Jeśli wasze trailówki nie dają rady na nieobliczalnych skalistych ścieżkach, to rzućcie okiem na nasz test. W ostatnich miesiącach sprawdziliśmy pięć biegowych modeli, których konstrukcja usprawni pokonywanie trudnych kamienistych tras na całym świecie.
Te(k)st: Patryk Aid
Zdjęcia: Karolina Krawczyk / materiały producentów
W biegach górskich ciężko o uniwersalny but, co wiemy zwłaszcza im dłużej i więcej biegamy. Model, który będzie doskonały na łemkowskie błoto, może okazać się tragiczny na tatrzańskich skałach. Skupmy się więc na butach, których konstrukcja podeszwy i cholewki została zaprojektowana na skalisty teren. Twardość podłoża i mnogość luźnych elementów to nie jedyne niebezpieczeństwo, które czyha na biegaczy wśród kamieni. Przy opadach deszczu zaczyna się robić potwornie ślisko, a jeśli jesteśmy akurat na zbiegu, to możemy stracić nie tylko kontrolę trakcji, lecz także zęby. Dlatego bardzo ważne jest, aby but wybrany pod kątem skalistych gór nie był jedynie mocny konstrukcyjnie, ale też odpowiednio zabezpieczał stopę przed ostrymi elementami. I żeby mieszanka zastosowanej gumy była jak najbardziej antypoślizgowa. Nasz TOP 5 na skały sprawdzaliśmy według czterech głównych kryteriów: - trwałości, - przyczepności, - amortyzacji, - szerokości.
SALMING TRAIL 5
Na pierwszy ogień poszedł gość ze Szwecji (wyróżniony nagrodą na ISPO 2017). Salming to marka, którą do tej pory znaliśmy raczej z butów do squasha, unihokeja, piłki ręcznej i kilku innych popularnych w Skandynawii dyscyplin drużynowych. Od paru sezonów Szwedzi mocno przebijają się na rynek biegowy i trzeba przyznać, że robią bardzo porządne produkty. Przekonałem się o tym, testując model Trail 5. Z pozoru prosty but w jaskrawej kolorystyce. Podeszwa uzbrojona w Vibram Megagrip i raczej średniej głębokości bieżnik (coś jak w Nike Wildhorse). Wewnątrz zastosowano płytkę, która chroni od ostrych elementów na szlaku. Trail 5 to średnia (ale bardzo wydajna) amortyzacja, dzięki której od początku czuć przyjemną miękkość pod stopą. 5 mm dropu bardzo przypadło mi do gustu, tak jak i niska waga (298 g dla rozmiaru 43). Cholewka wykonana bardzo solidnie. Palce chroni elastyczna (ale odporna na uderzenia) powłoka Rockshield. Buty są dosyć szerokie, ale moje szczupłe stopy nie miały problemu z nadmierną ruchliwością. Trail 5 posiada zintegrowany z resztą cholewki język oraz ciekawy system mocowania sznurowadeł, który zapewnia dobre przyleganie górnej części buta do podbicia stopy.
Testowałem ten model w górach Atlas podczas październikowego wypadu w marokańskie góry. Salmingi miałem na stopach od samego początku podróży, bo okazały się bardzo wygodne i przyszło mi się w nich szwendać m.in. po wąskich uliczkach Marrakeszu. Ich zachowanie na skale sprawdziłem podczas wdrapywania się na Jebel Toubkal (4167 m n.p.m.) i zbiegu z niego, gdzie szlak wygląda, jakby znajdował się na Marsie. Zero roślinności, wszędzie tylko surowe, czerwone skały. Od schroniska na 3200 m n.p.m. trzeba się przemieszczać ścieżką prowadzącą przez skalne gruzowisko o mało stabilnym podłożu, przez co należy stale uważać, żeby nie osunąć się razem z luźnymi kamieniami. Buty dobrze trzymały również tam, gdzie pojawiły się strugi wody z topniejącego powyżej śniegu. To zasługa podeszwy Vibram, która wręcz klei się do mokrej powierzchni. Kilka razy kopnąłem w coś twardszego, gdy napierałem po ciemku, ale Rockshield (przednie „okucie” buta) ładnie chronił stopę przy tego typu incydentach, dzięki czemu paznokcie i palce pozostały całe. Podczas zbiegu miałem wątpliwości, czy w przeplecionej wystającymi skałami warstwie śniegu zachowam przyczepność, ale po kilku minutach byłem pewien, że podeszwy salmingów polubiły się z tym podłożem. Sprawnie pokonałem drogę ze szczytu do schroniska w 25 min i nie było ani jednego momentu, w którym poczułbym, że tracę kontrolę. I zwłaszcza za ten zbieg daje ogromny plus modelowi Trail 5. To bardzo uniwersalne „trzewiki”. Świetnie zachowują się na skale, ale poleciłbym je również do robienia kilometrów po górach typu Beskidy czy Bieszczady. W zwykłym terenie leśnym również poradzą sobie doskonale. Przy czym rekomenduję je do dystansów nie większych niż 100 km. Ciężko się w przypadku Salming Trail 5 do czegokolwiek przyczepić. Jedyne, co mnie zmartwiło, to szybkie odklejenie się „nosków” w obu butach. Na szczęście wystarczyło kilka kropli kleju i nie było śladu po awarii. Przy wielu plusach tego buta największym minusem jest cena.
