Redakcja KR

Mój cel? Przesuwać granice bez końca

Białystok, 26.09.2017

Młody, bezpośredni, wesoły, uwielbia rywalizację. Pochodzi z Suwalszczyzny. Kochał piłkę nożną, ale kariery nie zrobił, choć dzielnie walczył w barwach Polonii Raczki. Z boiska przeskoczył na rower, potem ruszył na biegowe trasy. Na Podlasie trafił na studia. Walka o magisterium na Międzynarodowych Stosunkach Gospodarczych na Uniwersytecie w Białymstoku nadal trwa. Studenckie życie, podróże, zawody, treningi, praca w Decathlon Białystok – wszystko zaczęło się kręcić wokół biegania. Co rusz poprawiane życiówki na krótszych dystansach, złamana trójka, zwycięski debiut w ultra. Marzy o pobiciu 2 h 30 min w maratonie i podbiciu świata ultra. Arek Ostaszewski, bo o nim mowa, najlepiej podsumowuje to na swoim blogu Projektmaratonw230.com.pl: „Ta historia cały czas się pisze i mam nadzieję, że pojawi się jeszcze wiele jej rozdziałów”.

Skąd pomysł na start i zwycięstwo w Ultra Śledziu?

W ubiegłym roku byłem wolontariuszem, bo nie chciałem się „zamulać” na początek sezonu. Kiedy podawałem wodę zawodnikom na 56. kilometrze, to sobie powiedziałem, że trzeba to pobiec i wygrać, albo przynajmniej być w trójce. W końcu to bieg na moim terenie. Wybrałem krótszy dystans i wygrałem.

Krótki staż biegowy, co rusz podium na zawodach, ambitny cel maratoński, co dalej?

Po maratonie w 2:30? Mój cel to przesuwać granice bez końca. Zrobię 2:30, to będę nakręcony na 2:20, zrobię 2:20, to będę nakręcony na jakieś kosmiczne ultra i tak dalej… Jak się wkręcisz, to nie ma końca.

Twoja ukochana Suwalszczyzna to idealny teren na przygotowania do ultra?

Od pięciu lat studiuję i mieszkam w Białymstoku, tam teren jest łagodniejszy, chociaż jak widać po trasie Ultra Śledzia, górki też można znaleźć. Gdy mieszkałem na Suwalszczyźnie, wtedy jeszcze nie myślałem o bieganiu i nie korzystałem z tych wszystkich genialnych ścieżek. Teraz nadrabiam zaległości i zamiast posiedzieć z rodzicami podczas krótkiej wizyty w domu, idę biegać. Sorry Mamo i Tato. (śmiech)

Pracujesz w Decathlon Białystok – jak wygląda na Podlasiu środowisko ultra?

Rozwija się. Czasem można odnieść wrażenie, że każdy chce być ultrasem, mimo że zaczął biegać dopiero tydzień temu. Fajnie, że jest zainteresowanie, ale często brak nam pokory. Mówię to ja – osoba, która niemal wstała od stołu i pobiegła maraton, bez doświadczenia na żadnym dystansie dłuższym niż 3 km, które zaliczyłem na szkolnych zawodach. Więc pokory nam brak, ale nie zawziętości, dlatego na Podlasiu ultra rośnie w siłę.

Czy klienci, w tym ultrasi czasem podpytują o Twoje doświadczenie z zawodów?

Przypomnij sobie jak to było kiedy zaczynałeś biegać, pierwsza piątka, dycha itd. Co sądziłeś o ludziach biegających maraton? Im większa różnica w wyniku sprzedawcy i klienta, tym bardziej ten drugi liczy się z jego opinią, oczywiście musimy to poprzeć wiedzą techniczną, ale same liczby stawiają nas w dobrym świetle. Przykład:

Klient: Biegłem w Ultra Śledziu, buty mi się średnio sprawdziły, na trasie było sporo śniegu, lodu… Co pan by polecił?
Pracownik: Też biegłem, sprawdziły mi się wzorowo Kalenji Kiprace Trail 3. Jak panu poszło?
K: Jestem zadowolony, 37. miejsce, czas X godzin. A jak panu?
P: Też jestem zadowolony, wygrałem na dystansie 50 km. Bardzo fajna trasa.
K: Ooo…

Oczywiście trochę koloryzuję, ale tak to w uproszczeniu wygląda. Sam chciałbym rad od zawodników lepszych ode mnie i zawsze staram się od nich coś wyciągnąć.

Lubisz podróżować, czym zachwycają cię górskie wybiegania?

Urzekają mnie niesamowite widoki i większy wysiłek. Lubię sobie zafundować solidny wycisk. Najlepiej żebym dobiegł gdzieś hen daleko i wrócił pozbierany z „chodnika” przez kogoś nawet nieznajomego, abym nie musiał wracać tą samą drogą. (śmiech)

Twoim biegowym wzorem był, a może wciąż jest sam Wódz, Bartek Olszewski. Myślisz, że przed Tobą podobna sportowa droga?

Nadal jest. Widząc, co wyprawia obecnie na ultra i właściwie nadal na maratonach, to kimś takim chcę być – wzorem do naśladowania. I najlepiej żebym z nim zaczął regularnie wygrywać, zanim Bartek się zestarzeje, żeby nikt nie powiedział, że przegrał ze mną ze względu na podeszły wiek. (śmiech)

Czym dla Ciebie jest rywalizacja?

Esencją biegania! Nie ma rywalizacji, nie ma sensu biegać, tak do tego podchodzę. Bieganie samo w sobie jest nudne, a ściganie to już inna bajka. Wygrać z gościem, z którym przegrałem wczoraj, hmm, bezcenne.

Jakie masz plany na ultra w przyszłości?

Może coś na ulicy? No i chcę zrewanżować się za tegoroczny Wings for Life w Bratysławie, gdzie złapałem kontuzję i musiałem skończyć na 42. kilometrze.

Praca w sklepie biegowym, intensywne treningi, ambitne cele sportowe, studia – doba nie jest za krótka?

Za krótka, dlatego studiuję „tylko” zarządzanie i nie bronię się w pierwszym terminie. Nie wyrobiłem się, a i na wrzesień będzie ciężko. Nie ma spiny, są drugie, trzecie terminy. Przynajmniej tak mówią ci, którzy też uważali, że studia to nie wyścig.

Jesteś młody i coraz mocniejszy na każdym dystansie. Trenujesz sam czy z trenerem? Kiedy namieszasz trochę w świecie ultra?

Mam 24 lata, a to już nie jest ten optymalny wiek na łapanie szybkości, chociaż też nie powiem, że czas umierać… (śmiech) Trenuję sam od ponad roku i widzę duży progres, ewidentnie trafiłem w swój trening. Najpierw maraton, ale nie wykluczam jakiegoś spontanicznego startu w ultra tym roku. Raczej na zasadzie zaspokojenia głodu, osiągnięcia sukcesu, jeśli w tym sezonie coś pójdzie nie po mojej myśli. A na Śledziu nie namieszałem? (śmiech) Startowałem ramię w ramię z Łukaszem Zdanowskim, który ma w tym roku, jak i w ubiegłym świetne wyniki, sprawiłem małą niespodziankę nawet sobie samemu. A poważniej to przez najbliższy rok może się wiele wydarzyć, więc mogę złożyć jakąś małą obietnicę zrobienia zamieszania. Pogadamy za 365 dni, dobra?

Zdjęcia: Krzysztof Karpiński 

Wywiad ukazał się w 12. numerze magazynu ULTRA.