Ola Belowska: Kuba, za chwilę gros biegaczy górskich spotka się w Szczawnicy. Jak to się stało, że w ogóle wpadliście na pomysł organizacji takiego wydarzenia?
Jakub Wolski: Pomysł na imprezę to w sumie ciekawa historia. W 2012 r. organizowaliśmy w Szczawnicy rajd przygodowy – Mountain Touch Challenge. Po jego pierwszej edycji zastanawialiśmy się, czy w kolejnym roku zrobić kolejną czy może coś innego. Eliza w tamtym czasie chciała wystartować w pierwszej edycji Biegu Ultra Granią Tatr. W 2013 r. nie było jednak żadnych zawodów, w których zdążyłaby wziąć udział i zdobyć wymagane punkty, więc wymyśliliśmy, że takie zawody po prostu zorganizujemy. (śmiech)
Meta zawodów Biegi w Szczawnicy 2013 rok fot. Ania Dobrowolska Spojrzeliśmy na mapę, naturalnie wykreśliliśmy pętlę wokół całej doliny, ja wpadłem w zachwyt, bo po przeliczeniu okazało się, że trasa to niemal idealnie maraton i tak powstała Wielka Prehyba. Współpracowaliśmy wtedy z Fundacją Rak’n’Roll nad projektem Rolling, aktywizującym osoby po chorobie nowotworowej – projekt wciąż istnieje, ma się świetnie i nadal współpracujemy z Fundacją w ramach biegów. A trasa prowadząca wtedy stromym stokiem narciarskim pod górę otrzymała nazwę Hardy Rolling. I od tego się wszystko zaczęło.
Przed naszą rozmową obejrzałam film z pierwszej edycji i to, co rzuciło mi się w oczy, to naprawdę garstka – w porównaniu do dziś – ludzi na starcie.
W 2013 roku biegi ukończyło łącznie 217 osób. Nasze doświadczenie w organizacji biegów było wówczas niewielkie, bazowało na rajdach przygodowych i eventach firmowych. Wiele rzeczy jeszcze nie było wtedy standardem, jak chociażby elektroniczny pomiar czasu, zwłaszcza na tak małych imprezach. W rajdach przygodowych czas nie ma aż takiego znaczenia, zespoły docierają do mety po wielu godzinach czy nawet dniach, więc gdy ktoś kończy zawody, po prostu patrzysz na zegarek, wpisujesz godzinę na listę i tyle. Wtedy, w 2013 roku, byliśmy tak zaaferowani samym startem i skupieni na tym, żeby wszystko się udało, że dopiero chwilę po starcie zdałem sobie sprawę, że właściwie nikt nie mierzy czasu. Dlatego wyniki z pierwszej edycji były trochę szacunkowe i mają dokładność do ok. 15–30 sekund, bo gdy w biegu na 6 km w krótkich interwałach czasowych na metę wbiegało wiele osób, trudno było ich czasy zanotować. Była to pierwsza i ostatnia edycja bez elektronicznego pomiaru czasu.
Dlaczego postawiliście na Pieniny? Czy któreś z Was stamtąd pochodzi?
Nie. Eliza jest z okolic Warszawy, ja – z okolic Poznania. Szczawnica pojawiła się dlatego, że kiedyś organizowałem rajd przygodowy On-Sight. Odbywał się on w okolicach Poznania, był w latach 2009–2011 dość popularny. W Szczawnicy natomiast mieszka Bartek Ciesielka, który planował organizację festiwalu przygodowego, łączącego różne dyscypliny sportu z prelekcjami podróżniczymi itd. Szukał kogoś, kto pomoże mu zorganizować rajd przygodowy i tak trafił na kontakt do mnie. Akurat wybieraliśmy się z Elizą do Zakopanego, więc szybko udało nam się spotkać i nawiązać współpracę. Zachwyciłem się Pieninami i outdoorowymi możliwościami, jakie daje Szczawnica. W 2012 roku zorganizowaliśmy 100-kilometrowy rajd biegowo-rowerowo-kajakowy, a potem przyjeżdżaliśmy do Szczawnicy wspólnie z Elizą już regularnie. Temat się rozwijał. Były takie lata, w których organizowaliśmy zarówno rajdy, jak i biegi. Początkowo mieszkaliśmy w Warszawie, a w góry jeździliśmy sześć–siedem razy w roku, aż w pewnym momencie pomyśleliśmy, że możemy jeździć w drugą stronę. Przeprowadziliśmy się do Szczawnicy, a raz w miesiącu byliśmy w Warszawie. Z biegiem czasu tych warszawskich tematów robiło się coraz mniej, aż w końcu prawie całe nasze życie przeniosło się w góry. (śmiech)
W pierwszej edycji trasy były dwie, teraz jest ich dziewięć. (edit: dziesięć) Jak to się stało/działo, że pojawiały się kolejne dystanse?