Aktualnie na stronie Salminga wynosi ona 679 zł (obecnie w promocji 549,00 zł) i zapewne odstraszy wiele osób.
Moja ocena tego modelu to 5/6. Mocna szkolna piątka za uniwersalność, zadziwiająco wysoki komfort oraz niską wagę. Do ideału brakuje trochę wyższego bieżnika i trochę niższej ceny.
ALTRA OLYMPUS 2.5
Na ten sam wyjazd do Maroka zabrałem również drugą parę. Popularna wśród amerykańskich ultrasów marka Altra przybyła do nas ze stanu Utah. Jest strategicznym partnerem legendarnego Western States 100 Endurance Run. But od samego początku budzi zainteresowanie swoim niekonwencjonalnym kształtem. Główne zasady, którymi kierują się twórcy, to szeroki przód i zerowy drop. Wszystko w myśl idei biegania naturalnego. Poszerzona przednia cześć cholewki ma dać naszym palcom przestrzeń, dzięki której unikniemy kontuzji i urazów stopy (technologia Foot Shape), a zerowy drop – jak łatwo się domyślić – zachęca do dynamicznego kroku i szukania kontaktu z podłożem przez śródstopie.
Altra Olympus 2.5 to but maksymalistyczny (wysokość podeszwy wynosi tu 32 mm). Pomimo topornego wyglądu buty nie są ciężkie (w rozmiarze 44 waga wynosi 320 g) – dla porównania to o kilkanaście gramów mniej od popularnego modelu Cascadia Brooksa. Cholewka pokryta jest gęstą siateczką, która sprawia wrażenie, że nie porwie się po kilkuset kilometrach. Olympus w ogóle jest bardzo solidnie wykonany. Od razu widać, że powstał z myślą o ciężkich technicznie trasach. Bieżnik jest tutaj gęsty i wyraźny, ale na śnieg lub błoto poszukałbym czegoś z dłuższymi zębami. Dwukolorowa podeszwa wyglądem nawiązuje do anatomicznego kształtu stopy. A teraz przejdźmy do części praktycznej.
Początkowo bałem się tej „kaczej płetwy”, gdyż mam wąską stopę. Okazało się jednak, że but bardzo dobrze leży, nie było mowy o nadmiernej ruchliwości stopy w środku. Po zdobyciu Toubkala w salmingach, resztę pobytu w Maroku przeznaczyłem na krótki rekonesans okolicy. Teren był trudny. Wszędzie, gdzie twardo i skaliście. No to do roboty! Ruszyłem w nieznane na północ od schroniska. Musiałem pilnować ścieżki, która potrafiła nagle zniknąć (a ja ładowałem się w kolejne rumowisko skalne). Pomimo sporych gabarytów olympus nie ogranicza dynamiki biegu i można bardzo zgrabnie operować stopą na nierównym terenie. Vibramowa podeszwa standardowo klei się do skały, zwłaszcza tej mokrej. Szeroka konstrukcja buta bardzo dobrze stabilizuje pracę stawu skokowego. Obudowany przód pozwalał wręcz kopać kamienie. Pozwoliłem sobie na kilka krótszych zbiegów na stromym offroadowym terenie, nie czując większego dyskomfortu w nogach. Następnego dnia bardzo wygodnie schodziło mi się w nich podczas kilkugodzinnego, powrotnego trekkingu do Imlil. Miękko i przyjemnie. Wiele osób zastanawia się, jak to jest z zerowym dropem, i czy bieganie w tych butach nie ma negatywnego wpływu na achillesy i łydki. Ja nigdy nie biegałem z pięty, lubię niski drop, więc idea twórców Altry bardzo mi pasuje. Dla opornych producenci do każdej pary dorzucają program stopniowego przestawiania się na naturalną technikę biegową. Przy czym gruba słonina w modelu Olympus trochę niweluje efekt zerowej różnicy wysokości pomiędzy piętą a palcami. Ja w każdym razie nie czułem różnicy w porównaniu z 5 mm dropu, z którym biegałem dotychczas. Olympus wydaje się być świetnym rozwiązaniem na dystanse powyżej 100 km w wymagającym terenie typu alpejskiego. Doskonały wybór na kamieniste ścieżki w Tatrach i Karkonoszach. A teraz o minusach. Buty niestety do najpiękniejszych nie należą. Nie zwracam zazwyczaj uwagi na takie rzeczy, bo to kwestia gustu, a liczy się przede wszystkim funkcjonalność. W tym przypadku jednak muszę przyznać, że twórców czeka jeszcze sporo pracy przy designie. Sznurówki również mogłyby być trochę dłuższe.
