Losowanie wymarzonego ultra! Zapchana lista, zawieszona sieć, czekanie! Jestem na liście, juuuhuuu, przelew zrobiony od ręki, biegnę! Ahoj przygodo! Pierwszy sukces za mną! Kwatery zaklepane, uff, drugi punkt odhaczony. Teraz kilka miesięcy przygotowań. Treningi rozpisane, nadchodzi zima, ale raźniej będzie latać po mroźnym lesie, bo przecież wiosną wymarzony start. Znów będzie ten cudny szlak, to cholerne podejście na szczyt, potem karkołomny zbieg do punktu kontrolnego i te piep...e kryzysy, która w końcu uda się przegnać precz! Przepak. Żarcie. Wolontariusze. Wspólna męka na trasie. Ta wizualizacja pomaga na długim wybieganiu. Zostały tygodnie, forma prawie życiowa, no dobra, powinna być lepsza, ale już nie będzie. Grunt, że wyrwę się na kilka dni, spotkam ultrasów, pokonam biegowego ultrapotwora. Najważniejsze to ukończyć, bez kontuzji, bez DEENEFA. Did Not Finish, nie, to mi się nie zdarzy, to mnie nie dotyczy. Fakt, nie dotyczy, bo najpierw pojawi się DNS. Did Not Start. Wszyscy w dobie koronawirusa jesteśmy DEENESAMI. Co u mnie? Przeczytajcie!
Zdjęcie główne: Karolina Krawczyk
Najpierw „zostań w domu”, potem „nie chodź do lasu”, „nie oddychaj za mocno”, byś mógł dożyć najważniejszego dnia dla całej Polski i Europy. Perspektywa czającej się za oknem nieznanej choroby oraz ogólnego szamba wylewającego się z ulicy Wiejskiej i okolic, nie napawa optymizmem. A rok zapowiadał się tak pięknie. Zaliczyliśmy z przyjaciółmi super zimowe ferie w Beskidzie Niskim, były biegówki, były zjazdówki, było bieganie i pyszne pączki z Sękowej na Tłusty Czwartek (dzięki Miki).
Mi w miarę dobrze wyszedł start w zimowej Łemkowynie, małżonek sporo poćwiczył latania z mapą po różnych podwarszawskich lasach i częściej niż w ostatnich latach ganiał na buldery na Bloco i Volta (najlepsze warszawskie bulderownie). Wiosną miałam poznać nowy wymiar ultra w Szczawnicy, przed wakacjami miał być wspólny Leśnik. Mateusz cieszył się jak dziecko na 24h rogaining na Łotwie (długodystansowa orientacja) i kilka innych krótszych, kontrolnych startów z mapą po drodze. Cóż, plany są po to, by je zmieniać, pojawił się koronaświrus i nie trzeba będzie już się aż tak przemęczać.
Ale my długodystansowcy jesteśmy chyba dość twardzi, poradzimy sobie z tym DNS-em. Did Not Start pokrzyżował nasze plany, ale to nie koniec świata. Bardziej od niemożliwości startowania, denerwuje obserwowanie rozkładu naszego państwa z kartonu. My na szczęście zdrowi jesteśmy, więc zgodnie z rekomendacją Ministra Zdrowia dbamy o krótką (jak na ultrasów) aktywność na świeżym powietrzu. Zamknięci w mieszkaniu, siedzimy na tyłkach przez 8 godzin dziennie, pracując zdalnie i nauczając starszą i młodszą latorośl, gotując i sprzątając. Po takich 8 godzinach aż nas nosi, żeby się poruszać. No to się ruszamy. Na początku dominowały spacery po lesie (z mapą i bez) oraz ćwiczenia stabilizacji na slacku i praca nad mięśniami łap na drabinie Bachara (gdy lasy były jeszcze otwarte).
Teraz podziwiamy spacerując długodystansowo (czasem poniżej 5min/km) łąki nad Bugiem, Narwią i Wisłą. Na szczęście Łąki Polskie są mniej zaborcze od Lasów Państwowych i z przyjemnością przyjmują odwiedzających. Dzięki takim spacerom udało się już uratować kawał lasu i łąk przed spaleniem (brawo OSP Janówek-Góra i OSP Kałuszyn za sprawną akcję!). Podziwiamy ptaki. Dziś na przykład podczas sesji frisbee, przy zachodzącym słońcu przeleciały nad nami w pięknym synchronicznym locie dwa całe podświetlone na pomarańczowo łabędzie. Dwa razy widzieliśmy dzięcioła czarnego, pełno żurawi, bielika majestatycznie szybującego nad wodami Bugu.
Jak wszyscy czujący biskość z Matką Naturą, martwimy się oznakami ocieplenia klimatu w postaci ultrasuszy i zastanawiamy się nad koncepcją Jamesa Lovelocka. Wedle tej koncepcji, Natura ma swoje mechanizmy regulujące współdziałające ze sobą ekosystemy. Może koronawirus to taki wentyl bezpieczeństwa naszej planety zesłany, by ukrócić nasze nieuzasadnione rozpieprzanie wszystkiego dookoła. Kto wie…