Redakcja KR

Rok 2020 w 12 zdjęciach plus jedno gratis

Cała Polska, 01.01.2021

Alfred Hitchcock powiedział kiedyś, że "Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć". I tak właśnie rozpoczął się mój rok 2020. Zacząłem go od… całkowitej wymiany sprzętu. Na koniec 2019, analizując wszystko co się w nim wydarzyło powiedziałem sobie, że muszę wybrać: albo zainwestować  w fotografię i związać z nią swoją przyszłość, albo wrócić do domu i nie zawracać sobie głowy. Nie ma półśrodków… coś jak czerwona i niebieska pigułka w Matriksie. Oczywiście postawiłem na pierwszy wariant i jak dotąd nie żałuję.

Dalej miało być tylko lepiej, bo miałem sporo fotograficznych planów na ten rok, ale jak wiadomo 2020 postanowił sam zacząć rozdawać karty i to dopiero było stopniowanie napięcia… ale po kolei.

Zdjęcie nr 1 Klątwa Szczytniaka

Fotograficznie rok rozpocząłem w lutym od Klątwy Szczytniaka, w której startowałem dzięki pakietowi wygranemu od Kingrunnera. Zająłem  chyba najlepsze w życiu - 11 miejsce na krótkiej trasie, którą znam jak własną kieszeń. Potem stanąłem z aparatem na mecie w  krótkich spodenkach i mokrych butach robiąc  zdjęcia finiszujacym zawodnikom. Był to nie tylko test dla mojego nowego sprzętu, ale też próba zmierzenia się z samym sobą. Po kilku ubiegłorocznych podejsciach jednym z moich postanowień na ten rok było przełamanie się, by podchodzić bliżej ludzi i robić im portrety.

Zdjęcie nr 2 Głuszec Półmaraton edycja zimowa - Obidowa

W lutym fotografowałem jeszcze jedną imprezę - Półmaraton Głuszec w Obidowej. Jest to mały lokalny bieg rozgrywany pod samym Turbaczem, ale można na nim spotkać kilku zawodników z czołówki polskich biegaczy górskich. Po trasie organizatorzy wozili mnie skuterem śnieżnym, dzięki czemu mam naprawdę intensywne wspomnienia z tego biegu. Niestety trasa omija szczyt Turbacza, na którym jeszcze nie byłem. Za to fotografowałem biegaczy na Rozdzielu - jednej z polan w pobliżu Turbacza, z której rozpościerały się piękne zimowe widoki z Tatrami w tle.

Zdjęcie nr 3 Turbacz Summer Trail - Nowy Targ

Co się odwlecze to jednak nie uciecze… Na Turbacz dotarłem w ostatni weekend czerwca, kiedy odbył się nowy bieg ultra pod nazwą Turbacz Summer Trail. Zaległości z Turbacza nadrobiłem wtedy z nawiązką. Na szczycie i okolicznych polanach z aparatem spędziłem ponad 10 godzin w upale urozmaiconym przelotnymi opadami deszczu.

Przed biegiem zafiksowalem się, by jak najlepiej wykorzystać widoki spod Turbacza na Tatry. Na miejscu okazało się, że przejrzystość powietrza była bardzo słaba i Tatr prawie nie widać na zdjęciach. Postanowiłem więc zejść niżej i poszukać ciekawych kadrów w lesie i krzakach. W sumie, to nie sztuka zrobić dobre zdjęcia w efektownych widokowo miejscach, a ukazać piękno pozornie nieciekawych.

Zdjęcie nr 4 i 5 Duch Pogórza - Pogórze Dynowskie

Duch Pogórza był pierwszą imprezą, którą oficjalnie fotografowałem i dlatego nie mogłem doczekać się jego kolejnej edycji. Miała się ona odbyć na koniec marca, ale została przełożona na końcówkę lipca z powodu “sami wiecie czego”. Ten bieg to dla mnie prawdziwy rollercoaster - od otwarcia biura zawodów do finiszu ostatnich zawodników upływa 24 godziny, w czasie których, nie ma zbyt wiele czasu na odpoczynek. Najdłuższy dystans startuje o północy. Ja chciałem dobrze wykorzystać noc i zrobić kilka zdjęć z lampą w ciemnym lesie. Pojechałem na miejsce, w którym podczas ubiegłorocznej edycji zrobiłem swoje ulubione zdjęcia w mglistego świtu. Tym razem na Kozim Garbie warunki były zupełnie inne. Wiedziałem, że zdjęcia mogą się nie udać, bo nigdy wcześniej takich nie robiłem, ale też bez ryzyka nie ma zabawy i jeśli wszystko się uda to efekty mogą być powalające. Będzie to też dobra nauka która zaprocentuje na przyszłość.

