Redakcja KR

ŚWIAT BIEGÓW ULTRA WEDŁUG STIANA ANGERMUND-VIKA

Bergen, 27.08.2021

W Bergen, w którym mieszka moja szwagierka, bywam nawet często. Zawsze po przyjeździe od razu zakładam buty biegowe i idę zwiedzać, ale nie miasto, lecz lokalne góry. Tak było i tym razem – był późny listopadowy dzień, a w górach już dawno leżał pierwszy śnieg, który dodatkowo pod wpływem deszczu był mocno oblodzony. Ponieważ podróżowałem tylko z bagażem podręcznym, nie miałem ze sobą ani kijków, ani raczków i w górach czułem się jak na torze saneczkowym – zabawa była wprost przednia.

Tekst: Jakub Trąmpczyński/downhillrunner.pl

 

Ku mojemu zaskoczeniu w trakcie tych wygibasów na lodzie natknąłem się w górach na mały lokalny wyścig w rejonie Floyen – góry, która jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych punktów w okolicach Bergen. Było to dla mnie o tyle zaskakujące, że przed wyjazdem za granicę zawsze sprawdzam, czy w miejscu, do którego jadę, odbywa się jakiś bieg – tym razem jednak niczego nie znalazłem. Zacząłem rozmawiać z osobą, która zbierała flagi za ostatnim biegaczem – zwykła wymiana zdań o biegu, o tym, w którym kierunku pobiec dalej. Po jakimś czasie mój rozmówca zapytał mnie skąd jestem, a na słowo „Polska” powiedział: „Jestem w teamie Salomona razem z Bartłomiejem Przedwojewskim – to totalnie szalony i zawsze uśmiechnięty gość”. I wtedy zdałem sobie sprawę, kogo właśnie spotkałem – Stiana Angermund-Vika.

Kilka miesięcy później, przed przyjazdem do Bergen, napisałem do Stiana, czy w okolicach Bergen jest szansa chociaż na mały lokalny wyścig, jednak okazało się, że wszystkie biegi zostały odwołane z powodu COVID-19. Pomimo iż zawodów biegowych w Bergen nie było, to spotkaliśmy się w centrum miasta, by razem pobiegać i pokonaliśmy wspólnie 20 km w górach otaczających Bergen. Po bieganiu udało mi się przeprowadzić krótki wywiad ze Stianem. Na wstępie mogę napisać jedno – Stian okazał się być człowiekiem totalnie pozytywnie zwariowanym na punkcie biegania, ale też kimś, który zachowuje normalność i można z nim pogadać dosłownie o wszystkim. Mam nadzieję, że poniższa rozmowa przybliży wam postać norweskiego biegacza, któremu na pewno można zazdrościć mieszkania w przepięknym miejscu. 

 

Jakub Trąmpczyński: Cześć Stian, powiedz jak Twoje nogi po naszym wspólnym biegu w niedzielę? Moje zdążyły już odpaść co najmniej dwa razy. 

Stian Angermund-VikMoje nogi są zupełnie w niezłym stanie, ale to tylko dlatego, że jestem przyzwyczajony do biegania w górę i w dół. Myślę, że jeżeli zrobilibyśmy wspólny bieg w płaskim terenie, to dużo bardziej bym się męczył. 

Ten sezon jest szalony, zupełnie inny niż poprzedni. Jak on wygląda u Ciebie i jak sytuacja z koronawirusem wpłynęła na Twoje plany biegowe i trening? 

Na początku sezonu wystartowałem w dwóch wyścigach poza Norwegią. Pierwszy bieg, a właściwie dwa, odbył się na Wyspach Kanaryjskich – najpierw vertical, a dwa dni później Maraton del Meridiano. Udało mi się je oba wygrać. Następnie na początku marca wystartowałem w Portugalii w biegu o nazwie Louzantrail Longo. Zarówno te, jak i wcześniejsze zawody były częścią hiszpańsko-portugalskiej Golden Trail Series. Po tych biegach koronawirus uderzył we wszystko i przez bardzo długi czas nie było żadnych wyścigów, więc zrobiłem kilka projektów FKT.  

W Bergen bardzo popularny jest szlak siedmiu szczytów (góry, które otaczają Bergen z każdej strony: Lyderhorn – 396 m n.p.m., Damsgårdsfjellet – 350 m, Løvstakken – 477 m, Ulriken – 640 m, Fløyfjellet – 400 m, Rundemannen – 560 m, Sandviksfjellet – 417 m). W ostatnią niedzielę maja organizowany jest bieg tym szlakiem. Właściwie to nie zawody, lecz rodzaj wspólnej wędrówki, w której bierze udział ok. siedmiu–ośmiu tysięcy ludzi. W tym roku impreza została odwołana, więc postanowiłem sprawdzić, jak szybko mogę przebiec tę trasę. Ustanowiłem jej rekord, a przy tym świetnie się bawiłem. 

