Do Przewodnika po bieganiu ultra zabierałem się jak pies do jeża. Przeczytałem wcześniej przecież książki Magdy i Krzyśka Dołęgowskich, Christophera McDougalla, Scotta Jurka, Deana Karnazesa, Pam Reed, Richa Rolla, sam przeleciałem już sporo ultramaratonów, znam wielu ultrasów, więc trochę rozumów zjadłem. Zacząłem bez przekonania kartkować książkę Hala Koernera i Adama W. Chase’a, by nagle połknąć ją z apetytem. Trochę jak dziecko w przedszkolu, które modli się do dziwnego kotleta. „Czemu nie chcesz zjeść?”. „Bo nie lubię”. „A jadłeś takiego kotleta?”. „Nie”. „To spróbuj”. Chrum, chrup, mlask. „Pyszne było”. „No, widzisz? A mówiłeś Marcinku, że nie lubisz”. Tak właśnie było z tą książką. Jak pisze Hal Koerner: „Nie daj się ponieść emocjom i trzymaj dystans do… własnego tempa”.
Najpierw zacząłem czytać na wyrywki. Książka liczy sobie 200 stron z hakiem, złożona jest z ośmiu rozdziałów, które mają swoje podtytuły. To one przykuwały moją uwagę. Bieganie po śniegu, Hiponatremia, Śmieci (#runultranotrash), Sól, Rozwolnienie, Kiedy się zgubisz, Ulica i teren – jak to połączyć?, Kofeina, Nawadnianie i wiele innych. Każdy z nich był zwięzły, napisany z polotem, czytało się go bardzo sprawnie. Na dłużej zatrzymałem się przy planach treningowych. Zaciekawiły mnie przygotowania do biegów na 100 km i 100 mil. Maksymalne wybieganie w jednym z tygodni treningowych zgodnie z zaleceniami Hala Koernera to 48 km. Wydaje się niesamowicie daleko, ale w końcu to wyjątek, a chcemy pokonać kilka razy dłuższy dystans. W obu tych planach jest jeden tydzień w drugiej fazie przygotowań, w którym trzeba w weekend zaliczyć 2 x 40 km. Wychodzi wtedy największa tygodniowa objętość – 121,5 km w ciągu sześciu dni. Warto zwrócić uwagę, że cały mikrocykl oparty jest na spokojnych wybieganiach. W innych tygodniach są dodatkowo podbiegi, fartleki i biegi tempowe. No i kilometraże w okolicach 90-110 km. Przyznam, że nigdy nie przygotowywałem się specjalnie do ultramaratonu. Zawsze to były podejścia na bazie ulicznych startów maratońskich i przygotowań do nich. Trzeba kiedyś spróbować, bo po głębszej analizie kilkunastotygodniowego planu przygotowania do ultra 100 km+ według Hala Koernera mogą wypalić.
Cały przewodnik napisany jest dynamicznie i z biglem. Przetłumaczył go ultras Kuba Krause, więc zaprawiony w bojach biegacz nie wytknie żadnych niedociągnięć językowych. Podobało mi się również, że nie odczuwałem ani przez chwilę przesadnie mentorskiego tonu Hala Koernera. Autor to ultramaratończyk, który ma za sobą wiele zawodów i sukcesów powyżej 100 km. Nienachalne wplatanie własnych przygód wywołało u mnie raczej niedosyt niż przesyt i sprawiło, że od razu poczytałem w sieci więcej o samym Koernerze. Rozbawiła mnie za to tabelka: Po czym poznać, że jesteś ultrasem? i kilka punktów w niej zawartych. Zdradzę moje dwa ulubione. Używasz ochronnej pomadki do ust wszędzie, tylko nie do ust i Zawsze, kiedy jest długa kolejka do toalety, oglądasz się za odpowiednimi krzakami. Resztę doczytacie sami. Cały Przewodnik… przepełniony jest dobrym poczuciem humoru. I ciekawymi, wartościowymi, przetestowanymi w ultrabiegach informacjami.
Wstęp Scotta Jurka potwierdza, że jest to pozycja warta lektury. I to dla każdego. Nie tylko początkującego amatora. Hal Koerner sprytnie i zgrabnie układa ultrasprawy w głowie czytelnika. Komuś kto zaczyna bieganie ultra, książka pomoże zrozumieć złożoność wymarzonego wyzwania. Zaawansowanym być może pozwoli wzbić się na wyższy poziom. Ale trzeba wyselekcjonować treść, żeby ominąć wiedzę już przyswojoną i przepracowaną podczas naszych zawodów. Jako pointa i odniesienie do słów Scotta Jurka i moich ze wstępu, że zabierałem się do Przewodnika… jak pies do jeża, niech posłuży fraszka Jana Sztaudyngera: Siądź na jeża, to odświeża. Słowo ultrasa!