Na takie właśnie ujęcia polowałem przez kilkadziesiąt minut w ciemnym lesie słuchając ujadania psów i słysząc każdy szmer.

Tej nocy nie zmrużyłem oka, bo chciałem jeszcze zapolować na Drogę Mleczną. Pierwszy raz nadarzała mi się taka okazja w miejscu, gdzie zanieczyszczeń światłem jest naprawdę niewiele. O zdjęciach naszej galaktyki przeczytacie trochę dalej, ale podczas tego polowania zrobiłem jeszcze zdjęcie skąpanego we mgle Zakola Sanu, stanowiącego arenę zmagań zawodników startujących w Duchu Pogórza.

Zdjęcie nr 6 Swimrun Wióry

Niedługo po Duchu Pogórza rozpoczął się mój urlop. Kiedy byłem na wakacjach napisał do mnie Jędrek z pytaniem, czy jestem w stanie przyjechać na Wióry - najstarszy i podobno najtrudniejszy Swimrun w Polsce. Gdzieś już kiedyś pisałem, że o swimrunie nie wiedziałem zbyt wiele, ale pomimo tego ta dyscyplina mnie od jakiegoś czasu mocno fascynowała. Nie mogłem przegapić takiej okazji, tym bardziej, że zawody odbywają się ok 60km od mojego domu, więc niecałą godzinę drogi.

Na atmosfera była rodzinna i wszyscy - organizatorzy, wolontariusze oraz zawodnicy sprawiali wrażenie, jakby bardzo dobrze się znali. Moim zadaniem miało być głównie operowanie w okolicy mety, do której prowadził kilkuset metrowy podbieg poprzedzony wyjściem z wody, części zawodników zrobiłem więc zdjęcie zarówno z wyjścia z wody, podbiegu jak i samej mety. Biegałem w tę i z powrotem, z góry na dół, a czasami na metę wpadałem nie mniej zdyszany niż sami zawodnicy.

Kiedy myślę o Wiórach, to pierwszym co przychodzi mi do głowy wcale nie jest ta niesamowita, serdeczna atmosfera, upał, czy zmęczenie bieganiem z góry na dół w poszukiwaniu jak najlepszych kadrów. W pierwszej kolejności na myśl przychodzi mi obraz pociesznego przez matkę Tymona Mazurkiewicza - drugiego zawodnika z dystansu sprint solo. Najmłodszy ze wszystkich startujących zawodników prowadził przez większą część trasy, a przegrał z Tomkiem Kowalskim o niecałe pół minuty, bo zgubił na trasie bójkę i musiał po nią zawrócić.

Zdjęcie nr 7 i 8 Maraton Górski Leśnik Jesień - Porąbka

Do biegów Fundacji Aktywne Beskidy od zawsze mnie ciągnęło, ale zawsze wiązały się z nimi jakieś perturbacje. W 2016 zapisałem się na zimowego Leśnika i go pobiegłem, ale zamiast 30 km miał 16, bo napadało śniegu po pas i organizatorzy skrócili trasę. W 2019 r. zaatakowałem BUTa 47, ale w okolicy 15 km zaliczyłem solidną glebę i złamałem palec u ręki. Skończyło się DNFem. Niesamowicie cieszyłem się, kiedy udało mi się dogadać z Michałem pracę na Leśniku Wiosna, który miał odbyć się w kwietniu w Porąbce, bo te zawody zawsze były świetnie obfotografowane. Z jednej strony to dla mnie zaszczyt, a z drugiej mobilizacja by jak najlepiej tę robotę wykonać.

