Redakcja KR
Ultramaraton Powstańca 1944-2016

63 kilometry chwały!

Wieliszew, 03.03.2017

Śmieszne wpisowe, start ze stadionu Dęba Wieliszew, niby wcześnie rano, ale już przy 19 stopniach ciepła, trasa 63 km jak 63 dni powstania, raczej płaska, wszystkiego po trochu: asfalt, ubite drogi gruntowe, las, piach, wał nadwiślański, bez wielkich przewyższeń. Ultra, które zapamiętam do końca życia. I będę w tym roku!

Sama organizacja zdecydowanie na plus, na pewno kameralność imprezy jest jej dużym atutem, a to sprawia, że organizacja staje się łatwiejsza. Nie było żadnych problemów z parkingiem, z szatniami, depozytem, toaletą (!), a to przecież najważniejsze przed biegiem. Zero kolejek, wszystko przebiegało płynnie i sprawnie, a nie miałem zbyt wielkiego zapasu czasowego – byłem na miejscu zaledwie 20 minut przed startem. A zdążyłem zaparkować, ogarnąć toaletę, depozyt i nawet strzeliłem krótką rozgrzewkę, choć przy ultra poświęcam na nią pierwsze kilometry biegu.

Ultramaraton Powstańca to bieg, w czasie którego trzeba było „zaliczyć” około 13 punktów kontrolnych – dostajesz kartę, na której trzeba zebrać na historycznych punktach po dziurce od żołnierza. Brak dziurki to karne minuty na mecie, ale nie wiem czy trafił się jakiś cwaniak i biegł na skróty. Pierwsze dwie–trzy godziny biegło się bardzo przyjemnie, towarzyszył nam ciepły lipcowy poranek, potem wraz ze wzrostem temperatury było coraz trudniej. Na szczęście punkty żywieniowe rozstawione były co 6–8 km i sprawiły, że leciało się bardzo komfortowo, nie było mowy o żadnym odwodnieniu. Na punktach czekała nie tylko bezcenna woda, którą traciło się w tym skwarze hektolitrami, lecz także banany, arbuzy, ciasta, izotonik. Na trasie pojawiło się także wiele dodatkowych, spontanicznych punktów odżywiania, rozstawionych przez mieszkańców, a na nich – herbata, kompot i… nawet piwo, które chyba uratowało mi życie (to było na punkcie w Komornicy). Trochę zimnych bąbelków i lekka pianka na wierzchu zadziałały na mnie bardzo energetyzująco. Spokojnie, pociągnąłem tylko kilka łyków.

Koniec biegu był już w potwornym upale, przy 31 stopniach Celsjusza. W tej strasznej patelni dobiegłem do mety z czasem poniżej 6 h. Byłem ostatnim szóstkołamaczem, walczyłem o to zaciekle do samego finiszu. Mój końcowy czas to 5 h 59 m 18 s i 19. miejsce w klasyfikacji open (ukończyło 189 osób, 19 kobiet i 170 facetów). Byłem wyczerpany i zarazem megazadowolony, przede wszystkim dlatego, że cały czas biegłem bez kryzysów i przestojów. Zatrzymywałem się tylko na punktach regeneracyjnych, by napełnić bidon i na punktach historyczno-kontrolnych, by podbić kartę u żołnierza. No i raz na siku. W sumie to ciekawe, że dużo piłem i wszystko uciekało przez skórę razem z potem. Warunki były bardzo wymagające – na pewno będą takie również w tym roku.

Moje żywienie na trasie to sześć żeli energetycznych, dwie power bomby plus to co złapałem na punktach, a było na nich tak bogato i smacznie, że żadnego nie przepuściłem. Nie potrafiłem sobie odmówić ożywczych arbuzów, pobudzającego izotoniku, smacznego owocowego kompotu, całości dopełniły wspomniane trzy, choć spore, bo łapczywe łyki piwka, no i hektolitry wody.

Ultramaraton Powstańca to naprawdę piękna impreza, kapitalnie zorganizowana, na mecie czekały nawet dwa baseny z lodowatą (2–3 stopnie Celsjusza), filtrowaną wodą do regeneracji. Poza tym masaże, prysznice, posiłek regeneracyjny, wszystko za ogromnie obciążające mój budżet, bodajże 20 PLN. Wójt gminy Wieliszew, Paweł Kownacki to jest gość! Sam też wystartował i skończył ultra z czasem ok. 7 h 30 min. Czapki z głów! Do jednej rzeczy mogę się tylko przyczepić, do jednej maleńkiej, ale jakże istotnej (po moim postulacie w tym roku ma już tego nie zabraknąć!) – zimna cola! Ona na mecie byłaby dopełnieniem idealnej imprezy.

PS Ultramaraton Powstańca to bieg zarówno dla solistów, jak i sztafet, jeśli kogoś zainteresuje ta druga opcja, trzeba poszukać, jakie są zasady.

Wracam w tym roku i biję 5 h 30 m. Oczywiście z dumą i biało-czerwoną opaską na ramieniu, by oddać cześć tym, którzy bronili Polski w 1944 roku.

Pozdro.

 

Autor relacji: Kris Gierak
Fot. Darek Ślusarski