Redakcja KR

Ultramatki

Cała Polska, 23.03.2018

Jeździmy na zawody ultra. Spotykamy się na odprawie, starcie, mijamy gdzieś na trasie. Mężczyźni i kobiety, pokonujemy biegiem odległości w górach, które znaczna część ludzi woli pokonać samochodem. Łączy nas pasja, mamy wspólne cele. Ale nierzadko różnią nas doświadczenia. I myśli na trasie. Nie ma się co oszukiwać, w powszechnej opinii najczęściej faceci mają lżej, ich niebiegające żony opiekują się dziećmi, podczas gdy oni wyjeżdżają na zawody. Ale wśród pań na trasie są matki, matki maluchów, matki nastolatków, a nawet babcie. Jak one to łączą?

ULTRAPORANKI

Nocną ciszę rozdziera dźwięk budzika. Dojście do siebie zajmuje chwilę, zorientowanie się w rzeczywistości, pobudka dzieci. Młodsze trzeba odstawić do szkoły, starsze zaczyna zajęcia nieco później, za transport odpowiada tata. Poranna rutyna, mycie, ubieranie, śniadanie. W międzyczasie mama szykuje do pracy siebie, stara się skupić się na tu i teraz, nie myśleć o tym, co ją czeka w ciągu dnia. Na to przyjdzie czas później. Chciałaby w plan dnia wpisać jakiś czas dla siebie.

Poranki w wielu domach wyglądają podobnie. Nawet w domach biegaczy, nie każdy z nas ma przecież na tyle dużo motywacji, żeby zrywać się przed świtem i pędzić na trening. To wszystko kwestia organizacji. „Staram się trenować rano, przed pracą. Wychodzę, gdy dzieciaki ‒ mam dwóch synów w wieku pięć i pół i dwa i pół roku ‒ jeszcze śpią. Gdy wracam, zazwyczaj są już obudzone i się bawią. Ubieramy się i jedziemy. Młodzi do przedszkola, ja do pracy”, tak początek swojego dnia opisuje Dominika Stelmach, biegająca od lat matka, ultramaratonka.

Ranne bieganie potrafi dać endorfiny na resztę dnia. Zimą, kiedy jest ciemno, siłą rzeczy ranne wstawanie przychodzi trudniej. Ale słabość do treningów o tej porze ma też Sylwia Młodecka: „Biegam przed pracą, bardzo to lubię. Ponieważ pracuję w szkole, godziny są zmienne – gdy zaczynam trochę później, wstaję rano na trening. A potem to już praca, dom, gotowanie. Wieczorem znowu jakaś aktywność”. Koniec pracy. Mniej bądź bardziej szybkie wyjście, zamknięcie spraw zawodowych, zrzucenie z siebie trosk dnia w pracy. Ale dzień się jeszcze nie kończy. Dla wielu z nas prawdziwy dzień się dopiero zaczyna. „Obowiązkami domowymi dzielę się z synem, dwudziestolatkiem. Choć ze względu na moje swoiste ADHD to, co trzeba zrobić, robi się samo, niejako mimochodem. Dzięki temu popołudnia mogę przeznaczyć na inne aktywności – basen, kino czy spotkania z wnukiem, dwuipółletnim synkiem mojej córki”, dodaje Sylwia.

ULTRATRENING

A bieganie? Jeśli nie rano, to kiedy wygospodarować na nie trochę czasu? Zwłaszcza przygotowując się do pokonania dystansu ultra w górach?

Alicja Paszczak, mama 14-letniej Anieli i 8-letniego Adasia, przyznaje, że trenuje za mało. „Wyznaję zasadę, że najpierw obowiązki związane z byciem mamą, a potem moje hobby. Zazwyczaj czas na trening poświęcam trzy razy w tygodniu. Ponieważ mieszkam poza miastem, prawie w lesie, to przynamniej z tego powodu jest łatwiej. Zawsze jednak mam poczucie, że w moich treningach jest za mało objętości. Z drugiej strony boję się, że jak zacznę biegać tak dużo, to być może zyskam formę, ale za to stracę radość i zapał. Każda mama musi znaleźć w tym wszystkim swoją równowagę”.

Alicja jest nie tylko mamą biegającą ultra. W środowisku górskim jest znana jako świetna taterniczka, mająca na koncie imponujące przejścia w Tatrach, działająca na rzecz środowiska wspinaczy. Wraz z mężem, Arturem Paszczakiem, tworzą udany duet wspinaczkowo-biegowy, bo nierzadko startują w ultramaratonach lub jako zespół np. w Biegu Rzeźnika (w 2012 r. wygrali kategorię MIX), zaczynali jako zawodnicy adventure race, kiedy w Polsce ta dyscyplina jeszcze nie istniała. Alicja twierdzi, że bieganie dystansów ultra po górach jest jej szczególnie bliskie właśnie ze względu na działalność taternicką. „Długotrwały wysiłek, taktyka w dysponowaniu siłami, no i miejsce, czyli góry, które zachwycały mnie od zawsze. To są części wspólne tych dwóch zbiorów”, mówi Ala.

