Zdetronizować Kiliana czy pobić rekord świata? Co Waszym zdaniem jest cenniejsze? Wybierać na szczęście nie musiał Jakob Herrmann. W ostatni weekend stycznia załatwił obie z tych rzeczy naraz, łapiąc rekordową ilość przewyższenia w ciągu doby. Nowy rekord świata to aktualnie 24242m przewyższenia przez 24 godziny! Oto garść ciekawostek z tego wyczynu.
Zdjęcia: Philipp Reiter / The Adventure Bakery
Tekst: Maciej Skiba
Austriak bardzo mocno przygotowywał się do tej próby, w ostatniej fazie potrafił nazbierać i 90 tys. metrów przewyższenia w miesiącu i mówił, że do takiej próby trzeba strasznie kombinować z treningiem. Z jednej strony potrzebne bły szybkie interwały, by zachować prędkość podejścia (VAM - wł. velocità ascensionale media - czyli średnią prędkość wznoszenia) 1000 metrów up na godzinę, a z drugiej strony długie i żmudne sesje, nieraz liczące po 8-10 godzin skiturowej orki.
Rekordowy trening - Strava Jakob Herrmann
Nie bez znaczenia był tu wybór stoku - istotna jest długość podejścia do nachylenia. Nie może być za stromo, ani za krótko, by nie tracić czasu na liczne przepinki (ściągnięcie fok, przepięcie butów i wiązań do zjazdu). Jakob wybrał stok w Radstadt o parametrach 2,5km długości i 710 m up. Rozpoczął równo o godz. 15, by kilka pierwszych wejść zaliczyć jeszcze za widnego, a w drugiej połowie wyzwania dostać naturalnego dopingu wynikającego z ponownego pojawienia się słońca.
Wybrał świetny dzień, bo w dzień temperatura nie wyskoczyła ponad 0 stopni, więc śnieg był cały czas odpowiednio zmrożony i szybki. W nocy było widać, że Jakob zakłada kurtkę - temperatura spadała do minus dziesięciu. Najszybciej podszedł oczywiście za pierwszym razem i zajęło mu to pół godziny. Najwolniej 48 minut. Średnio 710 m. up robił w 38:20. W niedzielę wyszło słońce i zapanowała bardzo sielankowa atmosfera - dużo kibiców, leżaki i transmisja live, a Jakob zasuwał. Opiekowali się nim najbliżsi oraz zawodnicy Teamu Dynafit. Przez całą dobę utrzymał wymaganą prędkość 1000 VAM, w tym oczywiście się przepinał, załatwiał toaletę i tankował. Tranzycję podchodzenie - zjazd robił w ekspresownym tempie. U góry najszybciej 17 sekund, a średnia ze wszystkich 34 sek. Te na dole po zjeździe zajmują zawsze nieco dłużej, bo wymagają zdjęcia nart - tutaj średnio uporał się z naklejeniem fok w 1:01, a najszybciej zajęło mu to tylko 33 sekundy. Zawsze to moment na odsapnięcie i zjedzenie łyżki czy dwóch zupy, przyjęcie żela. Jakob chciał przyjmować około 100 gram węglowodanów na godzinę. To ogromna wartość, bo przecież mówi się, że niewytrenowane jelita bezkolizyjnie mogą przyjmować połowę z tego, a jeśli energia pochodzi z różnych rodzajów węglowodanów, to te wartości mogą wzrosnąć. I tutaj oprócz klasyków takich jak żele i izotoniki, menu zawierało zupę i pieczone ziemniaki. To też typowy jadłospis ultrasa, więc z jedzeniowego gulity-pleasure było dopychanie się Pringelsami, żelkami czy domowym chlebkiem bananowym. W 1000 VAM na godzinę zawierały się też oczywiście zjazdy i to też zawodnik Dynafita robił piekielnie szybko, że w terenie zabudowanym mógłby stracić prawo jazdy. Prędkości rzędu 80-90 km/h były standardem. Maxa, jaki zanotował, to 108. Zanim niektórzy narciarze teraz prychną, to podpowiem, że set Jakoba - but i narta z wiązaniem ważył niecałe 1300g. Najszybciej w dół: 2:02. Najdłużej 3:11, ale to jednostkowe przypadki, bo średnio na pokonanie 2,5 kilometra potrzebował 2:14.
Jak z wielką precyzją do swojego wyczynu podszedł niech świadczy fakt, że liczył nawet czas na... sikanie. Przez całą dobę potrzebował siedmiu przerw na "pójście w krzaki", które - jak wyliczył - trwały po około 20 sekund każda. Na szczęście ani razu nie musiał ściągać kombinezonu na czynność toaletową, która by tego wymagała. I tu Jakob zrówał się z Kilianem. Ten podczas swojej próby też ani razu nie musiał "usiąść na tronie", ale zaoszczędził na sikaniu, bo potrzebował tylko czterech takich przerw. Co ciekawe Jakob ani razu nie zmieniał podstawowych warstw ciuchów - kombinezonu, rękawiczek, buffki czy sprzętu narciarskiego. Zakładał lub ściągał kurtkę i trzykrotnie wymienił kask ze względu na rozładowaną czołówkę. Szybciej było założyć nowy niż zmienić samą lampkę.
Kiedy po 33. podejściu Austriak wyprzedził rekord o całe 46 metrów, ściągnął foki raz jeszcze i szybko pomknął w dół. W pierwszej połowie wyzwania szedł mocno, w pewnym momencie miał aż ponad 55 minut przewagi nad rekordem Kiliana. Następnie za to zapłacił i przewaga zaczęła topnieć szybciej niż alpejskie lodowce, ale i tak do końca utrzymywał bezpieczną przewagę, która pozwoliła na jeszcze jedno pełne wejście przed zawyciem syreny. Podwyższył poprzeczkę nowego rekordu aż o 756 metrów!
Sam Kilian od początku mu kibicował, a zaraz po szczęśliwym zakończeniu wyzwania, tonie uścisków i krótkim koncercie akordeonowym, zadzwonił do Jakoba i pogratulował fejstajmowo. Obaj panowie przyjaźnią się i nie raz startowali razem w jednej parze w legendarnych wyścigach skiturowych.
“Nawet jeśli w przyszły weekend ktoś pobije mój rekord, to nieważne. To doświadczenie i piękno tej próby zostanie ze mną na zawsze. Potraktowałem to jako jedno, długie wyjście na skitury. Podchodziłem, przepinałem się i zjeżdżałem oczywiście sam, ale bez całej ekipy ten rekord nigdy by nie padł!” - powiedział mediom Herrmann
W 2019 roku Kilian na stoku w norweskim Molde wykręcił 23468 metrów przewyższenia, a w pobiciu rekordu pomagali mu na słuchawkach: AC/DC, Kings of Leon czy Jimmy Hendrix. Pierwszy znany publicznie rekord należał do Austriaka Ekkharda Dorschlaga, który w 2009 roku zdobył w dobę 18288 m. Dziewięć lat później na stoku w Montanie pobił go Amerykanin Mike Foote, bo zdobył 333 metry więcej. Kilka miesięcy później palmę pierwszeństwa przejął Norweg Lars Erik z wynikiem 20945 m. i to jego pobił Kilian. Damski rekord świata należy do Martiny Valmassoi i wynosi 17645 metrów up.
Jeśli podobają Wam się takie liczby wykręcane na nartach, to zacierajcie ręce na najnowszy numer ULTRA - będzie więcej zarówno o skiturach i przewyższeniu!