To był czas, kiedy coraz bardziej rozwijały się biegi ultra, a my mieliśmy pomysł na bardzo ciekawą trasę, która częściowo prowadziła przez słowacki Pieniński Park Narodowy i kończyła się długim odcinkiem w przełomie Dunajca. Na około 10 km przed metą trasa przebiegała obok Czerwonego Klasztoru, z którym wiąże się legenda o mnichu Cyprianie, który marzył o lataniu. Stąd już krótka droga do nazwy „Niepokorny Mnich”. Obecnie, od czasu pandemii, trasa prowadzi tylko po polskiej stronie granicy.
Rok później pojawiła się Chyża Durbaszka jako zapełnienie luki pomiędzy króciutką szóstką (Hardy Rolling), a wymagającym dystansem okołomaratońskim (Wielka Prehyba). W 2016 roku mieliśmy więc już cztery dystanse, ale wcale nie myśleliśmy wtedy o dodawaniu kolejnych. Zrobiła to za nas zima. W 2017 roku we wtorek przed biegiem zaczął padać śnieg i padał przez… 40 godzin. W górach przybyło z dnia na dzień nawet metr śniegu. Zastanawialiśmy się wtedy, co robić i ostatecznie Niepokorny Mnich, wówczas mistrzostwa Polski w biegu ultra, został skrócony o część słowacką. Co prawda oznakowałem całą trasę, ale zajęło mi to tak dużo czasu i byłem po tym tak wykończony, że doszliśmy do wniosku, że w limicie zmieści się zaledwie kilka osób. Po skróceniu o część słowacką trasa miała 64 km i… uznaliśmy, że to jest w ogóle bardzo fajna trasa! (śmiech) W edycji 2017 miała ona wciąż nazwę Niepokorny Mnich, ale rok później zrobiliśmy z tego piąty dystans, o nazwie Dziki Groń. Myśleliśmy już, że na tym poprzestaniemy.
fot. Ultra ZającW 2020 Biegi w Szczawnicy nie odbyły się w terminie kwietniowym, postanowiliśmy przenieść je na jesień, listopad. Uznaliśmy, że skoro w listopadzie dzień jest dużo krótszy, a zawody będą po sezonie, to część osób może chcieć zmienić dystans na krótszy, więc wymyśliliśmy trasę 33 km o nazwie Żwawe Wierchy. Ostatecznie biegi odbyły się w czerwcu 2021, ale trasa już z nami została. W międzyczasie Hardy Rolling został wydłużony do 10 km, więc obecnie mamy takie dystanse: 10, 20, 33, 43, 64, 95 km,
Edit (przyp. red): Obecnie doszedł jeszcze jeden dłuższy dystans - Spiski Wędrowiec i liczy 133 km.
Od 2019 roku zaczęliście robić biegi mini, czyli biegi dla dzieci.
Tak. Długo o tym myśleliśmy, ale nie mieliśmy doświadczenia w organizacji biegów dla dzieci, a wydawało nam się, że to bardzo trudne i odpowiedzialne zadanie. Od początku czuliśmy, że nie chcemy robić biegów dzieci w tym samym czasie, gdy biegają dorośli. Bo stwierdziliśmy, że rodzic nie będzie mógł uczestniczyć w bieganiu swojego dziecka, bo sam jest na trasie. Dlatego zrobiliśmy je zupełnie oddzielnie, w niedzielny poranek, kiedy większość zawodników jeszcze nie wyjechała w drogę powrotną i cała rodzina może uczestniczyć w zabawie czy rywalizacji swojego dziecka. I traktujemy Mini BWS jako wydarzenie stricte dla dzieciaków, w którym to one są najważniejsze i wszyscy mogą się na nich skupić.
Biegi dla dzieci w ramach Pieniny Ultra-Trail® fot. Ultra ZającPamiętam czas, kiedy zapisy na Wasze biegi znikały z prędkością światła. Jak człowiek nie próbował dostać się na listę przy pomocy bliskich i czterech komputerów, to mógł o tym jedynie pomarzyć. Z czego wynika popularność Waszej imprezy? Zarówno wśród elity, jak i amatorów.