Monika Szczepanek, mama dwóch dziewczynek – ośmiolatki i dwunastolatki – biega natomiast praktycznie codziennie. „Treningi często wplatam w grafik zajęć dziewczynek. Kiedy na przykład młodsza ma jazdę konną lub basen, ja wtedy biegam. Jednak najczęściej zostają mi późne wieczory i czołówka na głowie. Zaczynałam biegać cztery lata temu, córki rosły razem z moim bieganiem, teraz to dla nich coś normalnego, ultra też”.

Codziennie trenuje też Dominika Stelmach. Dla niej istotnym elementem przygotowania do biegów ultra są ćwiczenia core stability i jogi, a to, jak sama przyznaje, można robić w domu. „Do tego staram się w weekend biegać około dwóch godzin. W ubiegłym roku chyba nie udało mi się przekroczyć jednak 100 km w tygodniu. Poza startem w Krynicy oczywiście. Ze względu na dzieci wolę biegać dwie godziny po lesie i być w domu, niż jeździć daleko, by pobiegać trzydzieści parę minut ‒ dlatego teraz poświęcam się głównie biegom ultra. Ale to nie jest główna przyczyna, biegi tego typu zapewniają mi olbrzymią dawkę emocji. Silna potrzeba ich przeżywania mnie napędza”. Agata Matejczuk trenuje wtedy, gdy ma czas. Jak sama mówi, nie podporządkowała życia rodzinnego bieganiu, lecz odwrotnie. „Treningi wykonuję na drogach powiatowych, szutrze, w lesie, siłę biegową robię na mostach i schodach nad autostradami. Nie mam jakiegoś bogatego wachlarza treningów, raczej powtarzam wciąż to samo”. A dlaczego zamiast pewnie łatwiejszych logistycznie i przygotowawczo biegów asfaltowych wybrała góry i dystanse ultra? „Bo one dają mi wolność, odpoczywam na nich psychicznie. Jestem po nich oczywiście bardzo zmęczona, ale szczęśliwa. Rodzina daje mi szczęście, ale ultra to inny rodzaj spełnienia. To czas tylko dla mnie. Krótkie biegi mnie męczą, tyle o ile nie jestem tak bardzo zmęczona fizycznie, to psychicznie jestem mocno sfatygowana. Na ultra po prostu jestem wolna”.

ULTRAWSPARCIE

W rozmowach przy okazji startów niejednokrotnie wraca temat obecności bliskich na biegach. Dla wielu z nas widok bliskiej osoby, żony, męża, partnera, przyjaciela, na punkcie odżywczym lub na mecie potrafi dodać otuchy, siły przed kolejnym trudnym odcinkiem zawodów czy po prostu poczuć większą satysfakcję z tego, co się robi. Niejednokrotnie mężczyźni wbiegają na metę, trzymając za ręce lub na barana własne dzieci. To chwile wielkich emocji, które chcemy dzielić z najbliższymi.

Na Alicję najczęściej czeka mąż. „Artur jest zazwyczaj na mecie, ale nie dlatego, że mi kibicuje. Często startujemy razem, on czeka, bo jest lepszy i po prostu przybiega wcześniej. Chociaż twierdzi, że biegnie w stresie, bo go zaraz dogonię, jeśli tylko przytrafi mu się jakiś słabszy moment. Artur nie raz śmieje się, że tylko jeden biegający facet ma gorzej od niego i jest to Paweł Dybek”. Z Alicją często biega także jej starsza siostra, Marzena. W ubiegłorocznej edycji ZUK-a zdominowały podium w swojej kategorii wiekowej. Za nimi długo, długo nie było nikogo. Czy dzieci interesują się jej bieganiem? „W przypadku córki, czternastolatki, nie dość że daleko padło jabłko od jabłoni, to jeszcze okazało się, że to śliwka”, śmieje się Alicja. „Anielka nie lubi biegać, ale kibicuje mi, dopytuje się jak mi poszło i chyba nawet jest z tego dumna. Zrobiła nawet ze mną taki mały wywiad do szkoły o sportowcach. Jeśli chodzi o syna, ośmiolatka Adasia, to jest to jabłko i padło bardzo blisko. Nie chcę zapeszać, ale wykazuje duże predyspozycje. Lubi sport, lubi biegać i łatwo mu to przychodzi”.

Podobnie dobrze rokują inne maluchy. Młodszy syn Dominiki też woła za mamą, gdy ta wychodzi na trening, że chciałby biegać z nią. „Mam nadzieję, że już niedługo przyjdzie na to czas”, komentuje biegaczka. W tym samym wieku jest wnuczek Sylwii Młodeckiej. Dumna babcia twierdzi, że Feliks już ma zadatki na ultrasa. Czasem biega z nią na spacerach, obsługę camelbacka ma już w małym palcu. Wnuczek ma także usportowionych rodziców ‒ córka Sylwii poznała swojego męża w klubie biegowym, Feliks ma z kogo brać przykład. „A to jest ważne, żeby dziecku pokazać, co jest dobre, a nie tylko mówić. Wtedy nie posłucha, ale zrobi to, co my robimy”.

