Czasem człowiek wymaga od siebie czegoś więcej niż samo bieganie. Wtedy dobrym pomysłem jest... zorganizowanie biegu dla innych. Zabieram Was w wyboistą i niełatwą podróż "od pomysłu do mety". Będą kręte ścieżki, będą pagóry, będzie się działo!
„Kurczę, prawie jak w górach! Może bym tu bieg jakiś zrobił...”, pomyślałem odważnie nieco ponad rok temu, udeptując ścieżki w ozimskim lesie. Nie pamiętam, kiedy dokładnie to było. Ale od tego się zaczęło. Pomysł od razu trafił do mojego kolegi Daniela – autora większości kolein w sieci drogowej powiatu opolskiego. On z kolei miał podpytać, czy zgodziłaby się nam pomóc pani Wiola, która co roku organizuje Ozimski Bieg Sylwestrowy (wraz z Danielem od jakiegoś czasu szczęśliwie stajemy tam na podium). I na tym stanęło.
Przez wiele miesięcy zajmowałem się rzeczami z pozoru ważniejszymi (w większości oczywiście związanymi z bieganiem), więc pomysł zabawy w orga wpadł do szuflady planów drugorzędnych i tam też dojrzewał, oczekując na odpowiedni moment. Ten nadszedł jesienią ubiegłego roku. Zacząłem nieśmiało sondować możliwości zorganizowania zawodów biegowych, pukając w pierwszej kolejności do drzwi urzędu gminy i miasta. Pierwsze spotkanie z burmistrzem nie zaowocowało żadnymi konkretami – to na pewno nie był ten moment, kiedy sprawy dostały jakiegoś przełomowego pędu. No co Wam będę mydlił oczy, ciężko to szło.
Działania zaczęły się potem.
W międzyczasie zacząłem pisać maile. Potężne ilości maili do lokalnych firm, a także tych nieco mniej lokalnych, ale wciąż związanych z bieganiem. Po odsianiu wiadomości, które pozostały bez odpowiedzi, oraz wiadomości, które doczekały się odpowiedzi negatywnej, wyklarowało się skromne grono ludzi dobrej woli, którzy „coś mogą dać”. I chyba wtedy nabrałem wiary, że będziemy w stanie przyciągnąć do Ozimka biegaczy czymś jeszcze niż tylko przepiękną, mocno pagórkowatą trasą. Zaczęło się robić ciekawie.
Sprawę przypieczętowało założenie fanpage'a biegu na portalu Facebook – wtedy już nie było odwrotu. Kilkaset polubień w kilka dni zrobiło swoje. Machina ruszyła, I Cross Ozimski – PagóRace zaczął pojawiać się w internetowych kalendarzach imprez biegowych, co przez długi czas skutkowało kilkoma telefonami dziennie, z różnymi ciekawymi propozycjami, z których część zapewne wykorzystam za rok. Podobne oblężenie przeszła wówczas skrzynka mailowa.
Czynnikiem absolutnie kluczowym były bardzo cenne znajomości. Nie mówię, że bez nich by się nie udało, jednak nieprawdopodobnie ułatwiły cały proces. C’est la vie! W moim otoczeniu objawiło się paru grafików, marketingowców, projektantów, a także ludzi, którzy „znają kogoś, kto zna kogoś” i w ten sposób, z wielu kierunków, doczekałem się bezcennego wsparcia. Nie chcę zdradzać wszystkich szczegółów, ale część partnerów udało się znaleźć zupełnie przypadkowo (i to na kilka dni przed biegiem!) i po pięciominutowej rozmowie byliśmy dogadani. Idealnie.
I wybiła godzina zero.
Za mną setki przejechanych kilometrów, dziesiątki spotkań i rozmów, miesiące planowania, teraz pozostaje tylko zebrać plon i zorganizować niezapomniane zawody. Gdzieś w tyle głowy cały czas tliło się pytanie – co się wykrzaczy? Co spektakularnie nawali i jak się na to przygotować? Bo że coś nawali, to było pewne jak rozjechanie Badwater przez Darka Strychalskiego, choć w myślach wszystko zdawało się być poukładane. Przy wsparciu znajomych, narzeczonej, rodziców i wolontariuszy od rana zaczęły się przygotowania. Rozkładanie biura zawodów, bramy startowej, strefy gastronomicznej, znakowanie szkoły, dojazdu do bazy... Doświadczyłem dziwnego uczucia, kiedy zobaczyłem pierwszych biegaczy (oczywiście przybyli jeszcze przed oficjalnym otwarciem biura). „Czyli to się dzieje naprawdę, oni tutaj są, przyjechali na Pagóra!”, pomyślałem. I wróciłem do gaszenia pożarów i fruwania z miejsca w miejsce, jak nakazywały (nie zawsze nadające się do cytowania) odgłosy płynące z krótkofalówki.
