Na moim biegowym bucket list impreza 100 Miles of Beskid Wyspowy była już od jakiegoś czasu. Chociaż pochodzę z sąsiedniego niemal Beskidu Niskiego, to ten górski region jeszcze jest mi mało znany. Wolne na majówkę ustaliłem od razu jak była taka możliwość w pracy.
Tekst: Damian Panek, zdjęcia: Damian Panek, Katarzyna Gogler
Tyle, że pierwotnie miałem biec na imprezie Run To Hel (przełożone z zeszłego roku). Termin kolidował zatem z impreza w Beskidach. Okazało się jednak, że nadmorski bieg przełożony jest po raz drugi, a zapisy na 100 MoBW zostały już zakończone. Na facebook'owej grupie Kingrunner Ultra padło szybkie rozdanie pakietu dla chętnej osoby na bieg czternastu mil pod tytułem Owczy Pęd. Od razu się zgłosiłem. Z wyżej wymienionych względów :)
Cały festiwal był realizowany pod formułą imprezy turystycznej promującej tę część Beskidów, ze względu na pandemiczne reguły. Mój dystans wystartował dziś równo o 10:00 rano. Wraz z pięćdziesięcioma innymi biegającymi wystartowaliśmy żółtym szlakiem spod amfiteatru w Łącku. Początek trasy to długi podbieg aż do małej drogi asfaltowej, gdzie zbiegając długą serpentyną mogliśmy podziwiać doliny i wierzchołki Beskidu Wyspowego. Pogoda dopisywała. Było słoneczne do południa, z niezłą widocznością i małą ilością chmur. Matka natura jednak zmienna jest. Warunki jak w kalejdoskopie pogorszyły się przed podejściem na Modyń (1028 m n.p.m.). Spadł rzęsisty, ulewny deszcz. Woda spływa strumieniami. Błoto oplatało każdą część buta. Na najwyższym punkcie biegu poza tabliczką z nazwą, wysokością i krzyżem, nie było już widać nic więcej. Całe szczęście, że po jakimś czasie zaczęło się przejaśniać i z zabłoconego, mokrego lasu wróciliśmy na asfaltowy zbieg wprost do Łącka. Mijaliśmy typowe ląckie sady, na horyzoncie oczu znów ukazał się piękny widok dolin z dużą dozą słońca. Jeszcze podbieg pod amfiteatr i meta dystansu 14 mil, czyli około 23 kilometrów.
Trasa miała około 920 metrów przewyższenia. Z czasem 2h50 min ukończyłem go na 18. miejscu. Wbiegali kolejni entuzjaści gór z mojego dystansu i uczestnicy 100 mil (ponad 160 km). Ci drudzy zaczęli swój bój dzień wcześniej o 6 rano. Przy amfiteatrze po biegu panowała atmosfera, której nam brakowało od dawna przez te wszystkie ograniczenia zawodów. Tematów rozmów, planów na przyszłe starty nie było końca. Do tego pyszna zupka jarzynowa i cudowny smak łąckich jabłek i soku z tego owoca. Łącko to małopolska stolica sadów i tutejsze jabłka mają status chronionych oznaczeniem geograficznym. Tutaj jabłko jest nawet namalowane na muralu :)
Podsumowując, bieg 100 Miles of Beskid Wyspowy jest na swój sposób wyjątkowy. Mała impreza biegowa tworzona przez ludzi z wielką pasją, którzy stanęli na rękach żeby stworzyć tak świetne wydarzenie w tych trudnych czasach. Serdeczni i oddani wolontariusze. Piękna trasa, poprowadzona ścieżkami Beskidu Wyspowego. Polecam wszystkim to wydarzenie. Do wyboru nie tylko 14 i 100 mil. Jest i 40 mil.
Każdy znajdzie coś dla siebie. Zwłaszcza Ci co szukają, mniej oklepanych miejsc niż Bieszczady czy Tatry.