11 czerwca małe Międzybrodzie Bialskie po raz kolejny gościło śmietankę, a nawet elitę - creme-de-la-creme (wybierz co chcesz) krajowego podwórka biegów górskich. Jak to się dzieje, że bieg (podkreślam - jeden bieg - nie festiwal biegowy) potrafi zgromadzić tyle "najmocniejszych łyd"? W tym roku średni ranking ITRA Top 10 wśród Panów to 786 punktów! Jak kameralny bieg stał się wydarzeniem przez duże "W"? Może dzięki tej relacji zrozumiecie.
foto: 1 i 2. Artur Stańczyk, 3. Roman Koszowski/Foto Gość, 4.Alina Świeży-Sobel/Foto Gość
Czwarta edycja Górskiego Biegu Frassatiego
Zacznijmy od tego, że była to dopiero czwarta edycja biegu, a poziom organizacyjny przerasta najśmielsze oczekiwania. Wiem, co mówię, troszkę tych mniejszych i większych biegów górskich się zrobiło. A oglądając relację z Zegamy, myślę że tworzy nam się tutaj " Zegama Beskidu Małego."
Organizator to Mega Mistrz Wszechogarniacz Wszechrzeczy. Jest wszędzie. Wie, gdzie jedzonko na mecie dają i co jest do picia, a nawet podziękuje osobiście za przybycie (!) Zawsze uważam, że najzwyczajniej w świecie trzeba mieć do tego jakiś "dryg", a tu ten "dryg" jest do potęgi entej. Pamiętać też trzeba, że zawody nie zaczynają się w chwili startu o 9.30 i nie kończą o 14.30 wraz z limitem. A zaangażowana jest w to przedsięwzięcie chyba cała lokalna społeczność.

Organizacja wzór
Odprawa online. Bla, bla, bla, niby obowiązkowe, ale pewnie troszkę niekoniecznie. Przyjeżdża więc Halinka z Grażynką (bez obrazy dla tychże pięknych imion) i z daleka widzą odblaskowego wolo, który ładnie przywita i na najbliższe miejsce parkingowe, tudzież łąkę pokieruje. I tenże wolo wytłumaczy gdzie tu iść dalej, żeby pakiecik odebrać. No więc idą dziewczyny po pakiet, no ale zonk. Nie wydrukowały zgód, no nie wiedziały. Okej, okej, noł stres, wszystko mamy na miejscu. Pakiet wydadzą, jeszcze o wyposażeniu obowiązkowym przypomną. Folia, kubek - podstawa, minimum absolutne! Idziemy więc dalej nad jeziorko. Sorki, na start. Jest on tak uroczysty, że nawet u Najwyższego o wstawiennictwo można poprosić. Emocje sięgają zenitu, elita rozgrzana do czerwoności, tyły opalone w słonku, ale też by już w trasę ruszyły. I jest, lecimy!
Trasa
Trasa 21,8km, 1120m przewyższeń. Łatwa? Trudna? To już każdy wedle uznania. Dla mnie bardzo, bardzo biegowa. Pierwszy kilometr w sprincie, ale potem już zaczyna się oddzielać ziarno od plew. 2 i 3 km to pod górkę i po asfalcie, czyli coś z czym nigdy się nie polubię. Ale potem Nowy Świat i zupełnie nowa odsłona biegu. W cieniu, po prawie płaskim. Nogi wręcz rwią się do biegu, ale... przystaniemy na chwilkę. Na tym odcinku kibiców jak mrówków. Z prawej, z lewej, kibicują, dopingują. Wesoło, fajnie, miło i przyjemnie. Mijamy tak doładowani atmosferą Gaiki i zbiegamy na Przełęcz Przegibek. A tam istne szaleństwo, disco-boogie-night i Pan Krowa.

No musisz na niego wpaść, zbić pione. Mistrz dopingu, zgona przegoni, zmułę przepędzi i nowe siły wleje w człowieka. Tak w ogóle to tam był punkt odżywczy i mimo że leciałam na wynik nie dało się nie zauważyć, że suto zastawiony. Generalnie na Przegibku... gruba impreza. A dalej... kibiców wcale nie mniej. Mimo, że teraz trasa taka troszkę jakby cięższa się zrobiła. Dwa konkretne podbiegi/podejścia (jak kto potrafi) i docieramy na Magurkę.
Kibice - mocniej bijące serce zawodników
A na Magurce... dzikie tłumy! Ale przystańmy na momencik. Oznaczenie trasy. No choćbym chciała( a czasem nie chcę, a to robię), no nie dało się zgubić. Wyobraźmy sobie, że Halinka taka średnio dowidząca. Nie zna trasy, nie ma tracka. A tu taśmy nie są jakieś żółte, że pod słońce nie widać, ani nie zielone, że z liśćmi się zlewają. Nie. Są biało- niebieskie. Najprostsze jak tylko się da. Na ziemi wymalowane na oczojebne różowe strzałki, a w każdym newralgicznym punkcie ktoś stał i kierował. Podstawa? Uwierzcie, że często tego brakuje... A więc nie zagubieni dobiegamy na Magurkę i chwilkę po płaskim dobiegamy do Czupla (najwyższy szczyt Beskidu Małego) i potem z górki - cztery kilometry. Bez niespodzianek ostra dzida w dół - bardzo ostra. Osobiście strasznie mi głupio, bo naprawdę musiałam się skupić, żeby orła nie wywinąć i poprostu nie byłam w stanie odpowiedzieć, odmachać, zwłaszcza tym wszystkim krzyczącym dzieciakom, którzy tak spontanicznie kibicowali :) I jesteśmy w Międzybrodziu ! Do mety kilkaset metrów. Wbiegasz na czerwony dywan nie jako noł-nejm, tylko jak prawdziwa gwiazda o imieniu i nazwisku. Czy jesteś pierwszy, czy dziesiąty czy ostatni. Jesteś kimś, a nie bezosobowym biegaczem. Oczywiście ostatni zgarnia największe brawa :)

Dlaczego warto wpisać Frassatiego w kalendarz?
No dobra. Teraz ktoś zapyta. " A to nie jest tak na każdym biegu górskim? Przecież wszędzie są fajne góry, widoki, fajni organizatorzy, wolontariusze..." A ja odpowiem. "Ok. Przyjedź do Międzybrodzia, na Frassatiego czy też na wrześniowy Maraton Trzech Jezior (Festiwal organizowany przez tą samą ekipę). Zobaczysz. I wrócisz. Bo obok super sportowej rywalizacji na najwyższym poziomie, super imprezy, pięknej krainy gór i jezior, znajdziesz szacunek dla każdego biegacza i atmosferę jak w wielkiej biegowej rodzinie. Bo są biegi i jest " Frassati"