Rozwój branży związanej z bieganiem przeżywa w ciągu ostatnich lat okres rozkwitu, pojawiają się coraz to nowsze komputery treningowe, a producenci nie pozwalają o sobie zapomnieć, informując biegaczy o „wypuszczaniu” na rynek ciągłych nowości. Gdy pojawiła się nowość marki Suunto, która jest unowocześnioną „dziewiątką” z pięknie brzmiącą końcówką „peak”, od razu chciałem żeby towarzyszyła mi w treningach. Dzięki magazynowi ULTRA dostałem możliwość przetestowania jej dla Was. Czy było warto? Czy nowa „9” spełniła moje oczekiwania? O tym poniżej.
Te(k)st i zdjęcia: Radosław Buczyński
PIERWSZE WRAŻENIA
Kiedy już paczka jest w moich rękach. Otwieram… i widzę kwadratowe pudełko z napisem Suunto 9 Peak Granite Blue Titanium. Zaglądam do pudełka i … zaskoczony pytam żony: czy męskich nie było? Zegarek jest mały i lekki, wykonany z praktycznie niezniszczalnych materiałów (szafirowe szkło i tytanowa koperta), niczym nie przypomina mojego „czołgu” - Suunto 9 Baro. Wymiary peaka to 43 x 43 x 10,6 mm, a to 7 mm różnicy w stosunku do 9 baro robi niesamowitą różnicę zarówno w szerokości, jak i wysokości koperty. Zegarek jest dużo lżejszy, bo aż o 29 g. Czy pomniejszenie koperty Suunto 9 wpływa negatywnie na jego użytkowanie? Okazuje się że nie, a mniejszy rozmiar rozwiązuje naprawdę dużo problemów.
MNIEJ ZNACZY WYGODNIEJ
Pierwszym mini plusem jest to, że podczas jazdy na rowerze i zginania nadgarstka, nie naciskam mimowolnie przycisków. Suunto 9 wygląda bardzo elegancko przy codziennym użytkowaniu i mieści się bez problemu pod mankietem koszuli. W porównaniu z 9 Baro pomniejszony został też wyświetlacz, który aktualnie ma rozdzielczość 240 x 240, co nie zmniejsza jednak jego czytelności. Jedynie charakterystyczna dla Suunto czarna ramka wokół wyświetlacza mogłaby być nieco mniejsza.
Na pochwałę dla projektantów Suunto 9 Peak zasłużył pasek zegarka, a dokładnie system zapięcia końcówki paska „na bolec”. Dzięki temu nie musimy się martwić o pękające szlufki, czy przypadkowe wysunięcie się z nich paska. Pasek jest węższy - ma 22 mm ( 9baro ma 24mm) i w podstawowej wersji jest krótszy, ale nawet na męską i niezbyt chudą rękę nie za krótki.
Zmieniony został też system ładowania Suunto 9. W najnowszym modelu wystarczy przyłożyć tył zegarka do okrągłej ładowarki i nie trzeba celować w piny, a czas ładowania zegarka od 0 do 100% to do 60 minut w zależności od mocy ładowarki. Mając małego powerbank`a na kilkudziesięciu godzinnym biegu ultra, jesteśmy w stanie naładować zegarek podczas przerwy na zjedzenie pomidorówki i zmianę butów, albo ładować też podczas wysiłku. Fiński producent w swoich flagowcach zmienił również oprogramowanie, dodając możliwość ustawienia czasu pracy baterii w trybie wycieczki, wydłużając go do "bagatela" 170 godzin. Co prawda wydłużamy wtedy przerwy pomiędzy zapisem naszej lokalizacji i tracimy możliwość monitorowania tętna, ale mając w perspektywie spokojne pokonanie GSB, czy kilkudniowy spacer po górach, opcja ta jest bardzo kusząca, szczególnie gdy zapomnimy ładowarki :)
NOWE MOŻLIWOŚCI
Co nowego w peaku, jeżeli chodzi o funkcje? Dodano podświetlenie z automatycznym ustawianiem jasności oraz zmieniono system aktualizacji zegarka. Suunto 9 Peak nie wymaga podłączania do komputera, dane są pobierane bezpośrednio z chmury podczas podłączenia zegarka do telefonu poprzez aplikację. Dla zapominalskich to poważna zmiana, która uzbraja automatycznie ich zegarki w najnowsze aktualizacje, a nie tylko „jak się przypomni”.
Znane z Suunto 9 Baro menu oraz funkcje takie jak np. Suunto Plus, gdzie warto zwrócić uwagę na najnowszą funkcję, czyli ghostrunner (wirtualny pacemaker), pozwalającą na kontrolowanie założonego czasu przebiegnięcia założonego dystansu, np. podczas przygotowań do maratonu, monitoring snu, czy informacja o zasobach treningowych i wieku metabolicznym powodują, że przy uruchamianiu kolejnego treningu czuję się jak "ryba w wodzie", a nie jak "dziecko we mgle", odnajdując wszystkie niezbędne informacje w mgnieniu oka. Jeżeli chcemy sprawdzić intensywność swojego treningu, z pomocą przyjdzie nam Training Peaks, gdzie w czasie rzeczywistym w oparciu o tętno lub tempo biegu możemy sprawdzić jego moc oraz to czy trening był regeneracyjny czy raczej za mocny dla naszego organizmu i zaplanować kolejny trening w oparciu o te dane.
