Piotr Piasecki
Biegacz amator
Bieg im. Władysława hr. Zamoyskiego

A BUTY!!!!!

PIOTRKÓW TRYBUNALSKI, 16.06.2021

A BUTY!!!!!

Marcin Pani wyjaśni.;)

Jak to było z tym biegiem na Morskie Oko.

Krótka historia. Bieg nazywa się Biegiem im. Władysława hr. Zamoyskiego na Morskie Oko, a dlaczego:

„Władysław hr. Zamoyski w 1881 objął zapisane mu przez Jana Działyńskiego dobra kórnickie. Współpracował z matką i siostrą przy tworzeniu Szkoły Domowej Pracy Kobiet (1882), przeniesionej później z Kórnika do Kuźnic (obecnie część Zakopanego). Był rzecznikiem polskiej własności w Prowincji Poznańskiej; w 1885 jako obywatel francuski został objęty tzw. ustawami bismarckowskimi i wraz z matką i siostrą wydalono go. W kolejnych latach działał w Galicji, gdzie m.in. rozprowadzał akcje poznańskiego Banku Ziemskiego. W 1889, z myślą o ratowaniu lasów tatrzańskich, nabył, w drodze licytacji za 460 002 złote reńskie i 3 centy, dobra zakopiańskie, czyli znaczną część dzisiejszych Tatr Polskich (przebijając o jeden cent ofertę przedsiębiorcy przemysłu drzewnego i hutniczego Józefa Goldfingera). W sądzie międzynarodowym w Grazu uzyskał w 1902 roku wyrok włączający okolice Morskiego Oka w granice ziem polskich i kończący spór o ziemie tatrzańskie. Dzięki staraniom Zamoyskiego (i Andrzeja Chramca) powstała linia kolejowa Chabówka – Zakopane i szosa do Zakopanego” (źródło wikipedia).

Władysław hr.Zamoyski – źródło www.domkulturylsm.pl

 

Czyli po ludzku, ten Pan z własnej kasy kupił kawał ziemi i przekazał narodowi polskiemu. Miał gest.

Na jego cześć Towarzystwo Gimnastyczne Sokół w Zakopanem organizuje Bieg na Morskie Oko (10km deniwelacja +400m) z Polanicy Białczańskiej (z wysokości 1000m n.p.m. do 1410m n.p.m.). Trasa bezpośrednia z Polanicy Białczańskiej ma 8,4km; biegacze, żeby dokręcić do 10km biegną najpierw agrafkę (800m w jedną stronę) i wracają na start, a następnie pędzą już do góry drogą asfaltową. Jest to bieg kończący cały cykl Grand Prix, znany jako Weekend Biegowy z Sokołem.

Na bieg razem z Kamilem mieliśmy się wybrać ze swoimi rodzinami, ale ze względu na pogodę, podjęliśmy, słuszną decyzję, o „męskim wypadzie”.

W tym roku start odbył się 13.06.2021 roku o godzinie 7.30. Jak dalej wspomnę, cały czas myślałem, że jest o 8.00 J.

Po okresie zimowych i wiosennych przygotowań miałem wiarę graniczącą z pewnością, że uda mi się w końcu złamać 1h (próbuję tego od 10 lat). Wystarczało mi 00:59:59. Oczywiście biegnąc cały cykl: Piątek – Bieg Sokoła 15,6km +/- 1000m, Sobota – Wysokogórski Bieg im. druha Franciszka Marduły 29,7km +/-1885m, Niedziela - Morskie Oko 10km +400m.

Noc przed startem mało spałem. Pewnie ze względu na ból nóg, ogólne zmęczenie, może pogodę. Wizualizowałem sobie trasę biegu chyba ze sto razy, każdy odcinek. Gdzie, jak biec itp., itd. Przecież ma być życiówka. Teraz przypuszczam co czują zawodnicy z czołówki, którzy walczą o zwycięstwo.

Porównanie rozwoju technologii obuwniczej na przestrzeni wieków – żródło biegigorskie.pl

(mój sandał od Monk Sandals, but Kamila; rok 2018 Polanica Białczańska)