Obecnie nie mam dalszych planów startowych, wszystkie zawody są odwoływane. Niemniej jednak głównym celem jest finał Golden Trail Series – pod koniec października. Nie wiem, czy słyszałeś o tym wydarzeniu? 

Tak, oczywiście – jedzie tam dwóch gości z Polski.  

Tak, myślę, że Bartolomeo jest zdecydowanie jednym z nich. 

Tak, a drugim jest Marcin Rzeszótko. (nie zapominajmy również o Martynie Kantor – przyp. red.) 

Dobrze wiedzieć, mam więc nadzieję, że finał się odbędzie, bo bardzo chcę wziąć udział w tych zawodach, poza tym chciałbym powalczyć o mistrzostwo kraju w ultratrailu. Zawody odbywają się miesiąc przed finałem Golden Trail Series na Azorach. Mam nadzieję, że wezmę w nich udział, ale tak naprawdę ciężko cokolwiek przewidzieć z wyprzedzeniem, ponieważ wiele imprez zostało odwołanych. 

Jak długo biegasz i jak to się stało, że zacząłeś swoją przygodę z tym sportem? 

Zawsze lubiłem spędzać czas na świeżym powietrzu, a kiedy byłem młody, dodatkowo trenowałem biatlon. Bieganie jest częścią treningu do biatlonu, szczególnie w okresie letnim – przy okazji odkryłem, że bardzo lubię długie i spokojne biegi po górach i lesie. Biatlon trenowałem do 20. roku życia.  

Czy w biatlonie też odnosiłeś takie sukcesy? 

Wielkich sukcesów nie odnosiłem, trenowałem bardziej dla przyjemności. Rzecz w tym, że w biatlonie bardzo ważny jest sprzęt i jego przygotowanie. Nie przepadałem za tym – np. woskowaniem nart, ani za inwestowaniem w sprzęt. Mogę więc powiedzieć, że moja przygoda z bieganiem zaczęła się od przygotowania nart w biatlonie, ponieważ naprawdę nie lubiłem tego robić i koniec końców zrezygnowałem z tej dyscypliny. 

W bieganiu nie musisz specjalnie przygotowywać butów – po prostu je zakładasz i biegniesz. Aby uprawiasz biatlon, musisz też mieć śnieg, a w niektórych latach odpowiednie warunki pojawiają się bardzo późno i trenowanie jest praktycznie niemożliwe aż do stycznia. Cały czas trzeba czekać i to wcale nie jest zabawne. Wiele osób, z którymi trenowałem biatlon, podróżowało przez wiele godzin w poszukiwaniu śniegu, ja tego bardzo nie lubiłem – wolę uprawiać sport w okolicach domu. Dlatego też wybrałem bieganie, ponieważ to mogę robić bez względu na warunki. Na koniec dodam, że bardzo lubię jeździć na nartach, ale jeżdżę na nich, kiedy są dobre warunki śniegowe blisko domu, zdecydowanie nie podróżuję w poszukiwaniu śniegu. 

Po biatlonie przestałem uprawiać sport na może dwa–trzy lata, a potem przeniosłem się do Bergen, gdzie mieszkam już ok. 10 lat. Tu zacząłem biegać coraz częściej. Odnalazłem w sobie radość z biegania po miejskich górach.



A co Cię motywuje w bieganiu?  

Odkryłem, że naprawdę lubię bieganie samo w sobie i przebywanie na łonie natury. Nie potrzebuję dodatkowej motywacji – bieganie po prostu sprawia mi przyjemność. Nie muszę być mistrzem świata. Bardzo lubię się ścigać, ale szczęśliwy jestem dopiero wtedy, kiedy przekraczam linię mety i wiem, że dałem z siebie wszystko – miejsce nie ma znaczenia, nieważne, czy ukończę zawody na setnym miejscu, czy na pierwszym. Mój najlepszy w życiu start nie zakończył się zwycięstwem, zająłem w nim drugie miejsce. To był Marathon du Mont-Blanc w 2017 r. – to był dla mnie jeszcze lepszy wyścig niż Zegama Aizkorri, którą wygrałem i ustanowiłem rekord trasy. Myślę, że wiele osób jest bardzo skupionych na wyniku, a mi zupełnie nie o niego chodzi. Jeśli wiem, że dałem z siebie wszystko w trakcie zawodów danego dnia, to jestem szczęśliwy bez względu na pozycję na mecie. 

