Redakcja KR

Teamwork w psioludzkim wydaniu

Cała Polska, 02.06.2020

Pada. Może jednak poćwiczę w domu, pojeżdżę na trenażerze. Moją myśl gwałtownie przerywa psi nos wciśnięty pod łokieć, za którym pojawiają się zielone wpatrzone we mnie oczy, a w tle - niczym chorągiewka na wietrze – majtający wesoło ogon. Buddy - energetyczny dwuletni owczarek australijski - z całą pewnością chce wyjść. Uśmiech pojawia się także na mojej twarzy i zapominając o deszczu przebieram się w biegowe ciuchy, zakładam wygodne buty. Buddiego przyodziewam w szelki biegowe. Łapię pas do biegania, smycz, torebki i… wychodzimy.

Tekst: Zuza Gąsiewska / Bluebirds.pl

Zdjęcia: Wojtek Ptak/bluebirds.pl, Tomasz Tracewski/SOKO Rebeliada

Minutę później truchtamy do pierwszego drzewka, przez ulicę w kierunku Odry, potem wbiegamy na wał odrzański, mijamy zaprzyjaźnionego owczarka niemieckiego za płotem, potem biegacza, sami wbiegamy na jaz, lecimy po kostce brukowej, krzyczę w lewo i skręcamy na szutrową ścieżkę wzdłuż kanału przeciwpowodziowego. Skoncentrowany i pełen werwy Buddysław mknie swoim tempem przyprawiając mnie o zadyszkę i szybkie bicie serca. Tempo skacze z 3:50 do 6:00 w zależności od tego czy akurat jest kot, pies na horyzoncie, czy coś ciekawego pachnie przed nami czy może… cokolwiek.

Zdjęcie: SOKO Rebeliada

Po 10 minutach takiego tempówkowego początku, po 3 przystankach na potrzeby fizjologiczne rozpoczyna się bardziej równomierne wspólne bieganie. To czas, gdy mam większy wpływ na tempo przemieszczania się naszego tandemu a mój ambitny kompan słucha komend lewo, prawo, luz. 
Gdy po kolejnych 4 km Buddy robi gwałtowne zatrzymanie – przecież tutaj był ktoś godny uwagi  i trzeba pozostawić po sobie mały ślad i kolejną notatkę informacyjną – hamuję i łapię oddech. Patrzę na zegarek średnia 4:40. Za chwilę ruszamy dalej. Tym razem jeszcze bardziej równomiernie. Obydwoje weszliśmy we wspólny, zgrany trans. Gdy widzę, że Buddy traci zapał, zwalnia wchodząc mi pod nogi, szybko mówię go go go. To hasło sprawia, że ponownie przechodzi z kłusu w swój psi galop. Co jakiś czas głośniej wypowiem super Buddy, super pies, wtedy widzę jak także dostaje dodatkowych skrzydeł. 

Gdy tak sobie wspólnie lewitujemy nad ziemią, kluczowe staje się dla mnie co przed nami, czy w pobliżu jest pies, kot, rowerzysta, jaka jest droga, jak się czuje Buddy, jakie mamy napięcie smyczy… jak ja się czuję. Otoczenie, pogoda i trasa są i odczuwam je i znacznie przyjemniej jest mi biegać po lasach, łąkach i górach niż ulicach, ale to nasze współdziałanie jest w tym momencie priorytetem i mój kompan – Buddy.

Wspólnie wybieramy drogę przemieszczania się, szukając najbardziej optymalnej trasy dla nas. Wiem, że Buddy nie lubi biegać po małych ostrych kamieniach i z niewyjaśnionych względów lewa strona szerszej trasy jest najczęściej ciekawsza od prawej. Wiem, że nie lubi wbiegać do kałuży, ale gdy jest już bardzo spragniony, to potrafi zrobić lotną strefę picia i w biegu chwycić haust wody i prawie nie wybijając nas z rytmu pobiec dalej.