Katalogowa cena to 589 zł, więc i w tym przypadku tanio nie jest.
Altrę oceniam na 5-/6. Wysoka ocena za trwałość, solidną amortyzację, doskonałą pod kątem 100-milowych dystansów i wysoką przyczepność. Do piątki brakuje poprawy designu, wydłużenia sznurówek.
Hoka One One Speedgoat 2
„Wyścigowa kozica” to model już kilkukrotnie opisywany na łamach ULTRA. Bijący rekordy popularności, a jednocześnie wciąż budzący kontrowersje. Ja w speedgoatach wygrałem BUT 40, ale to niejedyny powód, dla którego te buty lubią się z moimi nogami. W Speedgoat 2 wzmocniono cholewkę, która szybko rozrywała się w jedynce. Pierwsza wersja była też dość wąska, co nie spodobało się wielu biegaczom. Praca domowa została odrobiona i nowe kozice są już poszerzone. Wyeliminowano też problem złego wyprofilowania wewnątrz buta, które powodowało ocieranie stopy w okolicy rozcięgna podeszwowego. Nowa odsłona jest też moim zdaniem dużo ładniejsza i już nie odstrasza wyglądem jak poprzedniczka. Podeszwa bazuje na Vibram Megagrip. Bieżnik jest gęsto osadzony, a każdy kołek ma kształt ptaka z rozpostartymi skrzydłami (logo marki Hoka).
Speedgoatów nie polecam na błoto czy śnieg. Oczywiście dadzą radę, ale to nie będzie najlepsze rozwiązanie. Drop w charakterystycznej grubej piankowej podeszwie ma 5 mm. Przód został zabezpieczony wytrzymałym elastycznym materiałem, który nie pozwoli zanadto skrzywdzić naszych palców w starciu ze skałami. Waga to 278 g dla rozmiaru 43, czyli mniej niż sugeruje wygląd. Miałem sposobność przetestować nowe speedgoaty na ścieżkach wśród greckich szczytów, okalających Zatokę Koryncką. Tydzień organizowanego przez nas obozu w Lutraki był doskonałą okazją do sprawdzenia ich w akcji. Poligonem treningowym był masyw Geranii, który eksplorowaliśmy wzdłuż i wszerz, nabijając kilometraż i przewyższenie. Niezbyt imponująca wysokość (1032 m n.p.m.) nabiera innego znaczenia, gdy szlak zaczyna się z poziomu morza. Długie i mozolne podbiegi oraz podejścia wynagradzały nam wielokilometrowe techniczne zbiegi z widokiem na błękit Morza Jońskiego, a to wszystko przy pięknej słonecznej pogodzie. I to właśnie na tych skalistych, serpentyniastych i wąskich zbiegach przekonałem się, ile jest warta nowa wersja Speedgoat. Nie było mowy o mokrych czy ośnieżonych fragmentach (w styczniu jest tam 20 stopni i bardzo rzadko pada), a największą trudnością okazały się drobniutkie i sypkie kamyczki, które czasem powodowały utratę kontroli i lekki poślizg. W takich okolicznościach nawet vibram nie pomoże. Jednak przez większość czasu but zachowywał się bardzo stabilnie, odciążał i chronił stopę. To niezwykle ważne w perspektywie startu na dystansie ultra. Nie było mowy o wykręcaniu stawu skokowego na nierównościach i ostrych zakrętach. Podeszwa jest bardzo responsywna, co pomaga w zachowaniu dynamicznego kroku. Kolejnym atutem modelu Speedgoat jest to, że bardzo wygodnie biega się w nim po asfalcie. W biegach górskich często przychodzi nam pokonać kilka lub kilkanaście kilometrów w warunkach szosowych. W hokach nie poczujemy drastycznej różnicy pod stopami. Po 160 wymagających górskich kilometrach but nosił jedynie ślady zadrapań. Nic się nie odklejało, siateczka na cholewce się nie rwie, czyli wszystko tak, jak powinno być na tym etapie użytkowania. Widać wyraźnie, że odporność na zużycie została znacznie poprawiona w stosunku do poprzedniej odsłony tego modelu.
