Bieganie ma klimat. Stawia twarzą w twarz z wyzwaniami, z umysłem i ciałem, aurą, otoczeniem. Długie dystanse sprzyjają kontaktowi z przyrodą, często tą najdzikszą, trudno dostępną, odległą. Niektórzy z nas są w stanie pokonać dalekie odległości, żeby spełniać się w swojej pasji.
Tekst: Kasia Jagiełło, zdjęcia: Paweł Zając vel Ultra Zajonc
A przynajmniej byli w stanie, bo przecież Covid-19 zmienił naszą rzeczywistość diametralnie. Kryzysy takie jak pandemia i lockdown stawiają świat na głowie. Burzą przyzwyczajenia, zatrzymują nas – dosłownie – w biegu. Jednak przy tym wszystkim dają także szansę na nowe otwarcie. Zazwyczaj nie mamy nawet wiele przestrzeni, żeby zrewidować niektóre nawyki czy postawy. Teraz, zamknięci przez długie tygodnie w domach, z utrudnieniami w podróżach i niepewnością, która nam towarzyszy od wielu miesięcy, mamy okazję przyjrzeć się uważnie swoim biegowym potrzebom. A może też wrócić do źródeł, wzorując się na najlepszych biegaczach świata?
Raramuri, znani szerzej jako Tarahumara, to społeczność rozsławiona dzięki Scottowi Jurkowi i Christoferowi McDougallowi. Od wielu lat inspirują i motywują ultrabiegaczy na całym świecie. Nic dziwnego! Biegają bez nowoczesnych zegarków, aplikacji, kurtek ultralight i kilku par butów na każdą okazję. Ich kroki biegowe, krój i waga sandałów (tak, Tarahumara biegają w sandałach) – właściwie wszystko, co wiąże się z tą społecznością i ich miłością do biegania – zostały przeanalizowane przez inżynierów i konstruktorów na wszelkie sposoby. Ostatecznie wydaje się, że inspiracji przede wszystkim powinniśmy szukać nie w ich sprzęcie, czy raczej jego niemalże braku, a w nastawieniu do biegania. Tarahumara biegają całe życie, bo lubią to robić, tak jak lubią to robić ich rodziny i sąsiedzi. Całe życie uczą się biegania jak sztuki, dochodząc w końcu do perfekcji. W głębokim połączeniu ze swoim ciałem, psychiką i społecznością, bo najchętniej biegają razem, ciesząc się wsparciem grupy.
Dlaczego do nich nawiązuję? Albowiem ich wizja biegania jest idealną inspiracją na czas pandemii, gdy trzeba umieć odnaleźć radość w lokalności, w tym, co bliskie i dostępne, na dodatek bez wyraźnej daty powrotu do normalności. Zresztą, mówimy już o new normal. Pandemia przyniosła nam zmiany, które zostaną z nami na długo.
Kryzys związany z covidem przysłonił na chwilę inny kryzys – klimatyczny. Dlaczego ten powinien zajmować uwagę biegaczy? Otóż, nie ma biegania na martwej planecie, a naukowcy wskazują, że zostało nam niewiele czasu na uratowanie Ziemi przed ostatecznym przegrzaniem. No, dobrze – ale jaki wpływ na ziemski klimat mogą mieć biegacze? Okazuje się, że niemały.
Biegamy coraz dalej, coraz mocniej, coraz lepiej. Buty muszą odpowiadać na coraz to precyzyjniejsze prośby konsumentów. Jednocześnie obuwie sportowe ma poważny ślad węglowy, czyli całkowitą sumę emisji gazów cieplarnianych wywołanych bezpośrednio lub pośrednio przez konkretną osobę, organizację, wydarzenie lub produkt. Określa się to rodzajem śladu ekologicznego. Podobnie jak transport sprzętu czy lot do odległych lokalizacji biegowych.
Sama produkcja obuwia sportowego to aż 1,4%1 całej globalnej emisji gazów cieplarnianych – to niemało, skoro podróże lotnicze są odpowiedzialne za 2,5% światowej emisji. Przeciętnie, para butów do biegania generuje 13,62 kg CO2 – tyle, co 100-watowa żarówka świecąca bez przerwy przez tydzień. To naprawdę wiele, szczególnie że przecież buty nie działają na prąd! Jednak sposób ich produkcji, proces technologiczny oraz to, że produkuje się je przede wszystkim w Chinach, których przemysł opiera się na energetyce węglowej, sprawiają, że nasz sprzęt sportowy przestaje być niewinny.
Buty sportowe składają się przeciętnie z 65 osobnych, głównie plastikowych części. Proces ich składania obejmuje ok. 360 kroków: szycia, wtapiania, podgrzewania i spieniania. Te czynności wymagają dużych ilości energii, czyli – w chińskiej rzeczywistości – przede wszystkim węgla.
Fakt, że buty są wykonywane z tak ogromnej liczby różnych elementów, często stopionych ze sobą w nierozerwalną całość, powoduje, że ich recykling jest niemalże niemożliwy. Każda para naszych butów biegowych zostaje z nami literalnie na wieki.
