Enervit Bieg na Wielką Sowę, zaliczany do Ligi Festiwalu Biegowego, z roku na rok przyciąga coraz większą liczbę biegaczy, a to za sprawą wymagającej trasy, bogatego pakietu startowego i atrakcyjnych nagród dla najlepszych. Zwycięzcy losowania mogli w tym roku wygrać wycieczkę na Lazurowe Wybrzeże (!)
Wisienką na torcie jest darmowe wejście na zabytkową Wieżę Widokową na szczycie Wielkiej Sowy, która jest zarazem metą tego biegu.
Od kilku lat decyzją biegaczy zawody otrzymują nagrodę za najlepszy bieg górski zdobywając “Złotą Kozicę” w kategorii Biegi Alpejskie.
Jubileuszowa 10 edycja przyciągnęła do Ludwikowic Kłodzkich, gdzie zlokalizowany jest start biegu, rekordową liczbę zawodników. Tym razem do mety na szczycie Wielkiej Sowy (1014 m. n.p.m.) dotarło 817 osób - o ponad 100 więcej niż przed rokiem.
Imponująca liczba.
Główny organizator biegu - Centrum Kultury Gminy Nowa Ruda przeprowadza Mistrzostwa Polski Weteranów w Biegu Górskim.
O promocji biegu można pisać w nieskończoność. Czy rzeczywiście bieg zasłużył na tak wysokie noty i mocną pozycję na mapie imprez biegowych w Polsce? O tym postanowiłam przekonać się na własnej skórze.
11.08.2019 r. na godzinę przed startem melduję się w Biurze Zawodów, by dopełnić formalności. Miasteczko biegowe wygląda imponująco. Ogromna scena z głośną muzyką, jest bogata strefa gastronomiczna, grill, piwo rzemieślnicze, lody włoskie. Nie zabrakło również namiotów z wyposażeniem sportowym i odżywkami dla sportowców. Dla dzieci przygotowano dmuchany zamek, kącik plastyczny i sportowy.
Miły gest ze strony organizatorów - pyszne i słodkie bezy jako przedsmak biegu głównego.
Delikatna rozgrzewka przed startem, lekki trucht, kilka skipów, przebieżki i staję na linii startu wraz z niespełna 900 zawodnikami z całej Polski. Punktualnie o 11:00 rozpoczyna się bieg.
Pierwszy kilometr to dość przyjemny zbieg asfaltem, który około 2 kilometra przechodzi w dość wymagający podbieg w kierunku lasu. Rozpoczyna się marszobieg, choć dla mnie to jeszcze nie moment, by zrezygnować z truchtu.
Do Sokolca należało pokonać około 150-200 m przewyższenia, gdzie pomiędzy 3 a 4 kilometrem znajdowała się pierwsza premia górska i punkt nawadniający. Trasa na tym odcinku to dominacja asfaltu, z wymagającym przewyższeniem, wśród pensjonatów, gdzie wczasowicze i turyści gromkimi brawami zachęcali do walki o jak najlepsze wyniki na dalszą część trasy zawodów. Wielu z nich oferowało nam własną wodę do picia, co było naprawdę miłym akcentem tych zawodów.
Kolejne, a zarazem najostrzejsze wzniesienie rozpoczyna się w okolicach Rzeczki, między 4 a 5 kilometrem. Słynny podbieg daje w kość zawodnikom. Wielu przechodzi do marszu, próbując zyskać trochę sił na drugą połowę trasy.
Przede mną Schronisko Orzeł - bardzo charakterystyczny punkt trasy, gdzie kończy się morderczy podbieg. Dookoła piękny widok na otaczające wzniesienia. 6 kilometr to początek delikatnego zbiegu, pozwalający odpocząć zmęczonym nogom. Jednocześnie pojawia się druga premia górska i punkt nawadniający przy Schronisku Sowa. W tym momencie trasa odbija w prawo. Przez następne dwa kilometry mogę odpocząć pokonując odcinek o delikatnej utracie wysokości. Jest to tym samym bardzo przyjemny odcinek trasy, choć nie należy spoczywać na laurach, a raczej podkręcić tempo, biorąc pod uwagę wcześniejsze ostre podbiegi i utratę prędkości. W okolicach 8 kilometra teren znów wznosi się aż na sam szczyt Wielkiej Sowy. Kolejne 150-200 m przewyższenia do pokonania.
Ostatnie pół kilometra to szczytowy atak na Wielką Sowę i przekroczenie linii mety.
Mój czas, w jakim pokonałam dystans 10 kilometrów to 1h23min. Suma przewyższeń to niespełna 600 m, co oznacza całkiem solidny bieg.
Analizując swoje parametry, jakie podaje mój zegarek muszę stwierdzić, że dość asekuracyjnie podeszłam do tego biegu, sądząc po średnim tętnie wynoszącym około 160 uderzeń/minutę. Oznacza to, że są dość spore rezerwy na kolejne starty. Napawa mnie optymizmem fakt, że mogę biegać dużo lepiej. Wymaga to jednak nieustannej pracy i żelaznej konsekwencji w treningu.
Na szczycie Wielkiej Sowy czekają na mnie moi wierni kibice: mąż i dzieci, a także ciocia z wujkiem. Sięgam po kilka plastrów arbuza, wodę i banana.
Postanawiam skorzystać z możliwości nieodpłatnego zwiedzania Wieży Widokowej. Naprawdę warto skorzystać z okazji, zdobyć się na jeszcze jeden mały wysiłek i wspiąć się na szczyt Wieży, by móc podziwiać rozległe widoki na całe niemal Sudety od Karkonoszy po Masyw Śnieżnika.
Organizatorzy zapewnili również transport specjalną linią autobusową z okolic Rzeczki do Ludwikowic Kłodzkich. Miły akcent ze strony organizatorów to pyszna pajda chleba ze smalcem dla finisherów tego biegu, bo regeneracja to przecież podstawa.
Bardzo miło wspominam ten bieg, z pewnością wrócę tutaj za rok. Impreza rzeczywiście zasłużyła na miano najlepszego biegu alpejskiego w Polsce. Organizacja na piątkę z dużym plusem. Brawo!