukarnia z Poznania za pomoc!), a jej minimalistyczny charakter w połączeniu z szarością koszulki daje niezamierzony, choć jak najbardziej pożądany efekt retro.

Wreszcie o wpół do ósmej ruszamy. To niewiarygodne, ale Krupówki są o tej porze praktycznie puste. Nieliczni przedstawiciele miejscowego kolorytu społecznego kibicują nam gorąco – im również udziela się nasz świetny nastrój. Przy stacji kolejki w Kuźniach nie ma kolejki, ale nasza trasa nie wiedzie przez Kasprowy Wierch, więc skręcamy na niebieski szlak. Przy budce TPN-u na grupę czeka lider – Marcin Świerc, który pilnuje, aby każdy uczestnik kupił bilet do parku. Kolejny krótki przystanek mamy przy schronisku na Hali Kondratowej, skąd już każdy we własnym tempie pnie się na Kondracką Przełęcz.

Pogoda jest cudowna, podobnie widoki. Chmury zalegają po północnej stronie grzbietów, a od południowej roztacza się wspaniała panorama gór na coraz odleglejszych planach. Nikt nie krępuje się przystanąć, zresztą pejzaże sprawiają, że co jakiś czas stajemy jak wryci. Biegniemy przez Czerwone Wierchy, a w delikatnych podmuchach wiatru wyczuć można oddechy biegaczy sprzed niemal wieku. Góry są dzisiaj dla nas łaskawe, ale warkot śmigłowca TOPR-u przypomina o tym, że nie musi tak być zawsze. Uważnie stąpamy po kamieniach i pilnujemy szlaku, który na Ciemniaku skręca z grani i prowadzi w doliny.

Cały czas towarzyszą nam zaciekawione spojrzenia turystów – nasze koszulki naprawdę przyciągają wzrok!

Biegnę przez pewien czas z Jankiem i Olą. Z Olą rozmawiamy o górach, o rodzinie – tematy same się pojawiają, choć nie widzieliśmy się od roku, a to ubiegłoroczne spotkanie było naszym pierwszym. To również jest magia gór – zbliżają ludzi, natychmiast, ot tak. To, co w innych warunkach mogłoby być krępujące, tu przychodzi naturalnie. Spotykamy Łukasza Zdanowskiego, który aktywnie regeneruje się po wczorajszym Chudym Wawrzyńcu. „Tylko powoli dzisiaj...”, ostrzega Łukasz i po chwili oddala się od nas, sadząc po kamieniach długie susy jak prawdziwa kozica.

Zbieg kończy się przy Miętusim Potoku. Słońce przygrzewa mocno, a w softflaskach skończyło się picie, więc z rozkoszą czerpiemy zimną wodę z potoku. Schładzam nogi zmęczone stromym zbiegiem, obmywam twarz z kurzu i znużenia. Wstępują we mnie nowe siły i razem z Krzyśkiem truchtamy do węzła szlaków na Miętusim Przysłopie, skąd w kilka minut zbiegamy do Drogi pod Reglami, lawirując między turystami w dzikim pędzie. Wreszcie wpadamy do Zakopanego, mijamy kino Sokół i meldujemy się na mecie, gdzie czeka już na nas silna grupa pod wezwaniem naszych niesamowitych dziewczyn – Agaty, Kingi, Natalii i Iwonki.

Stopniowo pojawiają się kolejni przyjaciele i idziemy wszyscy na obiad. Jakże pysznie smakuje posiłek po takim dniu i w takim towarzystwie! Jeszcze wszyscy są razem, jeszcze emocje nie opadły... a ja już za nimi tęsknię i już nie mogę się doczekać, aż spotkamy się za rok, w pierwszej połowie sierpnia, na trzecim Memoriale Chodu Tatrzańskiego.

Maciek:
Gdyby spytać polskich ultrasów o najlepsze tatrzańskie biegowe wspomnienia, pewnie wielu wskazałoby na chwile spędzone na Biegu Granią Tatr, Mardule czy Tatra Fest. Dla mnie to jeden dzień w roku, kiedy wspólnie z paczką przyjaciół i znajomych podążamy śladami polskich pionierów biegów górskich. Bez gonitwy za każdą cenną sekundą, bez rywalizacji, za to z uśmiechami na twarzach i radością w sercach. Nieważne, czy jesteś zwycięzcą TDS, legendą Janosika, czy przeciętnym Januszem biegania jak ja – każdy jest tu równy i to jest piękne.

Natalia i Kinga:
Kiedy wracamy we wspomnieniach do pewnego sierpniowego, słonecznego dnia, kawa jeszcze lepiej smakuje. Co wtedy się działo? Odbył się historyczny Memoriał Chodu Tatrzańskiego. Chodu...? Oj nie... To nie był chód, a raczej szybka przebieżka po najpiękniejszych zakątkach Tatr, która przyciągnęła jak magnes zupełnie nieprzypadkowych miłośników Tatr i biegania z całej Polski. Dla nas obu właśnie Tatry są początkiem czegoś dobrego. To tutaj zaczęła się nasza znajomość wraz z Nowym Rokiem 2018, kiedy to spędziłyśmy całą noc sylwestrową w trudnych, mroźnych okolicznościach przyrody. Od tego czasu rozumiemy się jak siostry, za które zresztą niektórzy nas biorą.


Miło jest być częścią tak fajnych inicjatyw! A to wszystko dzięki ludziom, z którymi można chód zmieniać w bieganie.

Tekst ukazał się drukiem w magazynie ULTRA#19 wrzesień/październik 2018