Razem z Kamilem przyjechaliśmy na Polanicę Białczańską w niedzielę około 7.15. Pogoda pode mnie; około 5 stopni ciepła na stracie, na mecie 2 stopnie, pada mżawka. Kamil poszedł w kierunku startu, a ja się spokojnie szykuję przy samochodzie. Przecież mam jeszcze 0,5h. Ale tu piąteczka z zawodnikiem, tu piąteczka, gatka-szmatka, mamy czas. Darek Ślaga z Sokoła mówi, że mało nas Sokołów dziś i będziemy bronić honoru. Zastanawiałem się czy założyć buty czy sandały, ale padło na sandały. Krata od Old School Trail Running, czapeczka „LasDwaTrzy” od Runodesign. Ciuchy prawie założone, jeszcze tylko numer startowy…. i nagle… słyszę 5, 4, 3, 2, 1…POOOOSZLI. Jak to „motyla noga” POSZLI. Patrzę w kierunku startu, a tam ku ku ku mojemu przerażeniu tłum biegaczy zaczyna się oddalać. „Gdzie kluczyki?”, „worek z ciuchami w rękę”, „narękawki…nie zdążę”, „PIASECKI miałeś łamać godzinę”, „coś ty zrobił”, „tyle pracy i co i ….<tutaj wstaw dowolne słownictwo>”. Worek w rękę i pędem w kierunku szlabanu. Szlaban zamknięty. Po drugiej stronie stoi Marcin Semberecki (organizator)

Ja: Marcin, polecieli? (głupie pytanie, przecież widzę)

Marcin: Tak, dawaj ten worek i LEĆ, GOŃ, GOŃ.

Otwiera się szlaban, rzucam worek, i lecę. Nagle za mną słyszę kobiecy głos:

A BUTY!!!!!

Nie ma czasu na wyjaśnienia. Marcin Pani wyjaśni.;)

Włączam zegarek i myślę ile straciłem. Kalkuluje, że około 2min. Przede mną nie ma nikogo. Tempo 4min/km. Zwolnij Piasecki bo skończysz na trzecim kilometrze.

„Zrobili już tą agrafkę czy nie zrobili???”

Dobiegam do mostku (500m) i widzę pierwszego zawodnika wracającego w kierunku Polanicy.

„Ok, nie zrobili”

Na zakręcie (650m od startu) łapię ostatnich uczestników. Na końcu agrafki mijam pierwszego Sokoła; Maćka – opiekuna punktu odżywczego w Kuźnicach dzień wcześniej, gdzie pomagały moje córki.

- Piotrek co tak szybko!!!

- Spóźniłem się

Teraz delikatny zbieg i powrót do Polanicy. Krzyczę do biegaczy, że to już ostatni zbieg na tej trasie, później już tylko pod górę. Przy Polanicy Białczańskiej Bartek Trela robi mi miejsce na nawrotce. LEĆ PIOTREK LEĆ.

W między czasie próbuje znaleźć Kamila w tłumie. Będzie do 6km moim znacznikiem tempowym.

2km kończymy lekko już pod górkę. Nie zwalniam. STRES, że nie zmieszczę się w tej przeklętej godzinie, jest tak duży, że nie pozwala. Pani Małgosia Behounek (moja Sokolska Matka Chrzestna), którą minąłem, dopingowała mnie, ale nie słyszałem. Zblokowałem się. „Oddychaj nosem to ci tętno spadnie, i tak czynię.” „Biodra w przód, wyprostuj odcinek piersiowy, będzie lżej”

3km – Zaczynam się uspokajać i mijać kolejnych zawodników. To dopiero początek, najgorsze przede mną – średnia od początku 4:50min/km

4km – czekam na chatkę przed Wodogrzmotami Mickiewicza - średnia od początku 5:05min/km. Gdzieś tam w głowie obliczam ile s/km doliczyć, żeby mniej więcej wiedzieć jaki mam „niedoczas”. Wychodzi 5:48min/km. Ale to jest MAX MAX, a jak będzie 10km 100m???

5km – mijam Wodogrzmoty Mickiewicza. Wciskam się na zakręcie między barierkę, a zawodnika, którego mijam. Średnia od początku 5:10min/km Już mamy przewyższenie 100m. Następna piątka jest z przewyższeniem 300m. Zaczyna padać intensywniej.

5,5km – dobiegam do Irka i Ani. Pytam się Irka:

- Zdążymy złamać godzinę?

- Raczej nie, biegniemy około 30min, teraz trzeba by po 6min/km, a będzie coraz trudniej. („jakie 30min?, na zegarku mam 27min, po dodaniu 2min spóźnienia to i tak nie wychodzi 30min; no nic; Piotrek #róbswoje) odrywam się od nich

Ania mówi, że by bardzo chciała, ale raczej jej się nie uda.

6,3km – wodopój (punkt z wodą), mam jednak swojego softflaska i nie korzystam.

- Piotrek Dawaj, dawaj

- spóźniłem się!!!

- wiem, dawaj dawaj!!!

Tuż za punktem dobiegam do Kamila i się pytam:

- Kamil jaki dokładnie mamy czas, ale dokładnie.

- 33min LEĆ

„Czyli nie jest najgorzej straciłem tylko 1’40”. Jasne, …tylko…., czyli i tak musisz złamać 58min. Nie no pięknie. Pewnie znowu ci braknie tych paru sekund i będą drwić. Dawaj, dawaj, mocniej pod górę, z górki nie będzie, nie nadrobisz. Zaczynam oddychać jak Parowóz. Jednak te ćwiczenia oddechowe cosik dają.”