No, ale przyszedł marzec i imprezy zaczęły padać jedna po drugiej. Odpadł więc i Leśnik - ten i kolejny. Temat wrócił na początku sierpnia, kiedy ja byłem naładowany fotograficzną energią po Duchu Pogórza. W sierpniu co roku odbywał się Leśnik Jesień w Korbielowie. Tym razem z powodu jakichś perturbacji z lokalnymi władzami przeniesiono imprezę do Porąbki. W miejsce BUTa, który miał odbyć się miesiąc później ustawiono Leśnika Lato w Szczyrku, przeniesionego z czerwca.

Dzień wcześniej udałem się do biura zawodów, żeby poznać ekipę i trochę wczuć się w klimat imprezy. W biurze obostrzenia, więc zawodnicy przychodzili w maseczkach, a ja nie spodziewałem się, że portrety w tych okolicznościach będą tak dobrze wychodzić.

Według standardów Michała - dyrektora zawodów biegi w Porąbce uchodzą za najłatwiejsze z cyklu, ale znany on jest ze swojej ułańskiej fantazji przy planowaniu tras. Poza tym Beskid Mały jest mały głównie ze względu na powierzchnię, natomiast podejścia są tam strome, a zbiegi najeżone luźnymi kamieniami. Zawodnicy których spotykałem w połowie trasy już wyglądali, na pozbawionych całkowicie chęci do życia i dalszej woli walki…

Zdjęcie nr 9 Swimrun Nidzica

Po miesiącu nastąpiło moje kolejne spotkanie ze swimrunem, tym razem wiązało się to z wycieczką na Mazury. Przedsięwzięcie było o tyle karkołomne, że impreza odbywała się w sobotę, a ja do 22 w piątek musiałem być w pracy, w dodatku w niedzielę miałem uroczystość rodzinna w Krakowie. Odległość była trochę większa niż na Wióry, ale droga minęła bardzo sprawnie i godzinę po północy byłem na miejscu.

Znowu przypadła mi rola dokumentowania wydarzeń z mety, ale nie znaczy to, że ominęły mnie wydarzenia na trasie Jeździłem po niej sprintem na rowerze, by trafić w kilka miejsc wskazanych przez Jędrka - organizatora.

Nie łatwo jest wybrać jedno zdjęcie, bo na tych zawodach dużo się dzialo, a zdjęcia z wody są chyba najbardziej efektowne. Ale tu znowu wygrał obrazek, który przynajmniej we mnie budzi najwięcej pozytywnych emocji.

Zdjęcie nr 10 Maraton Górski Leśnik Lato - Szczyrk

Kiedy poznałem trasy Leśnika Lato (rozegranego jesienią) od razu pomyślałem, że wbrew temu co piszą organizatorzy będzie bardzo efektownie pod względem widokowym. Wybór niektórych miejscówek wydawał się oczywisty, ale z drugiej strony wiedziałem, że planowanie w tym przypadku wymaga pewnych kompromisów. Daleko mi do stanowiska, że fotograf jadący na taką imprezę powinien zrobić kilka efektownych kadrów, które zadowolą głównie jego. Moja obecność na takim biegu jest możliwa dzięki ludziom i jestem tam dla nich. W ramach wdzięczności staram się z takim samym zaangażowaniem fotografować tych z czołówki, jak i walczących z limitem Spędzam maksymalnie dużo czasu czekając na nich na trasie, a potem na mecie. Wiem, że każdy chciałby znaleźć się chociaż na jednym zdjęciu…

Z tego właśnie powodu odpuściłem najbardziej efektowny odcinek pomiędzy Skrzycznem i Malinowską Skałą. Gdybym tam poszedł, to zawodnicy Speedleśnika - najkrótszego dystansu nie mieli by w ogóle zdjęć. Przemieszczałem się więc po podejściu na najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego pod wyciągiem. Najpierw w gęstej mgle, a potem w ulewie fotografowałem zawodników wszystkich trzech dystansów jeszcze zanim się rozdzielili. Potem opady były już tak intensywne, że nie dało się fotografować i musiałem sprzęt schować do plecaka.

Ruszyłem w kierunku Hali Radziechowskiej, gdzie planowałem się dokończyć robotę. Dotarłem jednak tylko w okolice szczytu Ostre, gdzie fotografowałem do ostatniego zawodnika z maratonu. Tam okazało się, że plecak nie uchronił w 100% sprzętu przed deszczem i część zdjęć zrobiłem zaparowanym obiektywem, co dało efekty jakich bym sam nie wymyślił.

