Ania Kącka opisuje swój start w OCC podczas tegorocznego UTMB!
Zdjęcia: Andrzej Olszanowski
Tegoroczny start w OCC miał być rewanżem za zeszłoroczny bieg, podczas którego praktycznie cały czas padał mocny deszcz. Przyjechaliśmy cztery dni przed biegiem, spędziliśmy je bardzo intensywnie.
#UTMBultraweek
Podróż, przygody z domkiem, rekonesans... We wtorek zostaliśmy zaproszeni do “domku Buff’a”, gdzie Sergio wraz z resztą ekipy bardzo ciepło nas przyjęli. Zjedliśmy przepyszny obiad i zostaliśmy wyposażeni w nowe stroje. Zagraliśmy także w piłkarzyki z Zachem Millerem - biega znacznie lepiej! Udało mi się również dorwać autograf od Emelie Forsberg wraz z dedykacją do jej nowiutkiej książki!
W nocy przed biegiem ciężko było zasnąć - wszystko przez emocje, których dostarczył nam Marcin Świerc, wygrywając TDS! To dodało nam skrzydeł i rozbudziło wyobraźnię.
W tym roku planem minimum było złamanie 7 godzin. Marzyłam, by pobiec 6:45, bo to dawało realne widoki na szerokie podium. Myślę, że były na to spore szanse, gdybym nie poczuła się tak słabo na 36. km. Nie popełniłam żadnego błędu logistycznego, pilnowałam jedzenia żeli, dużo piłam... Tylko czasami tak się zdarza, że organizm się buntuje - kobietom zdarza się to nieco częściej, a o 1,5 km dłuższa trasa, na pewno też miała na to wpływ.
W OCC, tak samo jak w pozostałych biegach UTMB, wystartowała cała światowa czołówka. Byłam podekscytowana, startując z pierwszych linii u boku takich gwiazd jak Eli Gordon, Ruth Croth czy Lucindy Bartholomew, ale celowałam w miejsce w pierwszej dziesiątce kobiet. Nie udało się, ale wiele nie brakowało. Tasowałam się ciągle z kilkoma zawodniczkami. Różnica między miejscami 7-14 wynosiła przez większość trasy tylko kilka minut. Byłam mocniejsza na zbiegach, słabsza na podejściach - wyszedł niestety brak możliwości częstszego treningu w wysokich górach.
Mieszkam na Śląsku, pracuję i nie zawsze udaje mi się wycisnąć coś więcej. W przygotowanie do tego biegu włożyłam tyle sił i serca, ile tylko się dało! Na starcie dałam z siebie wszystko! Walczyłam tak, jak potrafiłam i na ile organizm mi pozwolił. Mogłam tylko mocniej zawiązać buty. Przez kamyk porządnie obtarłam stopę, dodatkowo porobiły mi się bąble. Doskwierały, gdy starałam się złapać zawodniczki na ostatnich 6 km, zbiegając z La Flegere.
Bezpośrednio po biegu odczuwam niedosyt. Chciałam być w dziesiątce, złamać 7 godzin. Jednak pobiegłam niecałe 5 minut wolniej niż planowałam. Starczyło to tylko na 12. miejsce. Niezbyt mocno pocieszył mnie fakt, że trasa była 1,5 km dłuższa. Jestem bardzo wdzięczna wszystkim kibicom z Polski. Zarówno tym, którzy kibicowali z domu, jak i tym na trasie. Czułam wsparcie na każdym kroku.
Daleko mi do Marcina Świerca, a otrzymałam mnóstwo wspaniałych wiadomości i usłyszałam wiele ciepłych słów. Podczas biegu spotkałam wielu Polaków, wszyscy życzyli mi dobrze, podnosili na duchu, podawali informacje o różnicach czasowych. Wielu z nich miało swoje starty za sobą, a kilku startować miało w piątek w CCC albo UTMB. Na linii startu spotkałam też znajomych zawodników z Polski - Paulinę Wywłokę, Piotrka Bętkowskiego i Damiana Kozioła - przemiło było pobiec z Wami, chociaż przez chwilę! Dziękuję wszystkim, bez których nie miałabym możliwości wystartować w tym wspaniałym biegu: Buff, Sklepowi Biegacza, Compressport Polska, Squezzy, Arch Max, Cebe i Silva. Wystartowałam wyposażona jak najlepszy profesjonalista, od stóp po sam czubek głowy!
Ogromne gratulacje dla wszystkich startujących Polaków!