Redakcja KR

Mistrzostwa świata Innsbruck 2023 - Short Trail

Innsbruck, 08.06.2023

Niesamowite widowisko zgotowali nam polscy zawodnicy w ten dzień wolny od pracy.  Pokazali wolę walki do końca, nieustępliwość i siłę charakteru, czyli wszystko to, czego, jako kibice, wymagamy od sportowców startujących z orzełkiem na piersi. Jesteśmy dumni! Mistrzami świata zostali Stian Angermund oraz Clementine Geoffrey.

Tekst: Maciej Skiba

Zdjęcia: UltraZajonc / Kingrunner ULTRA, WMTRC 2023 / Roast Media

Trasa dzisiejszego biegu liczyła 45 kilometrów i 3100 metrów przewyższenia. Po wstępnym intro w górach okalających Innsbruck, biegacze mieli nieco industrialnego biegania przez miasteczka i wioski, by dopiero po 18 kilometrach wbiec na górskie ścieżki wynoszące ich na poziom ponad 2000 metrów n.p.m. Tam było krucho, zaczął padać deszcz, cały czas leżało sporo śniegu. Wszystko kończyło się długim, ośmio kilometrowym zbiegiem.

Stian Angermund - foto: UltraZajonc / Kingrunner ULTRA

Wszystko zaczęło się niewinnie, od wspólnego startu w konwencji tzw. “neutralizacji”. Wyglądało to tak. Dopiero po kilkuset metrach padła faktyczna komenda startu i zawodnicy ruszyli, jak wygłodniałe lwy z klatki (widać to na jednym ze storiesów na naszym profilu Instagramowym.) Zaraz po wyjściu z miasta na czoło wyścigu wysunęła się grupka z Brytyjczykiem Thomasem Roachem i Norwegiem Stianem Angermundem. Dopiero po dziesięciu kilometrach to złoty medalista z Tajlandii objął prowadzenie i wypracował niewielką, dwuminutową przewagę. Z relacji wyglądało, że Norweg w pełni kontroluje przebieg wyścigu, ale w rozmowie na mecie przyznał, że był potwornie zmęczony i zestresowany, a pewny zwycięstwa był dopiero kilometr przed metą. Thomas Roach doskonale znający austriackie szlaki, bo wiele tu startował, gonił Norwega i jednocześnie powiększał przewagę nad zawodnikami z tyłu. W pewnym momencie przez problemy z chipem zniknął z tabeli wyników, co wprowadziło małą konsternację wśród śledzących wyścig on-line. Ostatecznie to Norweg zgarnął złoto, a na szyi Brytyjczyka zawinął srebrny medal.

Thomas ROACH (GBR) - foto: WMTRC 2023 / Roast Media

Za plecami tej dwójki działy się bardzo emocjonujące rzeczy pomiędzy grupą biegaczy, w której skład wchodzili Puppi, Tranchand, Witek, Albon, Baronian, Jones i Engdahl. Po dziesięciu kilometrach Andrzej Witek biegł na siódmej pozycji. Wydawałoby się, że zaatakuje właśnie na wypłaszczeniu, ale dopiero na długim podbiegu, po wyjściu z punktu żywieniowego wskoczył na trzecie miejsce. Gnał ile sił, nie zatrzymały go pola śnieżne, kolejny zbieg i najdłuższy podbieg na całej trasie. Skutecznie uciekał przed Thibautem Baronianem przez 15 kilometrów aż do drugiego punktu odżywczego na Kreuzjoch. Tam stała się rzecz niesamowita, bo Andrzeja minął nie Francuz, a Włoch Luca Del Pero, który zaczął mocno zachowawczo - na dziesiątym kilometrze był dopiero 15. Zdołał wskoczyć na pozycję medalową i jeszcze zniwelować przewagę do drugiego. Być może i dogoniłby Roacha, ale przeszkodziła mu w tym meta. Prawie jak w Wings for Life. Tyle, że ta stała nieruchomo. Andrzej wyraźnie osłabł na ostatnim podbiegu i ostatecznie dobiegł do niej siódmy. Przed nim byli Thibaut Baronian, Jon Albon i Fran Puppi.

Andrzej Witek - foto: UltraZajonc Kingrunner ULTRA

“Tu nie ma kogoś, kto “krakersuje”. Dostajemy koszulkę z orzełkiem i możemy się trochę sprzeczać ze związkiem, mieć jakieś zaszłości, ale stając na starcie i reprezentując Polskę, jest coś takiego, że dajemy z siebie 120% a nie 110%. Pozdrawiam moją żonę i moją córkę. Dziękuję bardzo wszystkim kibicom za gorące wsparcie. 30 dni przed imprezą zrobiłem około 70 treningów, 2,5 treningu dziennie. Dałem z siebie wszystko i mam nadzieję, że wybaczycie mi, że nie dowiozłem tego trzeciego miejsca. Obiecuję, że za dwa lata sie poprawię w Hiszpanii i jakiś medal Polska będzie miała”  - na super gorąco zaraz za linią mety powiedział Andrzej. Zazdrościmy mu, że po tak ciężkim biegu, umorusany od błota, potrafił się rzeczowo i składnie wypowiedzieć! Naprawdę doceniamy.