Zdjęcie nr 11 Głuszec Półmaraton - edycja jesienna Obidowa

W październiku wróciłem na Głuszca, ale wszystko było inaczej. Inna trasa, inna aura i zamiast skutera śnieżnego quad na którym ciężko wysiedzieć mając duży plecak.

W Tatrach wiał halny i pod Turbaczem trudno było tego nie zauważyć, bo przy niektórych podmuchach wręcz ciężko było ustać na nogach. Tatry przykryte były kołderką chmur, która jak miałem się później dowiedzieć była wałem fenowym - zjawiskiem które zawsze towarzyszy halnemu.

Zdjęcie nr 12 - Duch Lasu

Ostatnia impreza jaką fotografowałem w 2020 r. nie odbyła się. Ale ja na nią pojechałem podobnie jak spora część zapisanych biegaczy. Zdaje sobie sprawę, że wydaje się bez sensu to co właśnie napisałem, ale... Rozporządzenie zakazujące m.in. imprez biegowych weszło w życie kiedy trasa Ducha Lasu była już oznakowana. Dorota organizująca ten bieg zadecydowała, że pomimo odwołania zawodów oznaczenia na trasie pozostaną na czas jaki wcześniej ustaliła z Nadleśnictwem.  Co więcej osoby, które trasę przebiegły mogły liczyć na pamiątkowy medal. Wiedząc, że przez długi czas mogę nie mieć okazji fotografować biegaczy zdecydowałem się pojechać do Dubiecka.

Trasy Ducha Lasu i Ducha Pogórza znam niemal jak własną kieszeń, bo to była moja czwarta wizyta z aparatem w tych okolicach. Tym razem postanowiłem zboczyć ze znanych mi ścieżek i poszukać nowych miejscówek. Pomysł ten okazał się strzałem w dziesiątkę.

Ostatnim miejscem, w jakie trafiłem, było wzgórze porośnięte rzepakiem z pięknym widokiem na dolinę Sanu. Niemal w tym samym miejscu gdzie kilka miesięcy wcześniej polowałem na Drogę Mleczną rozpościerał się najpiękniejszy widok jaki dotychczas spotkałem w tej okolicy. 

Zdjęcie nr 13 Droga mleczna w Brzeziu

W 2020 r. postawiłem sobie jeszcze jeden cel - od dłuższego czasu bardzo chciałem sfotografować Drogę Mleczną. Miałemku temu kilka okazji i z każdej kolejnej próby byłem coraz bardziej zadowolony. Najbardziej jednak podoba mi się zdjęcie, które powstało w noc poprzedzającą Swimrun Wióry, zaraz za płotem Ani i Jędrka organizujących tę imprezę. Pomimo sporego zanieczyszczenia światłem wstęga Drogi Mlecznej wyszła bardzo wyraźnie i nawet nie spodziewałem się, że taki efekt można uzyskać w tej części Polski.

2020 i co dalej?

Z rokiem 2020 wiązałem wiele fotograficznych planów. Wiele z nich nie wypaliło, albo wypaliło jedynie połowicznie. Z odwołanych imprez najbardziej chyba żal tego, że nie odbyła się żadna z edycji Ultra Trail Małopolska, bo to jedne z pierwszych zawodów jakie fotografowałem i bardzo mocno na nie czekałem. Cieszy natomiast to, że pomimo kilku odwołanych zawodów, w tym roku z aparatem odwiedziłem ich dwukrotnie więcej niż w poprzednim. 

Poznałem w tym roku wielu ciekawych ludzi i trafiłem na imprezy, o których rok temu mogłem tylko pomarzyć. 

Chyba dla mnie ten rok nie był jednak wcale taki zły. 

Jeśli chcecie w nowym roku cieszyć się na codzień moimi zdjeciemi, to zachęcam do zakupu przygotowanego przeze mnie autorskiego kalendarza, który możecie zobaczyć tu: https://www.facebook.com/1580820455567362/posts/2776212582694804/?sfnsn=mo a zamówić bezpośrednio kontaktując się ze mną.

A jeżeli moje zdjęcia podobają Wam się i chcielibyście podjąć współpracę fotograficzną, nie tylko w tematyce biegowej, to zapraszam do kontaktu.

Paweł Zając / UltraZajonc