Samotne pokonywanie biegiem szlaków długodystansowych. Pokonywanie ich na szybkości z supportem albo bez niego. Nocując na pod gołym niebem lub w napotkanych schroniskach. Zostawiając po drodze depozyty lub niosąc od początku do końca wszystko na plecach. Tu sam określasz, na jakich zasadach chcesz swój challenge przeprowadzić. Może ktoś zechce go powtórzyć, zmierzyć się z Twoim czasem, a może zrobi to w swój sposób. Nieważne – tu liczy się przygoda. O kilka słów na temat tego typu wyzwań, poprosiliśmy znanych ultrasów, którzy od lat się w takich „zabawach” specjalizują.
Zdjęcie główne: Piotr Dymus / 2013 rok. Tak naprawdę w Polsce to chyba od niego się zaczęło - niezniszczalny Maciek Więcek i GSB w jego wykonaniu w 114 godzin i 50 mnut.
Grzegorz Łuczko – Najtrudniejszy pierwszy krok
Najtrudniej jest zrobić ten pierwszy krok. Setki myśli w głowie, czy dam radę, czy na pewno spakowałem wszystkie potrzebne rzeczy, no i oczywiście stres. To trochę jak z zawodami, przed biegiem w głowie mamy rollercoaster, który tuż po starcie wjeżdża na właściwe tory i wszystko nagle puszcza. Zostajemy sam na sam ze szlakiem i wtedy okazuje się, że jednak jakoś sobie radzimy! W tego typu wyprawach lubię ten skok na głęboką wodę, nigdy nie czuję się dostatecznie przygotowany, więc zanim zacznę, mam sporo obaw. W trakcie to wszystko mija, trzeba sobie radzić z tym, co przynosi każdy kolejny kilometr. Wtedy jednak nie ma już miejsca na stres, jest działanie. Doświadczanie wszystkimi zmysłami tego, co wokół.
Nie udało mi się jeszcze pobiec UTMB, ale parę lat temu zrobiłem tę trasę na raty. W ciągu trzech dni obiegłem ją z plecakiem, śpiąc gdzieś po drodze, na dziko przy szlaku. Dzięki temu, że to my sami ustalamy reguły takich przejść, jesteśmy w stanie dowolnie łączyć w nich elementy sportowe z przygodowymi.
Rafał Bielawa – nie czas się tu liczy
Co jest w tym wszystkim najbardziej pociągające? Pasja, uśmiech, radość, ale i możliwość pokonywania własnych słabości, ograniczeń. Możliwość obcowania z fantastycznymi ludźmi wokoło, te małe radości, które zmieniają się w jednej chwili w euforię. Kiedy jesteśmy w trasie przez wiele godzin czy kilka dni, dusza jest jakby bardziej odkryta, łatwiej ją wzruszyć, to niesamowite uczucie. Mimo bólu, problemów, dla mnie tego typu wyrypy są chwilami radości, gdy namacalnie mogę dotknąć tego, że ultra to coś innego niż anonimowe bieganie po asfalcie. Tu liczy się dłoń, którą możesz uścisnąć gdzieś na setnym, dwusetnym czy pięćsetnym kilometrze, to uśmiech na twarzach ludzi, którzy wspierają cię na trasie czy też witają na mecie. To jak dla mnie o wiele więcej niż sam bieg i czas, w którym go pokonuję, bo to tylko czas. O tym pamiętam, sięgając wstecz, o ludziach, pięknych miejscach i radości, która temu towarzyszyła. Dlatego także wracam i biegam, jeszcze biegam.
Agnieszka Korpal – Stać cię na więcej, niż myślisz
Nauczyłam się, że jeśli chcesz, żeby coś się wydarzyło, to wszystko zależy od ciebie – nic się samo nie zadzieje. Realizacja myśli leży w twoich rękach, niczyich innych.