Zdjęcie: Wojtek Ptak/bluebirds.pl

Czas wrócić do domu…

Zmęczeni, mokrzy, ale szczęśliwi wchodzimy na klatkę schodową. Zdejmując mojemu kumplowi szelki przez głowę mówię – dawaj! A następnie na schodach dziękuję mu za super wspólny trening. Uśmiecha się znacząco oczami, otwiera pyszczek, dyszy i merda swoją umorusaną kitą.

Bieganie z Buddym, to za każdym razem nowa przygoda. Nie zawsze jest tak jak opisałam, czasami po dwóch kilometrach Buddy jest tak mocno zdekoncentrowany, że mój plan treningowy zostaje zrzucony na drugi plan. Puszczam go wtedy ze smyczy by się wyhasał z innymi psami lub biegając za patykiem czy popływał w wodzie. Czasem ogarnia go totalne szaleństwo i wystarczą 4 km biegania bym zupełnie nie miała siły i wtedy on idzie grzecznie przy mojej nodze, bym jakoś dotarła z powrotem do domu.

Czy tak było od razu? Czy z każdym psem tak wygląda bieganie? Z pewnością nie!
Od pół roku jest z nami Erta - 6 letnia mama Buddiego. Suka o zupełnie innym charakterze. Gdy jest puszczona wolno nie wyciąga nosa z ziemi. Wyłącza się z otoczenia, węszy, myszkuje w trawie i zaroślach. Każda norka myszki lub kreta jest najistotniejszym znaleziskiem, w które należy włożyć nos, kilkakrotnie mocno się zaciągnąć, a jak jest szansa na znalezienie czegoś więcej, to należy uruchomić przednie łapki i  dokopać się do większych zasobów informacyjnych.

Gdy Erta zakłada szelki biegowe przeobraża się w skupioną motorówkę z włączonym tempomatem. W 100% koncentruje się na wspólnej pracy z człowiekiem – na wspólnym bieganiu. Dostosowuje się do partnera. Nawet puszczona ze smyczy biegnie obok lub tuż przed. W zaskakującym tempie z psa, który nie mógł przebiec 5 km robi teraz z nami odległości dużo większe i widać, że sprawia jej to ogromną radość. Smuci się, ale godnie, gdy idziemy biegać bez niej.

Zdjęcie: Wojtek Ptak/bluebirds.pl

Po płaskim Erta mknie jak pociąg po szynach, z górki przypomina raczej damę w pantofelkach, która bardzo ostrożnie przemieszcza się w dół. Uczy się i widać, że coraz szybciej przebiera swoimi krótkimi nóżkami, starając się coraz sprawniej pokonywać coraz to trudniejsze trasy górskie. Ma – głównie przed sobą - świetnego nauczyciela, ekstrawertyka, odważnego i wesołego, syna Buddiego. Ma też nas, którzy kolejne postępy Erci zachwalamy radosnymi okrzykami: brawo Erta, super pieseł, dawaj dawaj!

Ostatnio biegając po górach Wałbrzyskich - Wojtek biegał z Ertą a ja z Buddym. Było bardzo sucho i bardzo strome kamieniste zejście z psem na smyczy oznaczało duże niebezpieczeństwo. Każdy zatem przemieszczał się sam.

Buddy, który z naszej czwórki najlepiej sobie poradził z pokonaniem tej wymagającej trasy, co jakichś czas zatrzymywał się, czekał na nas i sprawdzał  czy wszyscy są i niuchając Ertę – czy wszystko z nią OK. Złapałam wtedy wzrusz. Pół roku wspólnego biegania stworzyliśmy taki wspaniały współegzystujący zespół.

Zdjęcie: SOKO Rebeliada

Wojtek nosi nasze ludzkie niezbędne rzeczy, ja zazwyczaj mam wodę dla psów, jedzenie, torebki i najczęściej to ja dostrzegam, gdy psy potrzebują odpoczynku. Jesteśmy współzależni od siebie, ale i korzystamy ze swoich mocnych stron nawzajem.

Najmocniejsi czekają, najsłabsi się mobilizują i przekraczają swoje kolejne granice, granice których bez partnerów nie pokonaliby tak szybko, a może nigdy.

Z bieganiem z psami jest jak ze swimrunem, siła w zespole. Lecz tylko wtedy, gdy ten zespół słucha się wzajemnie i pracuje razem.