Brak jasno wytyczonego celu to dla sportowca znalezienie się w próżni. Nie wiadomo jak trenować, jak ułożyć plan, kiedy pojawi się realna szansa na zorganizowany start. Makrocykl, mikrocykl, BPS, szlif, dieta, regeneracja i inne składowe przygotowań lecą do kosza, schodzą na dalszy plan. Ale czy na pewno? Na jak daleki plan? Pytamy więc naszych profesjonalnych Ultrasów, jak zamierzają rozegrać ten bliżej nieokreślony okres walki z epidemią, która mocno ogranicza nam wszystkim biegowe zamierzenia. Na pewno łączy nas jedno – WSZYSCY JESTEŚMY DEENESAMI, czyli przewrotnie rzecz ujmując, na liście startowej mamy wpisane: DID NOT START. Jak biegacze profi przeżywają swój DNS?
Zdjęcia: archiwum Maćka, Fotografia Piotr Oleszak
Kingrunner: Bieganie to najważniejsza z najmniej ważnych rzeczy w życiu amatora. A jak to wygląda u Ciebie?
Kasia: Zarówno dla mnie, jak i dla Maćka, bieganie jest niezwykle ważnym aspektem życia i raczej nie należy do kategorii najmniej ważnych: zapewnia nam dobre samopoczucie, poprawia odporność i zdrowie, przynosi ogrom radości i pozytywną energię, którą możemy się dzielić z innymi, daje możliwość spędzania czasu z przyjaciółmi, jak i zachęca rodzinę do spędzania czasu aktywniej. Do tego to balans między pracą zawodową, a życiem „po pracy”. Dla nas to również samorealizacja, dziedzina życia, w której się rozwijamy i dobry pretekst by unikać kanapy i telewizji, na rzecz prawdziwego, pięknego świata, najczęściej tego w górach.
Kingrunner: Życie z biegania to zawód, który teraz ciężko wykonywać. Jakie masz sposoby, żeby „sportowo” nie splajtować?
Maciek: W naszym przypadku, ani ja, ani Kasia, nie jesteśmy zawodowymi sportowcami i nie utrzymujemy się z biegania. Każde z nas pracuje, ja jako trener kolarstwa i biegów górskich oraz szef kuchni w Centrum Edukacji Żywieniowej i Sportu, a Kasia jako Specjalista ds. Rekrutacji w międzynarodowej firmie w Krakowie. Praca wypełnia większą część dnia, a po niej, bieganie, rower, pływanie, ćwiczenia… Czyli wszystko to, co pomaga nam rozwijać naszą pasję, właśnie – pasję.
Kingrunner: Dla niektórych zawodowych biegaczy przełożone imprezy to najgorszy scenariusz, dla innych zbawienny zbieg okoliczności, bo na przykład mieli poszatkowany kontuzjami okres przygotowawczy. W której jesteś grupie i dlaczego?
Kasia: Unikalibyśmy w naszym przypadku, stwierdzenia „zawodowi” biegacze. Faktycznie staramy się trenować na najwyższym poziomie, na tyle na ile pozwala nam praca zawodowa i pozostałe aspekty życia. Oczywiście, jest nam przykro, że tegoroczne zawody są odwołane lub przełożone, ale zdajemy sobie sprawę, że nie to w tym momencie jest najważniejsze. Góry poczekają.
Czy da się „sztucznie” wykonywać plany treningowe? Czyli trenować jak było zaplanowane, samotnie realizować wszystkie jednostki i samotne zawody. Na przykład do maratonu. Czy to nie jest konieczne i przerwa przyda się także Wam?
Maciek: W naszym przypadku, po konsultacji z trenerem, uzgodniliśmy, że wracamy do treningów z okresu przygotowawczego, czyli solidnej bazy tlenowej oraz budowania siły mięśniowej. Uważamy, że należy wykorzystać ten czas na nadrobienie zaległości np. w ćwiczeniach stabilizacyjnych, a samotne zawody nie są w tym momencie konieczne, ponieważ długotrwały wysiłek na wysokich obciążeniach obniża odporność, a o nią teraz szczególnie powinniśmy dbać.
Kingrunner: Czy zawodowiec umie wykrzesać z siebie zasoby energii do utrzymania formy na najwyższym poziomie? jak przekonać głowę, że leśny start maratoński to jest jak zaplanowana rok, pół roku wcześniej wielka impreza masowa?
Kasia: Biegacz z pasją, naszym zdaniem, nie potrzebuje zewnętrznej motywacji do regularnego treningu, bo po prostu kocha sport – i tak jest w naszym przypadku. Nie zauważyliśmy u siebie spadku chęci do treningu mimo odwołania najbliższych zawodów. Mamy cele długoterminowe, na których się skupiamy, i każdy dobrze przepracowany dzień, zbliża nas do realizacji tych odległych marzeń. Mówiąc o konkretach, chcielibyśmy za kilka lat, stanąć na linii startu chociażby UTMB i zdajemy sobie sprawę, że to, jaką pracę wykonamy teraz, zaowocuje w przyszłości. Trzeba skupić się na odpowiednim przygotowaniu organizmu, do coraz ambitniejszych sportowych wyzwań – i nie ma tu taryfy ulgowej.
Kingrunner: Jak może odbić się na życiu zawodowców czas epidemii? Niekoniecznie pod kątem formy sportowej, ale od strony czysto marketingowej, zobowiązań sponsorskich?
Kasia: Jest to trudne pytanie, ponieważ stan epidemii trwa niespełna miesiąc i jej konsekwencje możemy odczuć za jakiś czas. W relacjach i zobowiązaniach z naszymi partnerami, nic nie uległo zmianie. Nie otrzymujemy żadnego wsparcia finansowego, tylko sprzętowe, więc i nasze potrzeby są mniejsze niż zawodowych biegaczy górskich, których w Polsce nie ma za wielu. Razem z nimi, organizujemy ciekawe inicjatywy promujące zarówno sport, jak i produkty sponsorów.
Kingrunner: Jesteście biegaczami z tej samej i zarazem innej bajki. Równanie się z Wami przez zwykłych śmiertelników pod względem przygotowań, kilometrażu, zasobów prędkości, czasu poświęcanego na trening, dietę, regenerację jest niemożliwe. Jaki macie przekaz dla amatorów na czas epidemii?
Maciek: Chcemy na pewno wszystkich zachęcić, by nie przestawiali uprawiać sportu i nie tracili motywacji, lecz skupili się na takich jednostkach treningowych, które spokojnie można wykonać w domu lub najbliższym jego otoczeniu. Wszelkie ćwiczenia stabilizacji, joga, trening mentalny, jazda na rowerze stacjonarnym czy trenażerze, szkolenia np. z dietetyki, to na pewno nam pomoże. Możemy teraz więcej czasu spędzić w kuchni, udoskonalić nasz sposób żywienia, poeksperymentować. Wdrożyć nowe ćwiczenia, skupić się w końcu na rolowaniu i rozciąganiu. Spójrzcie na to, co dobrego sport wnosi w wasze życie. Myślmy pozytywnie, dbajmy o zdrowie nasze i bliskich. Mocno wierzymy, że już niedługo znów zobaczymy się na górskich szlakach.