Szczególnie w trudnych momentach np. podczas samotności w trakcie burzy w górach, w chwilach totalnego kryzysu na trasie czy w obliczu napotkanych problemów takich jak błąd nawigacyjny, który kosztuje kilka godzin wysiłku, tylko ty sama/sam masz wpływ na to, jak wyjdziesz z tej sytuacji. Nikt za ciebie nic nie zrobi. Pokonywanie problemów, kiedy jesteś sam na sam ze sobą i z naturą, która nie jest łaskawa i robi wszystko, żeby cię dobić, gdzie nie ma innych ludzi, cywilizacji ani zasięgu komórki, to niezły sprawdzian twojej psychy. Czasem trzeba mocno zagryźć zęby, naprawdę mocno, pokonać trochę siebie, czasem może nawet stanąć poza sobą, ale to później daje ogromną siłę, nie tylko na wyprawie, ale chyba przede wszystkim w codziennym życiu. Bo nie chodzi tylko o sport, sport to takie małe życie. Chodzi o to, żebyś wiedział, kim jesteś i na co cię stać, a uwierz mi, że stać cię na bardzo wiele.
Takie projekty to oczywiście nie tylko trudności, lecz także piękne momenty. Samotność i cisza, której się doświadcza, to w dzisiejszym świecie zapomniane dobro. A w ciszy najlepiej usłyszeć samego siebie. Tym bardziej, jeśli stajesz w górach sam, między ziemią i niebem. Zawsze ważny był dla mnie kontakt z naturą, bycie sam na sam z przyrodą to piękne doświadczenie. Nawet jeśli jest sroga i surowa, uznaję to za lekcję pokory.
Kamil Klich – Kwintesencja ultra
Long trail. Self support. Dla mnie pokonywanie długich dystansów bez zewnętrznego wsparcia jest kwintesencją ultra. Wtedy możesz doświadczyć żywej do bólu „samotności długodystansowca”. Wtedy jesteś tylko ty, twoje nogi, twoja psychika i wyzwanie, którego się podjąłeś. Nie ma wymówek – jeśli coś nie zagra, to wina leży tylko po jednej stronie… Nie każdy się do tego nadaje. Tak, jak nie każdy nadaje się do ścigania na zawodach (w tym pewnie ja…). I absolutnie nie twierdzę tutaj, że taka forma jest lepsza czy bardziej wartościowa od klasycznych zawodów. Twierdzę tylko, że może dać ci inne spojrzenie na bieganie, naturę czy też twoje potencjalne możliwości. Ale żeby się tego dowiedzieć, trzeba spróbować.
Obecnie – czy to ze względu na sytuację epidemiologiczną, czy też na pewien przesyt liczbą zawodów lub ich formą – coraz bardziej zyskuje na popularności taki sposób biegania. Myślę, że to bardzo dobrze.
Bieganie w takiej formie wymaga trochę innego podejścia pod kątem ekwipunku, jedzenia, planowania trasy, odpoczynku itp. Uczy biegania na „lekko”, z minimalną liczbą rzeczy, potrafi pokazać, co jest naprawdę potrzebne, a co jest tylko gadżetem biegowym. Moja pierwsza poważna próba (GSB wspólnie z Rafałem Bielawą) była dobrą lekcją. Bolesną, ale dobrą.
Polecam – spróbuj. Mam nadzieję, że do zobaczenia na szlaku.
Robert „Trebi” Korab – planowanie to podstawa
W długich, kilkudniowych wyprawach biegowych bardzo mnie pociąga wielomiesięczne przygotowywanie się do danego projektu. Bardzo podoba mi się planowanie aspektów treningowych, jak i całej niezbędnej logistyki oraz strategii działania w różnych sytuacjach i okolicznościach, które mogą wystąpić podczas obecności w terenie. Lubię analizować i rozkminiać różne hipotetyczne scenariusze, które mogą wystąpić podczas wyzwania. Dzięki temu podczas samego projektu o wiele mniej rzeczy może mnie zaskoczyć i utrudnić działanie na szlaku. W long trailu (w moim wykonaniu często w formule samotnie bez wsparcia) ogromną frajdę daje mi samowystarczalność i zdanie się wyłącznie na siebie w wielu różnych, nowych i zaskakujących momentach.