Katalogowa cena Hoka One One Speedgoat 2 to 619 zł, sklepbiegacza.pl za 599,99 zł, ale spokojnie można je znaleźć za ok. 500 zł.
Ocena końcowa to 5/6. Plusy za świetną amortyzację i stabilność. Podobnie jak w Altrze i Salmingu Vibram Megagrip doskonale trzyma na każdym rodzaju skał. Na plus również wzmocniona cholewka i niska – jak na gabaryt – waga buta.
Inov-8 X-talon 230
Żeby nie było, że do naszego TOP 5 na skały testowaliśmy tylko wysoce amortyzowane buty, przygotowaliśmy coś dla miłośników brytyjskich „naleśników” ze stajni Inov-8. Kultowy X-talon doczekał się nowszej, udoskonalonej i wzmocnionej wersji o numerze 230. Początkowo miałem obawy, że podczas testów poharatam stopy i powtórzy się scenariusz sprzed kilku lat, kiedy pojechałem w nich w Tatry. Zbieganie po skałach było niekomfortowe i mało przyjemne. W dodatku model 212 miał zdecydowanie mniej zabudowaną cholewkę. Jednak do odważnych świat należy, a wstępna analiza organoleptyczna wersji 230 przekonała mnie, że nie będzie najgorzej. Ze wszystkich modeli Inov-8, w których biegałem, ten wydaje się najsolidniej wykończony (siateczka wygląda, jakby była zrobiona z kevlaru). Oprócz zastosowania nowych technologii w podeszwie, but wiele nie różni od x-talonów 212. Niska waga (230 g dla rozmiaru 42), niski, 6-milimetrowy drop, długi, agresywny i gęsty bieżnik w podeszwie. Testowany but to wersja Precision Fit, czyli tzw. wąskie kopyto (które na szczęście jest na tyle szerokie, że będzie odpowiadało większości stóp o przeciętnej szerokości). Kolejny wypad na szczyt Geranii, ale tym razem powrót alternatywnym szlakiem. Skał jeszcze więcej niż na oficjalnej ścieżce, a stromizna zmusza do chwytania się drzew. But sprawdził się bardzo dobrze. Charakterystyczny dla Inov-8 agresywny bieżnik bardzo dobrze wgryzał się w szutrowo ziemiste fragmenty trasy. Najbardziej bałem się poobijania stóp na głazach, ale pesymistyczny scenariusz się nie sprawdził. Prawdopodobnie to zasługa zainstalowanej w podeszwie płytki Meta Plate, której zadaniem jest ochrona stopy przed twardymi i ostrymi elementami podłoża. Dodatkowo twórcy x-talona podnieśli responsywność i absorpcję nacisku w podeszwie przez zastosowanie system PowerFlow+.
Byłem tym bardzo pozytywnie zaskoczony i trochę zmieniłem zdanie na temat biegania w butach Inov-8 po skałach. Lekkość i smukła konstrukcja motywują do szybszego biegania. A jak omawiamy but zachowuje się na mokrym, skalistym podłożu? Inov-8 zastosował nowy system antypoślizgowy S-Grip, który ma działać podobnie jak Megagrip. Aura nie sprzyjała, bo bezchmurne niebo nie zapowiadało opadów. Pozostała przebieżka korytem pobliskiego strumienia. Oczywiście w dół. Opis X-Talon 230 nie kłamie. Guma zastosowana w podeszwie faktycznie przyjemnie klei się do wilgotnych skałek i głazów, wydając przy tym charakterystyczny skrzypiący dźwięk. Przy okazji sprawdziłem funkcjonalność dodatkowego „pancerzyka” na cholewce, o którym pisałem w kontekście wzmocnienia konstrukcji. Nie stracimy paznokci, uderzając z czuba w głaz. Przy pierwszych próbach but wydawał mi się sztywny, ale pierwsze bieganie pokazało, że było to złudne. Nie uważam, że X-Talon jest najlepszym rozwiązaniem na skaliste ścieżki, ale na pewno to jeden z najlepszych wśród butów minimalistycznych. W dodatku ma doskonałe zastosowanie w błocie i śniegu. Na pewno sprawdzi się np. w Beskidzie Śląskim, gdzie skały i kamienie przeplatają się z miękkimi, ziemnymi ścieżkami i szutrowymi duktami.
