Pisałam Wam o tym, jak to niby marzę o Rzeźniku i z tego powodu przebiegłam Ultramaraton Bieszczadzki. To było dobre, sama się dziwiłam, jak to potem czytałam, że takie miałam przygody. Spodobało mi się, nie powiem, ale nawet nie tyle samo bieganie, bo to wiedziałam już wcześniej, że je lubię, co opowiadanie dziwnych historyjek. Ponieważ ten mój ostatni tekst dał mi do myślenia i nie biegam obecnie żadnych ultra, które mogłabym Wam relacjonować, to mam Wam napisać o kaszance. W sumie dla mnie to bez znaczenia, temat jest nieistotny, ważne, żebym mogła trochę pobrylować, może być i kaszanka, choć osobiście wolałabym np. o kaszy jaglanej, dyni albo burakach, bo to jednak lepsze są posiłki, ale na takie tematy to jest dużo chętnych, a o kaszanie to wiadomo, nikt nie chce się wypowiadać. Po pierwsze radzę Wam zrezygnować z jedzenia jakichkolwiek wędlin i czerwonego mięsa. Są szkodliwe dla zdrowia, rakotwórcze, WHO to podało i logika na to wskazuje. Lepiej jeść warzywa i kasze, każdy oświecony biegacz to wie.
Ale wiadomo, są w życiu sytuacje, kiedy po prostu trzeba zjeść coś niezdrowego, smażonego i krwistego. Na przykład śniadanie w górskiej chacie tuż przed lub po wyjściu na trening ultra lub biegówki. Jeśli więc Was przypili i koniecznie musicie jakiś mięsny ochłap w siebie wrzucić, albo ewentualnie hemoglobiny Wam brakuje, bo za dużo biegacie, to kupcie w sieci B lub L kaszankę. W ich kaszance to akurat mięsa nie spotkacie, co najwyżej fragment kopyta, ale kto powiedział, że są one niejadalne. To był żart oczywiście, nie skupiajmy się na szczegółach, grunt to kasza i krew. Moja wielkopolska babcia gotowała czerninę, to i ja dam radę z kaszanką, niech krew się leje, ole!
W wersji bardziej wystawnej (kaszana de lux) układamy w naczyniu żaroodpornym warstwami: kaszanka, jabłka, cebula. Zapiekamy około 15-20 minut w 200 st. Delektujemy się smakiem, popijając Egri Bikaver i czyszcząc talerz bagietką. Z „Charlotte”, bien sûr.
Kaszankę kroimy w grube plastry. Smażymy na niewielkiej ilości oleju, aż będzie chrupka. Cebulę kroimy na niezbyt grube półtalarki. Podsmażamy na oddzielnej patelni. Jabłka obieramy i kroimy na ósemki, dorzucamy do cebuli, dodajemy rozmaryn, tymianek, chwilę smażymy razem. W wersji codziennej (śniadanie przed wyjściem na narty) delikatnie mieszamy wszystko razem na jednej patelni, smażymy razem krótką chwilę, następnie zajadamy wesoło, zagryzając chlebem pełnoziarnistym, podśpiewując bawarskie piosenki i sypiąc wkoło pieprzem, „żeby mięso było lepsze”.
Przepis pochodzi z magazynu ULTRA#3
Przepis Magdalena Mrozowska
Zdjęcie Kasia Dydo-Rosłoń