Przykładem na potwierdzenie tych słów są też dzieci Agaty Matejczuk. „Rodzina się przyzwyczaiła, mąż i dzieci mnie wspierają. Dostaję też dużo wsparcia od znajomych i przyjaciół. Dzieci ‒ mam synów w wieku 7 i 5 lat ‒ startowały i startują w biegach przedszkolaka i ścigają się na rowerach. Półtoraroczna córeczka ma jeszcze na wszystko czas. Ale dla nich bieg to po prostu bieg. Długi lub krótki, tak je rozróżniają. Czy wiedzą co to ultra? Używam słów >>ultra<<, >>półmaraton<< czy >>maraton<<, określając dystans w rozmowie z nimi, ale chyba nie ma to dla nich zbyt dużego znaczenia. Gdy biorę udział w jakimś biegu, często (jeśli udaje nam się razem wybrać) mąż z dziećmi czekają na mnie na mecie. Jeśli biega mój mąż, to na mecie czekam z dziećmi ja. I muszę powiedzieć, że dobrze nam w takim układzie. Żadne z nas nie czuje się pokrzywdzone, ani gorsze”.

„U nas jest inaczej”, opowiada Monika Szczepanek. „Nie wyjeżdżam zbyt często, można nawet powiedzieć, że robię to rzadko. Zdarza się, że rodzina wyjeżdża ze mną, ale to naprawdę sporadyczne sytuacje. Wypracowaliśmy taki układ, że ja szanuję to, że oni nie do końca rozumieją moją pasję, a oni szanują to, że od czasu do czasu biegam gdzieś w górach na jakichś dziwnych dystansach. Wiem jednak, że są bardzo dumni i czekają na mój powrót”.

ULTRATRUD

Są zorganizowane, skupione na tym co robią. Realizują się jako matki, partnerki, biegaczki. Ale nie są wolne od trosk. Co jest dla nich trudne? Agata odpowiada krótko i zwięźle: chciałaby, żeby doba była dłuższa. „Codzienność nie jest łatwa, ponieważ ciężko łączyć rolę mamy, żony, pracować i trenować. Jednak dzięki mojemu mężowi, który mnie bardzo mocno wspiera i wiele obowiązków bierze na siebie, udaje mi się jakoś to wszystko łączyć, choć w ostatnim czasie ta sztuka troszeczkę kuleje, bo od września mam jeszcze jedną pracę”. Podobnie na brak czasu jako największy problem wskazuje Alicja Paszczak. „Może nie odczuwam tego tak boleśnie w trakcie roku szkolnego. Kiedy dzieci chodzą do szkoły, mam więcej czasu na trening. Ale wakacje są już dla mnie problemem, bo jeśli mam spędzić popołudnie bez nich, a raczej odebrać im czas spędzony ze mną kosztem długiego wybiegania, wolę być z nimi. To ich dzieciństwo, chciałabym, żeby moje dzieci je dobrze zapamiętały. Chociaż tracą na nim moje treningi”.

Dominikę z kolei dotykają inne rozterki: „Dla mnie jako dla matki najtrudniejsze są chwile, gdy muszę wybrać, czy jechać na zawody, czy zostawać na noc, czy zabierać dzieciaki. One oczywiście chcą ze mną jeździć, ale kilkanaście godzin w samochodzie nie zawsze stanowi najlepsze rozwiązanie. No i jeszcze jedno. Problemem są też zwykłe domowe czynności, na które po prostu żal czasu”.

„Trudności? Tak, jest coś takiego. Napisz o tym koniecznie!, Sylwii wyjątkowo przypadło do gustu pytanie o problemy w łączeniu roli matki i biegania. „Całkiem niedawno rozmawiałam o tym z córką, która sama jest matką, więc łatwiej ta rozmowa mi przyszła. Opowiedziałam jej o moich obawach z lat, kiedy razem z bratem byli mniejsi, a ja cztery razy w tygodniu dwie godziny spędzałam na zajęciach fitness. Bałam się, że poświęcam im za mało czasu, choć w domu wszystko było zrobione, weekendy spędzaliśmy wspólnie najczęściej w lesie na wielogodzinnych spacerach. Nie wiem, czy to były wyrzuty, ale miałam takie myśli. Teraz znowu myślę, że nie jestem typową babcią, bo pracuję, biegam, biorę udział w biegach w rożnych rejonach kraju, nie spędzam całych dni z wnukiem”. Córka zaoponowała. Sylwia wracała z fitnessu uśmiechnięta, radosna i zrelaksowana. Czas, który spędzali razem, był bardzo intensywnie wypełniony aktywnością, ale i kontaktem ze sobą. Mimo tego, że wraz z bratem byli dziećmi, cieszyli się, że mają szczęśliwą mamę. Bo, jak mówi Sylwia, szczęśliwa matka to szczęśliwe dzieci.

***

[tekst ukazał się w styczniu 2016 r. w 3. numerze magazynu ULTRA]

ALEKSANDRA BELOWSKA

Mama Stasia. Sama nie biega, ale na zawodach spełnia się jako support męża ultrasa. Filolog, piarowiec, lubi samoloty, chodzić po górach i czytać książki. Nuda!