Po znakomitym sezonie litewski fenomen Gediminas Grinius w 2016 r. wygrał klasyfikację Ultra-Trail World Tour. Kolejny rok nie był dla niego już tak owocny, ale tylko jeśli chodzi o trofea, bo projekt, któremu poświęcił większość energii - Trail Running Factory - rozwija się coraz prężniej. W miniony weekend po 2 latach nieobecności w naszym kraju Gediminas znów wystartował w Polsce, wygrywając Trójmiejski Ultra Track. A oto jego opowieść o drodze na światowy szczyt ultra.
Pochodzę z Litwy, a u nas nie ma gór. Kiedy w końcu w nie dotarłem, poczułem się totalnie na swoim miejscu. Z czasem zacząłem po nich biegać. Może to właśnie to nieoczekiwanie zaspokojone pragnienie, pustka wypełniona gdzieś w głębi mnie sprawiła, że ultratrail tak bardzo mnie wciągnął.
Dziś ultratrail to dla mnie sposób na życie. Od jakiegoś czasu wszystko kręci się dookoła niego. A przecież wciągnął mnie przypadkiem. W 2009 r. pojechałem z litewską drużyną narodową na trailowe mistrzostwa świata. W tamtym czasie nikt na Litwie – wliczając mnie – nie wiedział, co to w ogóle jest. Wyjazd potraktowałem jak przygodę, a na miejscu przeżyłem szok. Na mecie zarzekałem się, że nigdy więcej nie pobiegnę czegoś podobnego. Zresztą jakie „pobiegnę”?! Tam się prawie nie dało biegać – szedłem po tych kamieniach, wspinałem się na szczyty, pierwszy raz zaliczyłem noc na trasie... To nie dla mnie! Jednak po powrocie do domu odpocząłem i najpierw pomyślałem, że w sumie to było ciekawe doświadczenie, a potem poszedłem jeszcze dalej i uznałem, że ultratrail to coś, czym chciałbym się zajmować w przyszłości. Uwiodło mnie w nim poczucie wolności i nieustanna świadomość wyzwania. W świecie ultratrailu spędzasz dużo czasu w naturze. Przepychasz swoje siły za horyzont, przemierzając skaliste zbocza, pokonując ośnieżone szczyty, aż w końcu docierasz na metę i wiesz, że udało ci się coś wyjątkowego. A ja lubię czuć się wyjątkowo.
Ultraból i ultraszczęście
Czasami wyjątkowość wiąże się z bólem. Poczułem go w 2015 r. podczas UTMB, kiedy musiałem zejść z trasy i odhaczyć swoje pierwsze DNF w życiu. Chciałem biec dalej, ale moje ciało powiedziało „stop”. Nie byłem w stanie zrobić ani jednego kroku więcej. Dla równowagi czasem wyjątkowość ultratrailu wiąże się też ze szczęściem. Ciekawe, że doświadczyłem go równo rok później na tej samej trasie. Drugie miejsce na UTMB 2016 to do tej pory moje największe ultraszczęście. Równać się z nim może tylko Lavaredo 2014. Dobiegłem w TOP 3, za Antonem Krupicką i Mikiem Foote’em, którzy w tamtych czasach byli moimi idolami, wzorami do naśladowania. Do tej pory czytałem o nich w gazetach, a teraz stałem z nimi na jednym podium!
W minionym roku odniosłem swój największy sukces w życiu, zwyciężając w cyklu UTWT. Wcześniej, po drugim miejscu na UTMB, pierwszy raz zrobiło się o mnie na Litwie głośniej. Pojawiły się artykuły, nominacje do tytułu najlepszego sportowca, zostałem zauważony jako człowiek, który promuje kraj na świecie. To nie jest skala porównywalna z Hiszpanią, Francją ani nawet Polską, ale to i tak miłe, kiedy ludzie otwierają gazetę, widzą moje zdjęcie i myślą sobie: „O, jest jakiś Litwin, który dobrze biega”.
Na szczycie
Dotarcie na szczyt nie zmieniło jednak dramatycznie mojego życia. Kiedyś wyobrażałem sobie, że jak zostajesz mistrzem świata, nie musisz robić nic, tylko biegasz po górach i cieszysz się życiem. Okazuje się, że nic takiego się nie stało – wciąż muszę pracować, żeby utrzymać rodzinę, a bieganie pozostaje moim hobby. Ludzie mówią, że dokonałem czegoś niesamowitego, ale musi upłynąć trochę czasu, żebym sobie to uświadomił.
Jednak ultratrail to fascynujący sport nie tylko dla tych, którzy rywalizują na najwyższym poziomie, lecz także – a może przede wszystkim – dla całej reszty. Przecież wystarczy para butów i odrobina pary w nogach, by przemierzać te wszystkie piękne szlaki z ludźmi, którzy patrzą na świat podobnie jak my, mają podobne marzenia i pragnienia. Z ludźmi, którzy kochają góry, szanują i podziwiają naturę. Myślę, że tym, co przyciąga ludzi do ultratrailu, jest jego pierwotność i prostota. Choć z drugiej strony dla wielu jest to po prostu kolejny krok, kolejne wyzwanie – przebiegną pierwszy półmaraton, maraton, po czym szukają nowych bodźców, ruszają więc na górski szlak...