Ciągłemu rozwojowi podlega również aplikacja Suunto. Szukając nowych tras treningowych w nieznanym dla nas terenie możemy skorzystać z heatmaps, sprawdzając, które rejony w danej lokalizacji są najbardziej "gorące" treningowo, czyli gdzie trenuje najwięcej ludzi. Co ciekawe, można dzięki temu odkryć również nowe miejsca w terenach, które wydaje nam się, że mamy już całkowicie "obiegane". Gdy znajdziemy już trasę, w którą chcemy wyruszyć, z pomocą przychodzi nam partner Suunto, czyli Komoot. W aplikacji, możemy wykupić pakiet map na dany region lub na cały świat. Mapy te posiadają ciekawe punkty charakterystyczne , jak np wieża obserwacyjna, co ułatwia zaplanowanie ciekawego treningu krajoznawczego i dodanie go do map Suunto wykorzystywanych w zegarku. Mapa prowadzi nas krok po kroku, pokazując za ile metrów i w którym kierunku mamy skręcić, sygnalizując nam to delikatnymi wibracjami zegarka oraz sygnałem dźwiękowym. Przydaje się to przy zbiegach w nieznanym terenie, gdzie w ferworze walki z własnymi nogami nie raz zdarzyło mi się minąć właściwą drogę w prawo lub w lewo, i wiązało się to z koniecznością powrotu pod górę.
Funkcja, która przydziela ten model do klasy „peak” jest pomiar poziomu tlenu we krwi, co pozwala na łatwe monitorowanie tego parametru przez alpinistów i umożliwia zaplanowanie odpowiedniej aklimatyzacji na różnych wysokościach.
Z moich subiektywnych spostrzeżeń mogę dodać, że pomiar tętna w z nadgarstka w nowej dziewiątce jest dokładniejszy, nie pojawiają się dziwne skoki na wykresie po treningu, co było częstym zarzutem do pomiarów z nadgarstka.
Wziąłem Suunto 9 Peak na wakacje do Chorwacji, testowałem go podczas pływania w wodach otwartych Adriatyku (w miarę w moich pływackich możliwości). Sunnto pamięta o użytkownikach kojarzących markę ze sprawdzonymi komputerami nurkowymi, utrzymując wodoszczelność swojego zegarka na poziomie 100 m. Zajęło mu chwilkę znalezienie się w nowym środowisku, miał problem z rozpoczęciem naliczania przepłyniętego dystansu, po kilkunastu metrach zaczął jednak mierzyć prawidłowo. Bieganie po nadmorskich zaroślach nie spowodowało, że zegarek „się gubił”, rejestrując bardzo dobrze ślad GPS.
Korzystając z resztek urlopu wybrałem się dodatkowo na górę, którą się kocha lub nienawidzi. Czantoria nie przestraszyła Suunto 9 Peak, który wskazał wysokość na szczycie z dokładnością co do metra. Przy przeglądaniu opcji w zegarku natknąłem się jeszcze na jeden szczegół, który różni ten model od innych z tej samej stajni… da się go wyłączyć. A jak ktoś chce sprzedać zegarek, to kupujący będzie miał frajdę z uruchamiania zegarka po swojemu „od nowa”.
Podsumowując, uważam, że Suunto 9 Peak jest unowocześnionym i pomniejszonym Suunto 9 baro, z mocno zmienionym designem. Funkcje, oprócz kilku nowych dodatków, nie uległy zmianom. Pokłosiem zmniejszenia wymiarów zegarka jest brak ingerencji w pojemność baterii, przy najdokładniejszym odczycie współrzędnych GPS możemy liczyć podobnie jak w 9 baro na 24 godziny działania zegarka. Jest to model „przejściowy”, pokazujący trendy minimalistyczne w elektronice, wychodząc naprzeciw piękniejszej, kobiecej stronie ultrabiegania, pozostawiając jednak zegarek dalej takim do jakiego przyzwyczaiło mnie Suunto, bez zbędnych bajerów, pozwalający szybko dotrzeć do interesujących nas informacji.
Gdy patrzę na swoje Suunto 9 baro czekające na szafce na ponowne założenie na rękę, jakoś bardzo za nim nie tęsknię. Przyzwyczaiłem się do nowego towarzysza podróży, z którym mogę pójść na spotkanie biznesowe ubrany w garnitur, a potem zmienić outfit i „polecieć” w góry, nie przerywając mierzenia dziennej aktywności nawet na 5 minut.