Bieg im. druha Franciszka Marduły to połączenie kilku żywiołów. Wysokie góry, wymagająca trasa, niezwykła ekspozycja, piękne widoki, szalone zbiegi i ostre podejścia. Niby tylko 32 km, ale mieści się w nich mnóstwo emocji i wrażeń. Kto biegł, chce wracać. Kto słyszał, chce biec. A kto się zapisał i nie dostał albo po prostu nie zapisał, ma szansę na spełnienie marzenia. Mamy jeden pakiet dla osoby, która w trzech zdaniach (dosłownie w trzech, cyfrą: 3) najpiękniej opisze swoje przeżycia lub nadzieje związane z najpiękniejszym z trzech Biegów Sokolich. Poniżej inspiracja – cytaty z tych, którzy byli, widzieli i w Biegu im. druha Marduły są zakochani po uszy.
Anna Celińska
W górach zawsze mam dużo pokory, celem jest zawsze w zdrowiu dobiec do mety, ale na starcie Biegu Marduły jeszcze bardziej pokornieję… Bieg ten wymaga dużej koncentracji ze względu na trudności techniczne, zwłaszcza zbiegi. Jest to piękny, rasowy wysokogórski bieg z fantastyczną atmosferą, dlatego mam do niego duży sentyment.
Mikołaj Kowalski-Barysznikow
Bieg Marduły to pierwszy prawdziwie górski bieg, w jakim wystartowałem, i w ogóle moja pierwsza prawdziwa wizyta w Tatrach. Na Nosalu się uśmiechałem, na podejściu pod Czarny Staw po raz pierwszy ugięły się pode mną nogi, w drodze na Karb pokłoniłem się Taterkom, a na zbiegu poznałem smak prawdziwej górskiej gonitwy. Wspinaczka pod Kasprowy zdawała się nie kończyć, ale to i tak nic w porównaniu z szaloną, bolesną drogą na dół – jeszcze tylko 2 km na Kalatówki, kiedy euforia miesza się z rezygnacją, ale oto jest – meta! – i ja na niej, na mecie mojego prywatnego kawałka biegowego nieba!
Agnieszka „Winnie” Szczepińska
Walka, radość, ból, zachwyt – Marduła dostarcza tylu emocji, co stukilometrowe ultra. Płakałam na trasie, że nie dam rady, i ryczałam ze szczęścia na mecie. Przepiękne Tatry i prawdziwi biegowi przyjaciele.
Kuba Nowak
Marduła to dla mnie Pierwszy krok w chmurach, tylko z happy endem, w przeciwieństwie do opowiadania Hłaski. Pierwszy prawdziwie wysokogórski bieg, w którym brałem udział i od razu się zakochałem, bo nogi uginają się jak nie ze zmęczenia, to z wszechogarniającego piękna i potęgi gór. Szybki rzut okiem za siebie i znikają trudy wspinaczki na Karb, a zbieg z Kasprowego to dla mnie biegowa Walhalla.
Ola Pucek
Marduła to mój pierwszy bieg w górach. To najpiękniejsza walka z ciężką trasą i własnymi słabościami, niesamowite widoki z przełęczy Karb oraz kolka na zbiegu z Kasprowego. To łzy szczęścia na mecie i ministerstwo dziwnych kroków dzień i dwa dni po.
Marcin Rosłoń
Wspomnienia z Biegu Marduły zacznę od mety, a na niej czekają najpyszniejsze drożdżówki pod słońcem. Gdy meta była jeszcze na Kalatówkach, to wspinaczka pod schronisko bolała o wiele bardziej niż potężny zbieg z Kasprowego i walka na stromym zboczu Karbu. Wreszcie początkowe kilometry, na których tak łatwo przeszarżować, a potem trzeba za to zapłacić, ale warto zapłacić słoną cenę, bo za linią mety czekają te słodziuteńkie drożdżówki…
Artur Kamiński „Łzy, łzy, łzy”
Łzy radości, gdy wraz z grupą przyjaciół wspólnie wybraliśmy się do Zakopanego, te kilka dni to był bardzo dobry czas.
Łzy z bólu i udręki, gdy wspólnie z Kubą wspinaliśmy się na Kasprowy przy akompaniamencie niemiłosiernie palącego słońca.
Łzy radości przy wbieganiu na metę, gdzie czekała już grupa przyjaciół z zimnym co nieco, bo to był krótki, acz morderczy bieg.
Czwarte zdanie też musi być – na Mardule poznałem dobrze moich dwóch, teraz to wiem, najlepszych przyjaciół.
Trzy zdania w drodze po pakiet. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. W końcu to jeden z trudniejszych górskich biegów w Polsce. Na przyjemności i wpisany w nie ból trzeba zasłużyć. Swoje trzyzdaniowe formy przesyłajcie razem z numerem telefonu na adres: konkurs@kingrunner.com. Macie czas do poniedziałku 1 maja włącznie. Zwycięzcę wyłoni redakcja Kingrunnera.
Powodzenia!
Fotografie: Janko Haręza, Wartkie Kierpce;
Jacek Deneka, Ultralovers