Redakcja KR
VIII Zimowy Półmaraton Gór Stołowych - 31km

Relacja z Zimowego Półmaratonu Gór Stołowych

Góry Stołowe, 24.01.2022

Zimowy Półmaraton Gór Stołowych … słońce, śnieg, góry i sportowa rywalizacja, czyli wszystko co kocham w jednej chwili, dla mnie i trzystu innych biegaczy.

Tekst: Sylwia Hotała

Zdjęcia: FB Maraton Gór Stołowch, Rafał Bielawa, Piotr Dymus

Plan na bieg

Tak miało być, ale wyszło inaczej. Zamiast słońca była mgła, która momentami mocno ograniczała widoczność. Śniegu było mnóstwo, góry pokryte warstwą białego puchu wyglądały bajecznie, ale dzień wcześniej , kiedy biegacze pokonywali dystans 21 km. Ja wybrałam 31 km i ani przez chwilę nie żałowałam. Nie pozwoliłam, by mgła i śnieg sypiący w oczy, przeszkodziły mi w walce, którą toczyłam na każdym kilometrze biegu.

Ciężki bieg

Relacje z biegów bywają bajkowe, pełne pozytywnych emocji, ale mój wczorajszy start był naprawdę ciężki. Kolejny rok, gdzie przez reżimy sanitarne nie było wspólnego startu, nie można było przewidzieć na której się jest pozycji i czy można walczyć o podium. Dlatego od początku postanowiłam, że dam z siebie wszystko, jak zawsze. Miałam ambitny plan, by na pierwszych, trudniejszych 20km, biec spokojnie, a ostatnie 10km pokazać co potrafię. Ale kiedy przyszły pierwsze zbiegi, nie mogłam się powstrzymać i momentami rozpędzałam się tak, że nie wyrabiałam na zakrętach. Niczym górska kozica zeskakiwałam po kolejnych skałach nie bojąc się już upadku, niczego.

Pierwszy kryzys na biegu

Cieszyłam się, kiedy uświadomiłam sobie, że pierwsze 10km pokonałam w czasie o 5 minut lepszym niż w ubiegłym roku, w głowie myśl, żeby kolejną „dychę” przebiec w miarę spokojnie i nagle kryzys, moje ciało biegnie, ale głowa nie współpracuje, zaczyna się natłok myśli, a to nie był czas na głębokie, życiowe przemyślenia. Ratunkiem było mp3 z muzyką, która dodaje energii i napędza. Z słuchawek popłynęło „We are the champions”, z oczu popłynęły łzy, a wraz z nimi rozpłynęły się trudne emocje, których nie chciałam już dźwigać przez śnieżne zaspy. Kolejna melodia „Idź i walcz” była idealna na te warunki, na zażegnanie kryzysu. Słowa „…idź i walcz, dajesz tempo, wygrasz wiem to…” podniosły mnie na duchu i obudziły waleczne biegowe serducho.

Bieg w rytmie muzyki

Kolejne kilometry mijały w rytmach energicznej muzyki, nie przeszkadzał grząski śnieg, zmęczenie i trudne warunki. Dobiegłam do ostatniego punktu, na którym spotkałam kolegę z drużyny i jego wsparcie okazało się kluczowe na ostatnich kilometrach , bo kiedy po raz kolejny brakowało sił , on dodawał otuchy, walczył razem ze mną. Biegi to nie tylko kilometry pokonanej trasy, to też ludzie, których spotykamy! Każde brawa, słowa otuchy i powodzenia dodawały mi bardzo dużo sił. Kiedy zmęczeni nie widzimy oznaczeń i trasy, spotykamy ludzi, którzy wskazują właściwą drogę. Gdy pokonujemy kolejny trudny odcinek, nagle wyłania się z aparatem rekordzista głównego szlaku beskidzkiego i fakt, że pokonał dystans ponad 500km uświadamia mi, że moje 31km to przecież tak niewiele, że dam radę.

Schody, schody, schody…

Ostatnim etapem były schody, a tylko ich pokonanie dzieliło mnie od upragnionej mety, tylko że tych schodów było ponad 600! Starałam się wbiegać, ale skurcze mi to uniemożliwiały, już nie miałam skąd czerpać sił, więc szłam, krok za krokiem, schodek za schodkiem i nagle znajomy głos krzyczący „DASZ RADĘ! NIE ODPUSZCZAJ!” To był mój młodszy brat, który pomimo, że sam przed momentem zaliczył kilkaset morderczych schodów, pokonał je ze mną po raz kolejny, wciągając na sam szczyt swoimi słowami wsparcia. Życzę każdemu takiego wsparcia w najtrudniejszych życiowych momentach, nie tylko tych sportowych.

Szczęście na mecie

Bieg kończę jako pierwsza kobieta, jako jedyna kobieta złamałam 4 godziny i wyrobiłam sobie 6 minutową przewagę, więc to zwycięstwo to nie przypadek. Z satysfakcją i dumą staję na najwyższym stopniu podium, odbieram zasłużoną nagrodę i już planuję kolejne starty.

Pełne wyniki.