Powiedz nam, jak wygląda Twój normalny tydzień? Ile trenujesz? 

Bardzo lubię spokojne i długie biegi po górach, więc robię to praktycznie każdego dnia, do tego dokładam biegi interwałowe pod górę i jedną płaską sesję z klubem biegowym. Latem biegamy po stadionie, a zimą raczej po ulicach. Jeśli jest śnieg, lubię jeździć na nartach, ale robię to w weekendy, ponieważ jazda na nartach zajmuje bardzo dużo czasu. Kiedy jest słonecznie, jeżdżę na rowerze, a latem również na rolkach. Robię też treningi siłowe i sesje rozciągające. 

Ile godzin spędzasz na treningu w ciągu tygodnia? 

To zależy. W ciągu roku to ok. tysiąca godzin, są jednak tygodnie, w których to zaledwie 10 godzin, a w niektórych tygodniach wychodzi ponad 30. Ale w te 30 godzin zaliczam np. treningi narciarskie, które mogę wykonywać przez długi czas. 

Należysz do teamu Salomon Elite. Co to dla Ciebie oznacza? Jak wygląda Twoja relacja z Kilianem Jornetem i Bartłomiejem Przedwojewskim? 

Jestem naprawdę szczęśliwy, będąc częścią teamu Salomona. Ludzie w Salomonie tworzą niepowtarzalną atmosferę, Kilian i Bartolomeo to bardzo przyjaźni ludzie. Co roku mamy wspólne zgrupowanie – w tym roku miało się odbyć na Wyspach Kanaryjskich, ale zostało niestety odwołane. Podczas tych obozów po prostu biegamy, spędzamy razem czas i przygotowujemy się do sezonu. Żyjemy trochę jak jedna duża rodzina, jemy razem posiłki i wspieramy się nawzajem. 

Inną częścią pracy w zespole Salomona jest to, że wspólnie opracowujemy nowe produkty, jak np. model Salomon S-Lab Cross. To projekt, w który m.in. jestem zaangażowany. Wspólnie dopracowujemy jego detale. Ten but akurat wczoraj dotarł do sklepu, w którym pracuję, a pracowaliśmy nad nim przez dwa lata.

Biegałeś w wielu miejscach, jakie jest Twoje ulubione miejsce w Europie? 

To bardzo trudne pytanie. Lubię wiele różnych miejsc. Przede wszystkim naprawdę lubię biegać w Norwegii, ponieważ jest bardzo malownicza. Jest tu wiele miejsc do biegania, a góry są niesamowite. Lubię też bardzo imprezy biegowe w Hiszpanii, ponieważ atmosfera jest tam niepowtarzalna, Hiszpanie są po prostu szaleni, a dodatkowo bardzo przyjaźni. Bardzo lubię też Włochy i Portugalię. Jednym z moich ulubionych biegów jest Ring of Steal w Szkocji, nie ma tam wielu widzów, ale góry są niesamowite. Trochę jak w Norwegii, ale jest bardziej zielono i góry są wyższe. W Norwegii robi się kamienisto, kiedy zaczynasz się wspinać. Wydaje mi się, że w Szkocji pada jeszcze więcej niż w Bergen, więc jest tam bardziej zielono. Naprawdę trudno powiedzieć, które miejsce jest moim ulubionym. Lubię poznawać różne rodzaje gór, ale nie biegałem też nigdy w Polsce, więc może tam znalazłbym moje ulubione miejsce do biegania? 

Powinieneś przyjechać w takim razie do Polski i może w przyszłym roku wystartować w Tatra SkyMarathon. Oglądanie Twojego pojedynku biegowego z Bartłomiejem Przedwojewskim byłoby naprawdę fascynujące!  

Tak, zgadzam się, to byłaby świetna sprawa! Na przyszły rok nie mam jeszcze żadnych planów, więc kto wie?  

W takim razie już masz plany na przyszły rok! (śmiech) 

Tak, może przynajmniej na razie. (śmiech) 

Bardzo dziękuję za rozmowę. Pamiętaj, że zawsze jesteś mile widziany w Polsce. 

Dziękuję bardzo! To był naprawdę fajny wywiad. Mam nadzieję, że wystartuję w Polsce w tej imprezie biegowej i będę się na niej świetnie bawił. 

Jakub Trąmpczyński  

Urodził się i wychował w Warszawie, ale jego pasją jest bieganie po górach. W biegu ulicznym wystartował pierwszy raz w 2012 r., a w górach – 2013 r. W 2020 zajął II miejsce w UltraJanosik Legenda (110 km). Jak sam twierdzi, znajduje się dopiero na początku ultrabiegowej ścieżki.