Katalogowa cena modelu X-Talon 230 na stronie dystrybutora to 529 zł.
Ocena końcowa 4.5/6. Mimo wszystko trochę za cienkie na długie i mocno skaliste ultra. Ocenę windują natomiast wzmocniona konstrukcja i dobra przyczepność na mokrej skale. Ogromną zaletą modelu X-Talon jest lekkość – zachęca do szybkiego przełajowego biegania konstrukcja.
Dynafit ALPINE PRO
Ostatnim testowanym butem w ramach naszego TOP 5 jest Dynafit Alpine Pro. W modelu tym biegałem szybsze odcinki interwałowe na górskiej ścieżce w Grecji. Trochę kamieni, trochę ziemi i trawy. Bieżnik doskonale wgryzał się w podłoże, a wzmocniona podeszwa pozwalała bez konsekwencji napierać przez wystające z ziemi skałki. Pomimo dość pancernej konstrukcji buty nie są ciężkie i pozwalają na szybkie kręcenie nogami. Muszę przyznać, że pod względem wizualnym mój faworyt. Dynafit w swoich produktach oprócz funkcjonalności i trwałości stawia na design. A co te ślicznotki potrafią? Od samego początku widać, że w modelu Alpine Pro postawiono na wytrzymałość i bezpieczeństwo w najtrudniejszym górskim terenie. Buty są dosyć sztywne, a jest to efekt zastosowania systemów ochronnych. Przód buta pokryty jest nakładką Balistic Bumper, czyli gumowym otokiem na nosku, którego zadaniem jest zmniejszanie wpływu wstrząsów odbieranych przez palce i przednią część stopy (szczególnie podczas agresywnych zbiegów). Od spodu stopa jest chroniona zamontowaną w podeszwie specjalną, wykonaną z włókna węglowego wkładką Carbon Shield. Dynafit, podobnie jak Salomon, stosuje w swoich butach biegowych praktyczny system Quick Laces. Mankamentem Alpine Pro jest dosyć wąski przód w części palców. Przy szybszym bieganiu przez śródstopie brakowało mi miejsca. Przy rozmiarze 43 waga wynosi 300 g, a drop 8 mm. Solidny i gęsty bieżnik w podeszwie uzbrojony jest w gumę Vibram Alpine Pro.
Na stronie producenta możemy znaleźć informacje, że buty najlepiej sprawdzą się na górskich dystansach między 20 a 40 km. Ciężko się z tym nie zgodzić, bo trochę za mało tu amortyzacji i trochę za sztywno jak na ultra. Przynajmniej tak podpowiadają mi moje stopy. Świetnie sprawdzi się na imprezach typu Bieg Marduły czy wszelkiego rodzaju verticali. Alpine Pro nie jest butem uniwersalnym. Perfekcyjny na trudne technicznie górskie szlaki, ale mało przydatny pod kątem „miękkiego”, terenowego biegania.
Na stronie producenta buty dostępne są w cenie równie solidnej co sam produkt, czyli 699 zł, obecnie promocja na stronie www.salewa.waw.pl - 489,93 zł
Ocena końcowa 4.5/6. Gdyby ocena miała uwzględniać tylko przyczepność i zabezpieczenie stopy, to but zdecydowanie otrzymałby szóstkę. Powyższe zalety przeszkadzają jednak w perspektywie ultradługich dystansów.
BIO
Patryk Aid Biega od podstawówki. Zaczynał od przełajów i czwartków lekkoatletycznych. Potem przez lata trwała jego poważna przygoda z bieganiem dystansów średnich na stadionie, gdzie święcił pierwsze poważne sukcesy biegowe na poziomie wojewódzkim i krajowym. Po rozstaniu z bieżnią szukał dalej ścieżki rozwoju i znalazł ją, łącząc dwie pasje - góry i bieganie. W 2014 r. od startu w Łemkowynie na dystansie 70 km zaczeło się jego ultra.