Fotografia była mi bliska może nie od zawsze, ale od bardzo dawna. Na pierwszy ogień poszła architektura, a ściślej nocne łażenie pod mostami i szukanie najlepszych kadrów. Po pewnym czasie temat stał się dla mnie mniej atrakcyjny i pojawił się przed obiektywem człowiek. To było coś! Postać, portret, czasem akt, generalnie ludzie jako tacy. Z czasem wykrystalizowała się pasja do samego portretu i to przede wszystkim ludzi starszych. Takich, u których na twarzy mogłem znaleźć skrawek ich życia. Zatrzymanie w kadrze to nie był jedynie „pstryk”, to były rozmowy, poszukiwania, powroty do tych samych miejsc i ludzi. To było super.
Tekst i zdjęcia: Rafał Bielawa
Niestety i stety nowa pasja ograniczyła znacząco mój wolny czas. Można powiedzieć, że bieganie to najgorsza kochanka, zabierze Ci wszystko. Nie chce dzielić się z nikim, chce wciąż więcej i więcej. Nie ma dość, gdy pada deszcz, gdy jest zimno, po prostu nie liczy się zwolnienie lekarskie, musisz znaleźć tych kilkadziesiąt minut i spotkać się z nią na trasie. I jak tu żyć? Po pewnym czasie jednak tęsknota za fotografią była na tyle silna, że wybrałem się raz, czy drugi ze swoim ulubionym analogowym hasselbladem na spacer. Zatrzymałem się raz, drugi i trzeci. Wiedziałem, że nadal, może w nieco mniejszym wymiarze, ale chcę robić zdjęcia. I tak pewnego dnia pojawiłem się na szlaku z aparatem przewieszonym przez ramię zamiast biegowego stroju.
Czy to lubię? Uwielbiam. Mimo że nie szukam karkołomnych kadrów, to bawię się świetnie. Cieszę się z tych spotkań, zabawnych sytuacji, których na zawodach jest bez liku. Z racji tego, że sam biegam, to czasem zatrzyma się ktoś koło mnie i zamiast pędzić na złamanie karku do mety, rozpoczyna pogawędkę, która kończy się wspólnym zdjęciem. To niezwykle sympatyczne i miłe.
Czasem z ekipą wsparcia w postaci moich dzieciaków tworzymy mobilne strefy kibicowania. Marysia z Adamem dopingują, machają dzwonkami i wrzeszczą wniebogłosy, a ja kradnę dusze zawodnikom i zatrzymuje je w kadrze.
Oczywiście, mimo najszczerszych chęci, nie jest to możliwe, aby złapać wszystkich. Do tego nie da się stać w jednym miejscu i stale się człek przemieszcza między punktami. Raz na piechotę, innym razem biegiem, czy po prostu autem. Dzięki temu można pokazać różnorodność biegu. Z pewnością łatwiej się robi zdjęcia na zawodach, które się zna. Do tego jeszcze dochodzi pora dnia i nocy. Jak to wszystko uda się dobrze spiąć, można zrobić naprawdę świetne foto. Mi niestety się to jeszcze nie udało. Mimo to cieszy mnie, że mogę wrzucić zdjęcia do sieci i widzę, że podobają się tym, na których mi zależy, czyli biegaczom. Kto nie lubi dostać zdjęcia na którym jest się uśmiechniętym i szczęśliwym? Nie znam takich ludzi, i całe szczęście.
Zwłaszcza zimą to moje bieganie z aparatem to jakby udział w zawodach. Sam o tej porze roku nie startuję, tylko przygotowuję się do startów w późniejszych miesiącach, ale jestem w samym centrum rywalizacji i fantastycznej zabawy. Czerpię ogromną przyjemność z tych wspólnych chwil. Do tego jeszcze jak pogoda dopisze, jak to miało miejsce podczas ostatniego Zimowego Półmaratonu Gór Stołowych, to radość moja nie zna granic.
Wspominałem o zabawnych historiach. Kiedyś na zawodach wiedząc, że mam za sobą już tylko kilku zawodników stwierdziłem, że ruszę już w stronę mety. Nie miałem jeszcze żadnego kadru z wręczania medali, więc pomysł wydawał się jedyny słuszny. Złapałem aparat, plecak wrzuciłem na garb i ruszyłem pod górę biegiem. Minąłem jednego, drugiego zawodnika, przed samym szczytem jeszcze jednego, który usilnie chciał się ścigać. Widząc jednak, że oddalam się, odpuścił. Po kilku minutach dobiegł do mety strasznie smutny, gdyż już nawet fotograf okazał się szybszy.
Za to podczas tegorocznego spotkania w Górach Stołowych miałem okazję testować rakiety śnieżne. Zabawa przednia, można było nieco dalej od głównego szlaku szukać fajnych kadrów. Wszystko było pięknie dopóki nie zapadłem się gdzieś między drzewami w śniegu po pas. Rakiety działały jak kotwice i ja walczyłem prawie o życie w śniegu, gdy obok mnie jak sarenki przebiegali uczestnicy półmaratonu. Na koniec rozjechały mi się nogi i spodnie pękły dosłownie na pół. Tym samym przez chwilę i ja byłem dobrym obiektem do zdjęć.
Na koniec powiem, że fotografowanie biegaczy może dać równie wielką satysfakcję co samo bieganie. Mam okazję popracować nieco na wolontariacie, zobaczyć od wewnątrz, jak ciężko pracują ludzie, aby nam biegaczom na punktach było jak w domu. Podczas biegania z aparatem mam więcej czasu na spotkania, rozmowy i przyjemniejsze spędzanie czasu. Także przepraszam was już teraz, ale będę pojawiał się ze swoją „puszką” na trasie.
Do zobaczenia!
Tekst i zdjęcia: Rafał Bielawa czyli 1/2 Ultrabliźniacy i Przyjaciele
Więcej zdjęć z V Zimowego Półmaratonu Gór Stołowych