Mikołaj Kowalski-Barysznikow
Biegacz amator
Bieg Beskidnika - 21 km

Zielone serce Beskidu Niskiego

Folusz, 04.10.2017

To nie będzie obiektywna relacja. Bo nie ma obiektywizmu tam, gdzie jest miłość. A u mnie miłość do Beskidu Niskiego jest wielka. Do jego krzaków, tajemnic, zalesionych grzbietów, błotnistych ścieżek. Do jego mgieł, wysokich traw i niskich szczytów. Kocham Beskid Niski, a najbardziej kocham go w biegu. W minioną niedzielę w samym sercu „Malutkiego” odbył się Beskidnik, piękny bieg po Magurskim Parku Narodowym.

„Jak będziesz chciał mnie wyprzedzić, mów!”, krzyknąłem do tego za mną. „Trzymaj tempo!”, odkrzyknął. Biegliśmy razem już od ponad 8 kilometrów, ja przodem, on ślad w ślad za mną. Czasem na chwilę się rozdzielaliśmy (gdy trzeba było kogoś  wyminąć), ale już po chwili miałem go znów na plecach. Gdy dobiegał, od razu poznawałem go po oddechu – ciężkim, ale miarowym. Nie widziałem nawet jego twarzy, ale w pewien sposób mi zaimponował. Czułem, że facet daje z siebie wszystko. Stał się moim kompanem tej pięknej, biegowej przygody. Rozdzieliliśmy się dopiero, gdy dotarliśmy do ostatniego, asfaltowego odcinka. Nie było żadnych wątpliwości – na finiszu był mocniejszy ode mnie. „Leć, chłopie”, podkręciłem go. „Ja trzymam tempo, ale ty przyspieszaj”. Przyspieszył, wyprzedził mnie, i wtedy po raz pierwszy zobaczyłem jego twarz. Był sporo starszy ode mnie, na oko po czterdziestce. Ale nogi miał mocne. Minął nie tylko mnie, ale jeszcze dwóch zawodników z przodu. Na mecie przybiliśmy piątkę. Mój beskidzki druh nazywał się Adam i przyjechał do Folusza z Myślenic. Ja podziękowałem mu za towarzystwo na trasie, a on mi – za liderowanie. Fajnie, że mogłem pomóc w osiągnięciu dobrego wyniku. Trail Spirit, Team Spirit! (Na zdjęciu Adam ne mecie)

Magurski Park Narodowy powstał dopiero w 1995 r. i jest najmłodszym parkiem narodowym w Polsce. Rozciąga się na terenie województw podkarpackiego i małopolskiego i stanowi pomost pomiędzy Karpatami Zachodnimi i Wschodnimi. Magurski Park Narodowy jest zielonym sercem Beskidu Niskiego, a Bieg Beskidnika to wyjątkowa inicjatywa, bo stworzona wcale nie przez biegaczy (jak większość znanych mi imprez trailowych), lecz zainaugurowana w zeszłym roku przez lokalne władze w celu promocji tego pięknego mikroregionu. Ciekawa sprawa, że w czasach gdy jeden park (Bieszczadzki) zakazuje biegaczom wstępu na swój teren (słynna afera z Biegiem Rzeźnika), inny – na dodatek sąsiad – wykonuje spory wysiłek, żeby tych samych biegaczy ściągnąć do siebie. Bieg Beskidnika to kameralna impreza, ale ma wszelkie warunki ku temu, żeby już wkrótce w Foluszu startowało nie trzysta, lecz pięćset (a może nawet i tysiąc) osób!

Rozgrzewka. Element obowiązkowy przed każdym biegiem. Kto jej nie robi, widocznie jeszcze nie miał poważnej kontuzji. Ja miałem niejedną, dlatego rozgrzewkę robię zawsze. A im krótszy bieg, tym rozgrzewka intensywniejsza. Jakiś czas temu przekonał mnie do tej teorii słynny maratończyk Mariusz Giżyński, który przed 10-kilometrowym crossem w podwarszawskiej falenicy przygotowywał się dwa razy dłużej niż później biegł. Rozgrzewka zajęła mu godzinę, a sam bieg – tylko 30 minut! Beskidnik to półmaraton, lub też – jak go określił Bartosz Gorczyca – „najpiękniejszy półmaraton w Polsce”. Kiedy powiedział mi to przed startem, myślałem, że przesadza. Że przemawia przez niego lokalny patriotyzm (Bartek pochodzi ze Skołyszyna, a to przysłowiowy rzut kamieniem z Folusza). Jakże się pomyliłem! Trasa Biegu Beskidnika jest naprawdę bajecznie urokliwa. Przy czym nie uświadczysz na niej spektakularnych widoków, przygotuj się raczej na las we wszystkich odmianach. Ja poczułem się na Beskidniku, jakbym wlazł do szafy i przeskoczył biegowym krokiem do Narnii. Kiedy już na mecie oglądałem sobie mapę, okazało się, że przebiegaliśmy m.in. obok wodospadu i rezerwatu skalnego „Kornuty”. Jednak byłem tak zaaferowany gonitwą i dyszącym mi na plecach Adamem, że nic z tych rzeczy nie zobaczyłem. Widziałem tylko las, las i las. Ale to dobrze, bo mam przynajmniej dwa kolejne powody, żeby wrócić do Folusza i nadrobić zaległości.

Bieg Beskidnika odbył się w tym roku po raz drugi – oprócz dystansu, na którym biegłem (21 km), można było wybrać trasę 6-kilometrową. Organizatorzy nieoficjalnie zapowiedzieli, że w przyszłym roku dołożą jeszcze dystans maratoński. I to nie w przypadkowym terenie, lecz na autorskiej trasie Bartosza Gorczycy. Jeśli moja relacja jeszcze Was nie przekonała, żeby za rok przyjechać do Folusza poznać uroki przepięknego Magurskiego Parku Narodowego, macie tu trzy dodatkowe powody, które nie pozostawią żadnych wątpliwości, że tu po prostu trzeba być:

1. Bieg Beskidnika to idealne przetarcie przed Łemkowyną (dla tych, którzy zdążyli się zapisać) lub niezawodny sposób na otarcie łez (dla tych, którzy się zagapili i nie ma ich na liście ŁUT);
2. Grochówka na mecie (również w wersji wegetariańskiej) jest tak pyszna, że smak satysfakcji po ukończonym biegu jest podwójny;
3. Kiedy już zjemy grochówkę, odpoczniemy i się przebierzemy, kilkaset metrów od mety znajduje się niepozorny Fish Bar PiK – idziemy tam na drugie danie: najlepszego pstrąga w Polsce!

Mało?! No to łapcie powód nr 4, ostatni:

4. Jeśli uda się Wam przegonić Bartka Gorczycę, w nagrodę nie tylko staniecie na najwyższym stopniu podium, ale w nagrodę dostaniecie też obrotowe krzesło od sponsora (firmy Nowy Styl), a potem będziecie sobie w nim siedzieć, obracać się dowoli i wyobrażać sobie, że jesteście Królami Beskidu Niskiego!  

Przydatne adresy:

Strona www Biegu Beskidnika

Profil FB Biegu Beskidnika

Link do wyników 2017