7km – Zaczyna się mocny podbieg, Zawodnicy zaczynają iść, ja nie mam na to czasu. Od jednego do drugiego. Mijam, następny, następny, kolejny ubity.

7,8km – widzę Darka Ślagę z Sokoła. Nie wierzę, że go dogoniłem. Dobiegam i się pytam jak osioł w Shreku:

-Daleko jeszcze?

- 2,5km

„Coś mi nie gra, zegarek pokazuje co innego. Za chwilę wpadam na Polanę Waksmucką (tam gdzie konie zawracają) przecież stąd jest 1700m. Kontrola czasu, 45min + 2min spóźnienia to i tak wychodzi, że zdążę w palcem w….” Biegnę po bruku, którego nie czuję pod sandałem.

I tutaj rozpoczyna się konwersacja diabełka z aniołkiem (obaj mają moje twarze J):

- Spoko, zwolnij, nie zarzynaj się, już zrobiłeś swoje, damy raaaadeeeeee

- Nie wierz mu, a może nie zdążysz. A jak ci braknie 5s?

- E tam, jest zaaaaapas, a nic cię nie boli?

<kontrola>

- no nic faktycznie, achillesy całe, stopy też, nogi jakoś się kręcą trochę wolniej, ale reszta spoko, nawet płuca chodzą dobrze, serce nie wyrywa się jakoś szczególnie.

PIOTREK, OSTATNI SKOK!!!

Mijam zawodnika w długich spodniach. Jeszcze chociaż jeden.

9km - Dobiegam do kolejnego i krzyczę „Lecimy. Lecimy jeszcze tylko 1km” Mam nadzieję, że mnie choć trochę pociągnie. Mijam turystki i pytam czy mi doniosą bidon na Morskie.

- Rzuć, pewnie.

Nagle jakbym zrzucił ze 2kg. 200m mocno przyspieszyłem. Doganiam dziewczynę ELĘ (tak ma na plecach) ostatnie 2 zakręty – 400 może 500m. Kadencja trzymaj kadencje. Nie patrzę na zegarek, Krzyczę do ELI LEĆ, LEĆ…. Niestety nie podrywa się, trudno wyprzedzam ją na ostatnich 200m.

Widzę Andrzeja Tomczyka z aparatem. Będzie super fota.

Patrzę za zegar przy MECIE:

META – fot. Andrzej Tomczyk

00:57:i coś

BOŻE w Niebiesiech ZDĄŻYŁEM

Fot .Andrzej Tomczyk

 

Piotrek z Sokoła daje mi medal (pandemia, medale są wręczane w foliowym woreczku). Emocje puszczają.

Za chwilę widzę Irka.

Z Irekiem Kubin - fot. Krzysztof Knapczyk

Zapiął się za mną jak Wagonik za Parowozem. Za moment i moment wbiega Ania.

 

……………..kilkanaście chwil później ……………..

 

Klasyczne (Legendarne) foty w Tym Miejscu.

 

Legendarne zdjęcie v.4 – fot. własna z Kamilem Dziubeckim

Jakoś się ubieram, troszku zimno (blisko zera) i zaczynamy schodzić z Kamilem w dół. Obaj mamy ręce zgrabiałe z zimna, dobra decyzja żeby dziewczyny zostały w domu.

Na Polanicy Białczańskiej odpalam auto i włącza się utwór „……co mam powiedzieć prócz, DROBNOSTKA,…zobacz jak zły mały Małi zasuwa aż miło…” z bajki Vaiana głosem „Mariolki”.

 

KONIEC

 

P.S. Oficjalny czas 00:57:31,1 miejsce 69 open na 158 zawodników.

Netto 00:55:31 J Czyli jednak 2min. Za rok Łamiemy 55min, a może 50min ;)

Rafał Kot był 14 z czasem 00:47:50,2. Też biegł całe Grand Prix (5 miejsce GP).

 

P.S.S. A teraz zagadka. Czy bez takiego dopingu dał bym rade w takim czasie? To pytanie zostanie na zawsze bez odpowiedzi.

P.S.S.S. Cały cykl 55,3km +3301/-2901 kończę na 32 miejscu open z czasem 07:33:30. Grand Prix wygrywa mój kolega z Sokoła Marek Grochowski z czasem 05:17:14.

META Grand Prix Sokoła z medalami – od lewej Marcin Morcinek, ja, Kamil Dziubecki, poniżj Bartłomiej Trela

fot. Andrzej Tomczyk 

Kolejna relacja, jeszcze w tym tygodniu, będzie z Wysokogórskiego Biegu im. druha Franciszka Marduły