Roman Ficek – wyposażenie obowiązkowe
Najważniejsze to by mieć nowe buty i wszystko przetestowane. Kurtkę odporną zarówno na deszcz, jak i dającą ciepło – z kapturem. Nie tylko spodenki, lecz także getry w razie załamania pogody. Wszystko zależy też od tego, jaki jest termin biegu i jakie góry mamy do pokonania. Bardzo przydatne w trakcie takiej wyrypy są kije – nie tylko do biegu, lecz też w razie kontuzji na szlaku, bo możesz się na nich wtedy wesprzeć i odciążyć nogę, jeśli cię boli czy ci dokucza. Latarka – co oczywiste, musi być wytrzymała i dobrze świecąca. Najlepiej mieć dwie, jedną na akumulatorek, a drugą na baterie. Przetestowany i wygodny plecak, żeby cię nie obcierał, pomieścił wszystko, czego potrzebujesz, i miał dobre mocowanie na kije.
Nawigacja też jest bardzo ważna. Musisz mieć wgrane mapy. Zawsze miej przy sobie powerbank, bo w górach różnie bywa, a bieganie z papierową mapą się nie sprawdzi. Zegarek na łatwe trasy i szlaki, w dziksze tereny polecam ręcznego garmina, za pomocą którego możesz też wezwać pomoc czy szybko znaleźć alternatywną drogę. Pamiętaj o bandażu elastycznym i jakimkolwiek opatrunku lub plastrach oraz folii NRC.
Joanna Mostowska – minimalizm
Minimalistką byłam zanim stało się to modne. Podczas obozów harcerskich spędzałam całą noc poza namiotem, mając do dyspozycji jedynie zapałki i nóż.
Tak naprawdę niewiele potrzeba, aby przetrwać. Ale jeśli miałabym wybrać trzy najważniejsze rzeczy do zabrania, to na pierwszym miejscu byłoby to coś, co zapobiegnie wychłodzeniu – czyli choćby folia NRC, którą zabieram w zasadzie wszędzie. Czasem potrzebna jest też kurtka czy dodatkowa odzież. Kolejna sprawa to kontakt ze światem – naładowany telefon. Jeśli poruszam się poza zasięgiem komórkowym, zabieram ze sobą urządzenie satelitarne (np. InReach). No i trzecia rzecz to woda, bez której daleko nie zajedziemy, chyba że teren obfituje w jej naturalne źródła.
Do tego wszystkiego najbardziej przydaje się coś, co nic nie waży: zdrowy rozsądek i ostrożność.
Maciek Ners – trzy złote rady
Jeśli myślisz o wielodniowym projekcie biegowym bez suportu, to pamiętaj o kilku zasadach:
1. Nie ma biegania bez smarowania– sudocrem, second skin czy inne sadło z bobra to w trasie tak samo dobrzy kumple, jak w domu szwager z somsiadem.
2. Po robocie chodź wkubocie – na koniec biegowego dnia warto dać odsapnąć stopom w bardziej przewiewnym obuwiu.
3. Na metę trasy wyślij świeże majtasy–warto pomyśleć o wysłaniu paczki z ciuchami i butami, w których będziemy mogli wrócić do domu po kilku dniach napierania. Zaręczam wam, że to, co będziecie mieli na grzbiecie, nie będzie pachniało fiołkami. Acha, buty warto nadać odpowiednio większe, bo stopy po kilku dniach napierania mogą potrzebować znacznie więcej przestrzeni.
Sylwia Młodecka – ludzie na szlaku
Zrobiłam sama GSB w 11 dni. Drugi dzień wędrówki. Plan, żeby zanocować w Abrahamowie. Niestety baza turystyczna zamknięta. Pukałam od drzwi do drzwi i dopiero piąta osoba zdecydowała się mnie wpuścić do swojego domu, dać łóżko, pozwolić wziąć prysznic i nawet mnie nakarmiła rosołem. To było bezcenne w deszczową pogodę i z ok. 50 km w nogach. Wspaniałe było porozmawiać, przeważnie w miejscu noclegowym, i poobserwować reakcje ludzi na informację, że sama pokonuję taki dystans. To zdziwienie: nie boi się pani? Nie odpowiadałam.