To co się wydarzyło przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Do dnia dzisiejszego nie wierzę, w to co się stało. JESTEM MEGA Szczęśliwa z tego sukcesu, który jest dla mnie zaskoczeniem.
Tekst: Paulina Krawczak / biegusiem.pl
Zdjęcia: Piotr Dymus, Karolina Krawczyk, Katarzyna Gogler
Jechałam na BUGT z nastawieniem - baw się dobrze i ciesz się z tego, że możesz wziąć udział w tak kultowym biegu i to jeszcze w Twoich ulubionych taterkach :-) po prostu HEJ PRZYGODO. Początek biegu zaczęłam spokojnie razem dwoma biegusiami (dzięki Paweł i Adam) - czułam się komfortowo, głową fajnie pracowała pierwsze podejście szło dobrze, ale jeszcze czułam, że nie jestem na swoich obrotach kolejne kilometry upływały mi super. Sama się dziwiłam, że biegnie mi się nawet w miarę lekko pierwszy punkt żywieniowy - uzupełnienie bidonów, kanapka z serem (moja ulubiona), dostawa żeli od supportu (dziękuję Dominika :-)) i w drogę dalej.
Podejście na Ciemniak, wiedziałam, że będzie długie, ale o dziwo nie dłużyło się miałam dużo czasu na podziwianie widoków hehe :-) ścieka do Kasprowego to już w ogóle czad, dużo ludzi, ja pełna werwy ładowana dopingiem mknęłam dzielnie i żwawo do przodu. Ostatni zbieg do Murowańca szybciutko pokonany, bo wiedziałam, że tam czeka na mnie mój osobisty supporcik (dziękuję Werka) wzięłam coś za ząb, uzupełniłam braki (dzięki Kasia Solińska) i poleciałam dalej na Krzyżne.
Zdawałam sobie sprawę co teraz mnie czeka i właśnie tutaj nastąpi lekki kryzysik w głowie. Jednak chwilę porozglądałam się w koło, i magia gór spowodowała, że siły wróciły. Wspinaczka na Krzyżne szła dość mozolnie, ale spokojnie i konsekwentnie do przodu, gdzie czekała na mnie mała niespodzianka, coca-cola od Szymka Sawickiego - oj tego było mi tam trzeba dzięki. Zbieg do Wodogrzmotów Mickiewicza - to jest to, co tygryski lubią najbardziej - poszedł sprawnie z uśmiechem na buzi, troszkę było zabawy z mijaniem ludzi w Dolinie Pięciu Stawów, ale nawet mi się to podobało.
Ostatni etap to dość prosty odcinek większość z górki, więc pokonałam go przyzwoicie choć już z lekkim grymasem na buzi. Na podejściu pod Kopieniec dogania mnie inny zawodnik i mówi „dawaj, dawaj już końcówka!. Jesteś pierwsza” (dzięki za motywację) . Dopiero wtedy uświadamiam sobie co może zaraz się wydarzyć. Choć już nie mam sił mknęłam do przodu, ostatnie podejście na Nosalową Przełęcz i emocje zaczynają buzować. Docieram na górę wolontariusz krzyczy "ostatni kilometr, wszyscy czekają już na Ciebie" i wtedy już radości osiąga zenitu.
ZBIEGAM jak szalona krzyczę w koło "wygrałam", "kurde wygrałam", "to się nie dzieje na prawdę". W biegam na metę jako pierwsza, kibice głośno skandują, a ja nie mogę uwierzyć, że to zrobiłam - że osiągnęłam tak wielki jak dla mnie sukces 1miejsce i ten czas 10:13,57 dla mnie kosmos:-)
Dla mnie to JEST WIELKI SUKCES, bo nie trenuje na wynik, biegam, bo to uwielbiam. Dziękuję bardzo organizatorom, że dali mi szanse wzięcia udziału w tym biegu. GRATULUJĘ WSZYSTKIM Zwycięzcom JESZCZE RAZ oraz każdemu, kto ukończył ten trudny bieg.
To była dla mnie mega przygoda:-) bieg petarda, organizacja wspaniała, atmosfera niepowtarzalna, po prostu Czad.