Szczyrk i Skrzyczne – najwyższy szczyt w grupie górskiej Beskidu Śląskiego, należący do Korony Polskich Gór – to dla wielu Polaków symbole turystyki górskiej i zimowego szaleństwa. Co prawda będąc tam, jeszcze nigdy nie wpinałem nart w buty, ale za to od trzech lat regularnie jeżdżę tam w styczniu, by uzbroić stopy w buty z agresywnym bieżnikiem i cały oddać się… ZAMIECI!
ZAMIEĆ to 24-godzinny ultramaraton, którego trasa biegnie z amfiteatru w Szczyrku do schroniska na Skrzyczne i z powrotem. Pętla górska o długości 13,5 km z 741 m przewyższenia. Jest się gdzie zmęczyć. Bieg jest organizowany od pięciu lat przez profesjonalny zespół biegających miłośników gór pod dyrekcją Michała Kołodziejczyka, wielkiego sprzymierzeńca biegających po górach fanatyków (czy „wariatów”, jak często o nas mówią).
W przypadku ZAMIECI wariactwo nie jest słowem przypadkowym, bo oprócz wymagającej technicznie trasy, impreza co roku częstuje swoich gości skrajnie zróżnicowaną pogodą. Była już prawdziwa zamieć ze śniegiem po pas, było błoto po kolana, był mróz ścinający izotonik w bukłakach i bidonach, były też rzęsiste deszcze zmieniające o świcie zbocza Skrzycznego w wielkie górskie lodowisko. W tegorocznej edycji pogoda była nieprzyzwoicie łaskawa. Śniegu jak na lekarstwo, sucho, bezwietrznie przez ponad 18 godzin, lekki mróz i wiatr, ale i to dopiero nad ranem. Jednym słowem pogoda… nie dopisała. Nie było na co zwalić winy za ewentualne niepowodzenia na trasie. Padły w związku z tym kolejne rekordy: najszybszej pętli, ilości pętli przebiegniętych podczas 24 godzin w biegach indywidualnych i w parach. Padł też rekord frekwencji, ale to akurat nikogo nas nie zaskoczyło.
Organizatorzy ZAMIECI nie skupiają się na corocznym powiększaniu limitów startujących. Bardziej zależy im na kameralności imprezy i utrzymaniu ciepłej rodzinnej atmosfery przez 24 godziny, serwując przy ognisku muzykę, przepyszne jedzonko i rozgrzewające napitki w punkcie logistycznym. Zawsze można też liczyć na ciepłe uśmiechy i rozmowy całego, ciężko wspierającego nas wolontariatu. Walka o przetrwanie na niełatwej trasie o jak najlepszy wynik, walka z bólem i kontuzjami, których zawsze jest sporo (zdarzały się i złamania), pozostają w cieniu wspaniałej atmosfery, jaka panuje tam od piątkowego wieczoru do zakończenia imprezy w niedzielne popołudnie.
ZAMIEĆ to bieg wyjątkowy, bo tworzą go ludzie kochający góry, ludzie kochający bieganie i ludzie kochający innych ludzi. Określenie „magiczny bieg" nie jest przesadzone i naprawdę warto zarazić się jego magią. Spojrzeć na scenerię Skrzycznego, zmęczone – ale szczęśliwe – twarze zwariowanej, zamieciowej braci, uwiecznione na zdjęciach Karoliny Krawczyk czy Jacka Deneki. Łza się w oku kręci, kiedy ogląda się te obrazy i wspomina niemalże każdą chwilę na trasie. Jeszcze cudowniej jest jednak tam wracać i co roku odkrywać ZAMIEĆ na nowo!
PS. Przybywajcie w miodziowych nastrojach, mimo że szczyrkowy smog nie odpuszcza.
Tekst: Mariusz „Miodzio” Mioduszewski
Zdjęcia: Karolina Krawczyk, Dominika Wrona