Ubrania sportowe emitują nieco mniej gazów cieplarnianych, jednakże produkowane są ich naprawdę ogromne ilości: kupujemy je sami, często podążając za narzucaną przez producentów modą, są też popularnym gadżetem reklamowym i nagrodą w konkursach biegowych.
Same konkursy i maratony to kolejny problem: góry śmieci. Portal nowojorskich biegaczy raportuje, że podczas wydarzeń biegowych zużywają co roku 4,1 miliona papierowych kubków, z czego 2,3 miliona zużywa się podczas samego New York City Marathon. To tylko jedno miasto, mówimy tylko o kubeczkach, nie licząc pokrywek, słomek i tego, co pozostawiają po sobie widzowie. Jeśli pomnożyć to przez liczbę miast całego świata, które goszczą eventy biegowe, trzeba stwierdzić, że wyzwanie jest poważne. Na szczęście organizatorzy biegów coraz częściej odpowiedzialnie podchodzą do generowanego przez swoją działalność wyzwania. Stawiają na pakowanie izotoników do kapsułek z alg, rozdają lub sprzedają składane, wielorazowe silikonowe kubki, unikają opakowań foliowych i rozdawania tony niepotrzebnych nikomu gadżetów. Warto zwracać uwagę rodzimym organizatorom, motywować do inspirowania się tymi trendami. Sami także wybierajmy nasze biegi uważnie, wspierajmy jak najbardziej odpowiedzialne rozwiązania. Takich w Polsce już nie brakuje.
Produkcja każdego przedmiotu wiąże się z jego ekologicznym śladem. Od etapu projektowania (tak, zera i jedynki w naszych komputerach wykorzystują energię z każdym przeprocesowanym bitem informacji), do konstruowania modeli, produkcji, transportu, sprzedaży czy nawet reklamy.
Coraz więcej firm podejmuje wysiłki na rzecz zazielenienia swojej produkcji. Adidas złożył obietnicę neutralności klimatycznej do 2050 r. i opublikował plan dochodzenia do niej. Chwali się także odpowiedzialnym podejściem do recyklingu i opakowań. Firm, które starają się ograniczać emisję, jest zresztą więcej: Patagonia (neutralność klimatyczna już w 2025!), Asics czy The Nort Face. Nie zmienia to faktu, że firmy żyją ze sprzedaży swoich produktów, co przerzuca odpowiedzialność do naszego, konsumenckiego ogródka.
W tym miejscu warto wrócić do opowieści o bieganiu, które przekazują sobie wspomniani wcześniej biegacze z Sierra Madre. Nie mają i nie chcą gadżetów, zegarków czy aplikacji. Nie koncentrują się na niczym innym, poza samym bieganiem. Z niewielkimi wyjątkami, nie przemieszczają się do innych krajów, by potwierdzać swoją biegową wartość, nie poprawiają sobie humoru koszulką w nowym kolorze, buty zużywają do czasu, gdy nieodwołalnie przetrze się podeszwa.
W zamian za to, dzięki prostocie, w której żyją i biegają, mogą poświęcić tym czynnościom głęboką uwagę.
Jak pisze autor książki im poświęconej, Christofer McDougall, „Tarahumara traktują bieganie jak sztukę. Coś, czego można się uczyć w spokojnym tempie, dochodząc do perfekcji przez całe życie. A ich celem niekoniecznie jest osiągnięcie wielkiej prędkości. Interesuje ich bowiem doskonałość biegania. Są artystami, a artyści nie mają obsesji prędkości – artystów interesuje opanowanie danej sztuki w stopniu mistrzowskim. Dla biegaczy osiąganie dobrej formy jest tym mistrzostwem”.
Gdy serce łka więc za dalekimi podróżami i odległymi lokalizacjami biegowymi, warto przekuć te emocje na inne, radośniejsze. Czas pandemii i zamkniętych granic może być paradoksalnie czasem wielkiego otwarcia: na prostotę i radość biegania z samą sobą czy najbliższymi. Otwarcia na ustanawianie swoich własnych rekordów, może nawet bez potrzeby porównywania ich z innymi. Otwarcia na znoszone koszulki i wystrzępione rzepy czy sznurówki. Otwarcia na jazdę rowerem za miasto, by pobiegać, a nie lot czy samochód, by dotrzeć gdzieś dużo dalej.
To my, biegacze, jesteśmy paniami i panami naszych sukcesów. Czasem dajemy się uwieść magii sprzętu i marketingu, ale przecież nie musimy. Możemy dbać o swoje bezpieczeństwo i komfort biegania bez przymusu wymieniania biegowej garderoby co sezon czy dwa, wielkich imprez i hałasu. Za to bliżej rytmu własnego serca i tętna dzikiej przyrody.
Kasia Jagiełło – aktywistka klimatyczna, ekspertka ds. różnorodności biologicznej. Zaangażowana w ochronę mórz i oceanów instruktorka nurkowania, tłumaczka, podróżniczka. Długoletnia frontmenka Greenpeace. Współtwórczyni akcji „Adoptuj Pszczołę”. W 2016 została uznana przez „Wysokie Obcasy” za jedną z 50 najbardziej wpływowych kobiet w Polsce, w 2018 – za jedną z najśmielszych. Po serii kontuzji wraca do biegania.
Tekst ukazał się w ULTRA#30