Redakcja KR

Najtrudniejsze ultra świata - Legendy ULTRA audiobook

04.02.2024

Jak pisze Krzysztof Dołęgowski - slogan "Najtrudniejsze ultra świata", zużyty jest jak taksówka w Kalkucie. Obita z każdej strony, odpalana na chama śrubokrętem. Każdy chce się nią przejechać, ale nie każdy bieg zasługuje na miano najtrudniejszego. Jednak jeśli stawką dotarcia do mety jest życie, wówczas zmienia się perspektywa wyścigu. Posłuchajcie pięknej historii o ściganiu się po Alasce!

 

„24 stycznia 1925 w Nome wybuchła epidemia dyfterytu. Zła pogoda uniemożliwiła użycie samolotu, więc szczepionka została dostarczona pociągiem z Anchorage do Nenana, a ostatni liczący ponad tysiąc kilometrów odcinek trasy miały przebyć psie zaprzęgi. Dwudziestu maszerów ze 150 psami zaprzęgowymi podjęło się próby dostarczenia szczepionki mieszkańcom. Podczas wyprawy temperatury spadały w nocy do −40 °C, a przy uwzględnieniu siły wiatru temperatura odczuwalna wynosiła −65 °C. W pięć i pół dnia wymieniający się maszerzy pokonali trasę obliczoną na 13 dni (1085 km), stając się bohaterami Amerykanów. (…) Najdłuższą i najtrudniejszą część trasy, m.in. przez zamarzniętą Zatokę Nortona, pokonał zaprzęg, którym kierował Leonhard Seppala, a liderem był jego pies Togo”. 

Takie suche fakty przeczytacie w Wikipedii, a jak zacznie szukać się głębiej, łączyć fakty, posiłkować się filmami fabularnymi, które powstały na kanwie tych wydarzeń, powstaje coś takiego.

Wyścig o życie. Przenieśmy się w czasy, gdy na Alasce spotykało się jeszcze rosyjskie nazwiska, gdy drewniane miasta zbudowane na gorączce złota miały jeszcze saloony, fortepiany, futrzane czapki. I nikt nie myślał, by kręcić serial o jakimś tam przystanku... Albo o typie, co go rzeczywistość swędziała. Na koniec świata jechało się po bogactwo, a nie po to, by umrzeć w opuszczonym autobusie.Działo się to w styczniu 1925 r. w miasteczku Nome niedaleko Cieśniny Beringa. Morze było puste i skute lodem. Statki z zaopatrzeniem odpłynęły do cieplejszych przystani. Dzień trwał zaledwie parę godzin, a słońce i tak wychylało się jedynie parę palców ponad horyzont. Pewnego dnia lekarz odkrył niepokojące objawy u dzieci. Bladość, kaszel zdarzały się często. Normalne zimą. Się człowiek nałyka mrozu, to charcze, czasem pluje. Ale kiedy towarzyszy temu białawy nalot na gardle i opuchnięcie szyi, to znak…. zły znak… Miasteczku grozi zagłada.Dyfteryt był w tym czasie znany i uleczalny. Dlatego też znak odczytano. Jednak w Nome brakowało świeżej surowicy. Bez niej choroba mogła szybko zdziesiątkować populację. Do wiosny z Nome mogła pozostać tylko nazwa.Tymczasem zima była wyjątkowo ciężka i jedyną drogą kontaktu ze światem była podróż psim zaprzęgiem. Najbliższy magazyn z antytoksyną leżał na południowym brzegu Alaski. Samoloty już latały, ale żaden pilot nie był w stanie wytrzymać w otwartym kokpicie przy -50 stopniach, a i silniki nie dawały rady w takich warunkach. Pozostało patrzeć się w horyzont i godzić z losem lub szybko główkować, co da się zrobić. Ustalono, żeby po surowicę wysłać z Nome najlepszy psi zaprzęg Leonharda Seppali. Z naprzeciwka ‒ z Fairbanks oddalonego o ponad 600 km ‒ miały ruszyć sztafety zaprzęgów, wiozących cenne lekarstwo. Tylko ten mróz. Mróz sklejający powieki i pozbawiający czucia. On mógł zniweczyć cały wysiłek. Posłaniec mógł zostać w zamieci na zawsze. Czy to na zawsze jest dobrym wyznacznikiem, by dać miano najtrudniejszego ultra na świecie..?

Słuchać Legend Ultra możesz na Spotify oraz na YT
Tekst: Krzysztof Dołęgowski
Czytał: Paweł Jańczyk
Wydawca: Kingrunner ULTRA
Grafika: Bartek Różycki

  

 

Rozbudziliśmy waszą wyobraźnię? W 38. numerze ULTRA znajdziecie cały tekst Krzysztofa Dołęgowskiego o „najtrudniejszym” ultra świata. Dlaczego piszemy „najtrudniejszym”? Bo faktycznie na Alasce w warunkach, w jakich dzieje się ta historia, odbywają się wyścigi ultra. W psich zaprzęgach, na nartach, na rowerach lub pieszo. Jeśli mowa o ekstremalnych wyzwaniach, to są to właśnie one. Tu nie staniesz w trakcie, by zrobić sobie pamiątkową fotkę. Taki przystanek może bowiem kosztować cię życie.Ta historia wydała nam się tak ciekawa i tak pięknie napisana, że zdecydowaliśmy się ją wydać w wersji audio. Będzie nam niezmiernie miło jak podzielicie się tą historią z innymi. Nagrania te powstają dzięki prenumeratorom naszego pisma. Jeszcze raz z tego miejsca serdecznie Wam dziękujemy, że biegniecie razem z nami. 

PS. Pierwotnie Legendy Ultra miały być finansowane ze zrzutki na Patronite i Buy Cofee. Gdzieś to też nawet komunikowaliśmy w ten sposób. Jednak ostatecznie uznaliśmy, że projekt ten w tym roku sfinansujemy my, a będąc szczerym Wy - dzięki temu, że zdecydowaliście się na wykupienie prenumeraty naszego Magazynu. To chyba uczciwy deal. Oczywiście słuchać możesz Legend "jadąc na gapę" - ważne by czerpać z tej podróży przyjemności. A jeśli czujesz, że warto zacząć prenumeratę dla możliwości dorzucenia się w ten sposób, do tej comiesięcznej produkcji, to nie wstydzimy się podrzucić miejsca, gdzie możesz to zrobić. Tu kupisz prenumeratę. Miłego odsłuchu i prośba o udpostępnianie, komentowanie. To sprawia, że docieramy do szerszej publiczności.