Z czego wynika popularność? Po pierwsze, mamy piękne trasy, po których bardzo przyjemnie się biega. Pieniny są fenomenalne pod każdym względem, a Szczawnica stanowi świetną bazę dla tego typu wydarzenia. Po drugie, sam event jest bardzo dobrze zorganizowany. Nie będę skromny, wiem po prostu jak dużo pracy wkładamy w to, żeby każdy detal był możliwie najlepiej dopracowany, od zapisów, przez biuro zawodów, oznakowanie tras, punkty żywieniowe, po atmosferę i emocje na mecie. Chcemy, żeby każdy biegacz, od tych topowych zawodników, po tych, którzy walczą z limitem, czuł się w górach bezpiecznie, a na mecie miał poczucie satysfakcji i spełnienia. Po trzecie, jeśli chodzi o elitę i mistrzostwa Polski, to myślę, że dobrze zorganizowane zawody przyciągają mocnych zawodników, a im jest ich więcej, tym rywalizacja robi się ciekawsza i więcej osób chce się sprawdzić w tak mocnej stawce. Dodatkowo, termin Biegów w Szczawnicy, początek sezonu – jest o tyle korzystny, że dla wielu osób może stanowić dobry sprawdzian formy po przepracowanej zimie. Niewielu mocnych zawodników wyjeżdża w tym czasie na zawody zagraniczne, co tylko dodatkowo sprzyja rywalizacji.
Trasa zawodów PUT fot. Michał BuczyńskiMasz jakieś ulubione momenty, które wyjątkowo zapadły Ci w pamięć?
Jest mnóstwo historii, które po latach wspominamy, natomiast najlepszy moment to ten, gdy wiesz, że wszyscy w taki czy inny sposób dotarli bezpiecznie do mety, a ty możesz usiąść i otworzyć piwo. (śmiech) Niekoniecznie zdążysz je wypić, bo zdarzyło mi się zasnąć w trakcie, ale wtedy wszystko puszcza: stres, nerwy, napięcie. Zawsze coś można zrobić lepiej i już wtedy wiesz, że następnym razem chciałabyś to poprawić, ale na koniec dnia czujesz satysfakcję z dobrze wykonanej pracy i cieszysz się, że możesz odpocząć.
Z czego jesteście najbardziej dumni – jako organizatorzy?
Myślę, że z tego, jak przez lata udało nam się ten event rozwinąć. Pewnie każde z nas ma na ten temat inne przemyślenia. Dla mnie są to zawody, które sam jako biegacz bardzo chętnie bym ukończył. Uważam, że, oczywiście poza kwestiami czysto technicznymi, najważniejsze w każdym evencie są emocje. Przeżywania kryzysów, wielokrotnych upadków i powstań, smutków i radości, które później zostają na długo w pamięci i do których po czasie możemy wracać. Myślę, że to nam się udaje i z tego jestem dumny.

Biuro zawodów fot. Piotr Dymus
Stanowicie też, wg mnie, zgrany team organizatorski.
Każde z naszej trójki sprawdza się w innych rzeczach, ma inne umiejętności. Eliza jest psychologiem, jest empatyczna i odpowiada za całą komunikację, która jest szczególnie ważna przy wprowadzaniu zmian, przedstawianiu nowych rzeczy czy podejmowaniu trudnych decyzji. Eliza przewidziała i przygotowała nas na większość trudnych sytuacji, zarówno tych, które się wydarzyły, jak i tych, które nas ominęły.
Bartek jest świetny w logistyce i zajmuje się wszystkimi kontaktami i współpracami lokalnymi, a także współpracą z wolontariuszami. Łatwo nawiązuje kontakty i dobrze się czuje w sytuacjach, w których dużo się dzieje. Dzięki niemu nasze punkty żywieniowe są doskonale zaopatrzone, logistyka dopięta na ostatni guzik, na mecie wszyscy poczują niesamowite emocje, a gdyby ktoś potrzebował pomocy, z pewnością otrzyma ją na najwyższym poziomie.

Kuba Wolski - organizator zawodów PUT fot. Karolina Krawczak
A ja, cóż, udzielam wywiadów i robię przelewy. I mam plik excela na każdy temat. (śmiech) Myślę, że żadne z nas nie udźwignęłoby tego eventu samodzielnie. Dopiero dzięki różnym kompetencjom i burzom mózgów możemy zagospodarować wszystkie potrzebne obszary. Do tego oczywiście wspiera nas sztab wspaniałych koordynatorów i wolontariuszy, bez których ta impreza nie byłaby taka ekstra!
Trzymamy za Was kciuki i dziękujemy za rozmowę!
Zapisy na zawody wciąż są otwarte.
To już jest ostatni moment, by pojawić się na lini startu w Szczawnicy. Niestety na niektóre dystanse limity już się skończyły. Możesz jednak zapisać się na liste rezerwową i czekać na cud, lub wybrać inny dystans, by cieszyć się tym biegowym świętem.
W tym roku pojawimy się również i my - całą ekipą Kingrunner ULTRA, będziemy dla Was śledzić zmagania zawodników Pieniny Ultra-Trail®.