Czas do startu uciekał piekielnie szybko, przed szkołą coraz bardziej tłoczno, a ja starałem się zachować spokój. Panie z TVP Opole i Radia Opole bezskutecznie próbowały mnie dorwać choćby na minutowy wywiadzik – szkoda, że mało kto poza Filipem Chajzerem próbuje nagrywać materiał o biegu... w biegu. Kiedy nadeszła pora, by przemówić do tłumu, nikt mnie nie usłyszał – część uwagi była skierowana w stronę Żanety, która miała przeprowadzić taneczną rozgrzewkę zaraz po mojej odprawie. Niektórzy rozgrzali się aż nadto (kto był, ten wie o czym mówię) i mogliśmy przenieść się pod bramę startu i mety, gdzie burmistrz Ozimka oficjalnie otworzył I Cross Ozimski – PagóRace!
Historyczny start historycznego biegu przeżyłem nie-aż-tak-bardzo, ponieważ cały czas było co robić i gdzie biegać. W pewnym momencie z lasu wybiegło dwóch pierwszych zawodników, choć dziwnie ciężkim krokiem. Zbyt ciężkim jak na zwycięzców. Co tu robić? Rzeczywiście okazało się, że panowie skrócili nieco trasę, ale towarzyski charakter biegu kłócił się nieco z dyskwalifikacją, więc załatwiliśmy ten konflikt interesów kompromisowo. Tuż za nimi (choć powinienem napisać – przed nimi), zjawiły się dwa dzikie strusie – Mariusz Ściebura i nasz lokalny napieracz, a przy okazji współorganizator Pagóra – Daniel Kokot. Tak, ten od kolein. Tym samym panowie zostali pierwszymi zwycięzcami I Crossu Ozimskiego, a poprzeczka z napisem „rekord trasy” została zawieszona na poziomie 39 minut i 20 sekund. Zważywszy na fakt, że zwycięzca nabiegał tydzień przed Pagórem 34:19 na płaskiej dyszce, można chyba stwierdzić, że trasa była ciężka i wymagająca. I o to chodziło.
Sponiewieranych napieraczy witali na mecie tłumnie zgromadzeni kibice, a także wolontariusze z Gminnego Zespołu Szkół w Ozimku, którzy wręczali każdemu pamiątkowy, drewniany medal. Moi koledzy rozkręcili też grilla, mama rozdawała upieczone przez nią ciasto, a co szybsi załapali się na domowej roboty izotonik, dostarczony przez organizatora, znaczy mnie (nie samym bieganiem człowiek żyje, czasem wypada też coś upiwowarzyć). Po dekoracji największych kozaków i kozaczek nadeszła pora na losowanie nagród wśród wszystkich zawodników. Tam też, nie wiedzieć czemu, największym powodzeniem cieszyły się czteropaki izotoników ufundowane przez Browar Słociak (choć mi najbardziej przypadły do gustu egzemplarze gry Kingrunner oraz książki Szczęśliwi biegają Ultra, podpisane przez autorów specjalnymi dedykacjami dla zawodników PagóRace). Wszystko powyższe złożyło się na powszechną opinię o świetnym klimacie wydarzenia i rodzinnej, piknikowej atmosferze. Jarałem się jak pochodnia, słysząc takie teksty na temat swojego debiutu organizacyjnego.
I Cross Ozimski – PagóRace, przeszedł do historii.
Czego potrzeba, żeby zrobić dobry, ciekawy bieg? Wydaje mi się, że przede wszystkim wytrwałości, zaangażowania na 110% i szczęścia do ludzi, którzy nas otaczają. I pomysłu, bo przy obecnym nagromadzeniu imprez biegowych trzeba czegoś więcej, żeby przyciągnąć napieraczy. Moim zdaniem przyszłość biegania to właśnie trail. Przyda się też pozytywne nastawienie, wiara w sukces i opanowanie, kiedy na osiedlu wywali hydrant i 200 osób nie ma dostępu do wody, albo kiedy po rozłożeniu okablowania i sprzętu okazuje się, że w gniazdku nie ma prądu. Takie tam kłody pod nogami debiutanta. Wszyscy jednak sprawnie przeskakiwaliśmy przez te kłody (zawodnicy dosłownie – takie uroki PagóRace).
Ponieważ nasz budżet był trzykrotnie niższy od bliźniaczych imprez w regionie, nie można było oczekiwać fajerwerków. To trochę jak myślenie o zaliczeniu Ultra Trail World Tour, kiedy jest się studentem. Jednak po fakcie, na chłodno, jestem zadowolony! W kolejnych latach chciałbym zachować kameralny charakter imprezy i poprawić wszystko to, co 16 kwietnia było nieidealne. Zapraszam zatem już teraz na II Cross Ozimski – PagóRace, bieg robiony przez biegaczy dla biegaczy. Niech ozimskie pagóry zbliżą Was do natury!
Artykuł ukazał się w magazynie TRAIL nr 1
Autor artykułu: RAFAŁ SŁOCIAK - biegacz górski i ultramaratończyk, finiszer m.in. Biegu Rzeźnika, Biegu 7 Dolin, Chudego Wawrzyńca, Setki z HAKiem, BUT-a i KBL. Pomysłodawca Biegu Po Piwo – corocznego towarzyskiego rajdu ultra, podczas którego biegnie się z browaru w Opolu do innego browaru lub pubu. Marzy o ukończeniu UTMB, Spartathlonu, Transvulcanii, a także Maratonu Piasków. Jest autorem bloga Dlugadrogawgore.blogspot.com.