Przez ostatnie lata ultratrail niesamowicie się zmienił, poszedł do przodu. Nieprawdopodobnie podniósł się poziom sportowy, pojawili się sponsorzy i pieniądze. Jest coraz więcej zawodów i zawodników, i według mnie w najbliższej przyszłości ten trend się utrzyma. Myślę, że wkrótce najważniejsze zawody będą miały renomę i zasięg na poziomie kolarskiego Tour de France, nie przesadzam! Przy czym w ultratrailu nie ma takiej rywalizacji jak w innych sportach. Oczywiście, że na trasie ścigamy się między sobą, ale na mecie jesteśmy najlepszymi kumplami. Spędzamy razem czas, chodzimy na piwo, opowiadamy sobie o problemach, cieszymy się swoim towarzystwem. Ta atmosfera przyjaźni to ewenement pośród innych dyscyplin.
Niestety nawet i tutaj dotarł już doping. W tym roku za zażywanie EPO został zdyskwalifikowany 5. zawodnik UTMB 2015. Na pewno jest więcej takich jak on, ale jestem pewien, że wśród elity nikt nie jest tak głupi, żeby się dopalać. Jeśli o mnie chodzi, mam to gdzieś – ci, którzy to robią, i tak w końcu trafią na takiego Kiliana albo François d’Haene, którzy są w stanie skopać im tyłki bez zażywania żadnych nielegalnych substancji. I ja też z przyjemnością to zrobię!
Trail Running Factory
Może ciężko w to uwierzyć, ale nie biegam, żeby wygrywać. Oczywiście, że w dniu zawodów robię to, co robię, najlepiej jak potrafię, a wcześniej przygotowuję swoje ciało i umysł, by w ten dzień być w jak najlepszej formie. Ale w ultratrailu tak naprawdę nie chodzi o wygrywanie, ważniejsze jest bycie w ruchu, przyroda, góry... Jestem pewien, że nawet jeśli przestanę wygrywać, moje podejście i radość z biegania się nie zmienią. Może ludzie mnie zapomną, może będę miał mniej fanów, ale nawet wtedy będę biegał z uśmiechem na twarzy i starał się motywować innych. Między innymi po to stworzyliśmy projekt Trail Running Factory, czyli obozy biegowe na trasach najsłynniejszych zawodów na świecie. Będę przeszczęśliwy, jeśli któregoś dnia to nie ja będę wygrywał, a któryś z naszych zawodników.
Ultratrail daje możliwość podróżowania, zwiedzania nowych miejsc. Ja jeżdżę na zawody z moją żoną i dziećmi, dzięki czemu możemy wspólnie poznawać piękno świata, gór, cieszyć się naprawdę ważnymi rzeczami. Jednocześnie rodzina czasem traci – np. kiedy muszę jechać na jakiś bieg samemu albo w weekend robię długie wybieganie i nie ma mnie z nimi w domu. Ultratrail to taki obosieczny miecz – z jednej strony buduje rodzinę, a z drugiej zabiera dużo czasu, który mógłbym poświęcić bliskim. Plusów jednak jest więcej niż minusów. A że jestem pragmatykiem i mam matematyczny umysł, tak długo jak daje mi więcej, niż zabiera, jest dobrze. Ale jeśli kiedyś ta proporcja się zmieni, po prostu to rzucę.
Chciałbym być bohaterem dla moich synów, nie tylko jako sportowiec, lecz także jako człowiek. To niesamowite uczucie, kiedy w szkole mają zadaną pracę domową na temat podziwianego sportowca i okazuje się, że przygotowują ją o mnie. A przecież Danielius, który jest bramkarzem i uwielbia piłkę nożną, ma innych idoli i mógłby przygotować ją np. o bramkarzu Juventusu Buffonie, a nie o swoim biegającym ojcu.
***
Gediminas Grinius, rocznik 1979, Litwin, były zawodnik polskiego teamu Inov-8, obecnie największa gwiazda międzynarodowego zespołu Vibram. Zwycięzca prestiżowych zawodów: Transgrancanaria i Ultra-Trail Mt. Fuji, a także m.in. Chudego Wawrzyńca i TUT. Trzykrotnie na podium klasyfikacji Ultra-Trail World Tour (2014 – 3. miejsce, 2015 – 2. miejsce, 2016 – zwycięstwo). Mąż Gintarė i ojciec Danieliusa i Dovydasa. Współtwórca projektu Trail Running Factory.
Zdjęcia: Gintare Grine, Dovydas & Danielius Grinius
Artykuł ukazał się w ULTRA #9