Rafał Matuszczak - foto: UltraZajonc / Kingrunner ULTRA

Rafał Matuszczak na biegu kwalifikującym na MŚ prowadził przez praktycznie całą trasę i dopiero na końcówce dał się wyprzedzić Andrzejowi Witkowi. Zastanawialiśmy się, czy jego ranking ITRA dobrze odzwierciedla umiejętności Rafała. Zanim dzisiejszy bieg rozpoczął się na dobre, Rafał zaliczył dwa bardzo bolesne upadki w błocie na pierwszym zbiegu. Oberwało biodro i kolano. Przez kolejne ponad 30 kilometrów biegł z bólem, lecz mimo to piął się w tabeli. Z 35. miejsca wskoczył na 27, a na metę wpadł jako 23. zawodnik i od razu ruszył do punktu medycznego, by przemyć ubłocone rany. Ale jak później przyznał, to na szczęście nic poważnego!

“Jeśli o mnie chodzi, to zdecydowanie druga część biegu. Rozpocząłem asekuracyjnie, chociaż nie czułem się, jakbym tak wystartował (śmiech). Dopiero gdzieś w połowie biegu puściło, poczułem się lepiej. Miałem dzisiaj pięć godzin bólu. Dwie gleby, więc jak nie bolało biodro czy kolano, to podbieg był ciężki, ale starałem się o tym nie myśleć, bo dostałem informacje, że super nam idzie drużynowo, więc dawałem z siebie wszystko, by dowieźć to miejsce” - nagrał na swoim instagramie Rafał.

Michał Rajca - foto: UltraZajonc / Kingrunner ULTRA

Wczoraj pisaliśm, że występ Michała Rajcy był zagrożony przez podkręconą kostkę na ostatnim rozruchu przed dzisiejszym startem. Michał założył numer i zaczął mocno zachowawczo. Po 10 kilometrach biegł na 66. miejscu i można powiedzieć, że wtedy dopiero się rozgrzał. Przez kolejne pomiary czasu piął się w górę tabeli, był 54., 49., 30. Kiedy zastanawialiśmy się, czy z jego chipem nie odleciał dron, on na punkt żywieniowy na 35. kilometrze wbiegł jako… 16. zawodnik imprezy. Do końca podbiegu wyprzedził jeszcze dwóch zawodników i nastąpiło najgorsze - zbiegając do mety ponownie podkręcił kostkę i musiał odpuścić dalszą rywalizację. Metę przekroczył na 24. miejscu. Był wściekły na zły los, rzucił flaskiem o ziemię. Widać, że gdyby zdrowie dopisało, to czternaste miejsce na szczycie nie byłoby ostateczne. Wyobraźcie to sobie, na trzydziestu kilometrach wyprzedzić ponad pięćdziesięciu zawodników. Nie na biegu w Górach Świętokrzyskich, ale na mistrzostwach świata.

 

Krzysztof Bodurka - foto: UltraZajonc / Kingrunner ULTRA

Świetnie gonił też Krzysiek Bodurka. Na dziesiątym kilometrze był z tyłu, gdzieś w siódmej dziesiątce biegu, ale pomimo fatalnego samopoczucia walczył i wyprzedzał kolejnych zawodników. Świetny był to bieg dla nas, dla kibiców, kiedy wszyscy zawodnicy systematycznie wyprzedzali kolejnych zawodników i wskakiwali na coraz to wyższe lokaty. Krzysiek ostatecznie przybiegł na metę jako 31. Wyglądał na potwornie przeoranego przez Alpy Sztubajskie.

“Nie jestem zadowolony. Nie czułem się dobrze, męczyłem, męczyłem i… no męczyłem. Dobrze, że w ogóle dobiegłem. Nie potrafię odpuścić” - wydusił na mecie Krzysiek.

Dzięki takiej postawie nasi zawodnicy przybiegli jako czwarta drużyna mistrzostw. Przed nami byli tylko Brytyjczycy, Włosi i Francuzi, a wyprzedziliśmy takie kraje jak Norwegia, Hiszpania czy USA.

Clementine GEOFFRAY (FRA) - foto: WMTRC 2023 / Roast Media

O tej samej godzinie i w tej samej formie wyruszył też wyścig kobiet. Przez ponad 38 kilometrów świetnie radziła sobie Szwajcarka Judith Wyder. Kiedy wydawało się, że to będzie jej wyścig od startu do mety, na ostatnim zbiegu dopadła ją Francuzka Clementine Geoffrey i nie dała sobie wydrzeć złotego medalu. Szwajcarka przybiegła na drugiej pozycji, a “pudło zamknęła” Szwajcarka Theresa Leboeuf. Warto wymienić jeszcze jedną zawodniczkę, Niemkę Laurę Hottenrott, która do 26 kilometra miała podium, a dzień wcześniej ukończyła vertical na pechowej, czwartej pozycji, tracąc medal o 30 sekund. Niestety to było chyba za wiele i Niemka ostatecznie musiała zejść z trasy na ostatnim punkcie żywieniowym.

Jedyną Polką w tym zestawieniu była Martyna Młynarczyk. Wystartowała nieźle, była w trzydziestce, ale później dziwnie zniknęła z tabeli wyników. Podejrzewaliśmy problemy z chipem, bo notorycznie niektórzy zawodnicy przestawali się aktualizować. Martyna pojawiła się na wynikach półtorej godziny później w okolicach setnego miejsca. Znów zniknęła i powtórnie pojawiła na tablicy wyników na drugim punkcie żywieniowym, na 38 kilometrze. Poprzednie dwadzieścia kilometrów… szła. Nie doznała kontuzji, po prostu czuła totalną niemoc. Mentalnie i fizycznie. Nie chciała jednak zejść z trasy, więc przeszła 20 kilometrów i chciała dojść do mety. Trener Andrzej Orłowski wyszedł z namiotu supportowego i bił jej wzruszony brawo za ambicję i piękną postawę. Martyna pewnie doszłaby do mety, ale warunki pogodowe tak bardzo się pogorszyły na wysokości 2400 metrów n.p.m., że organizatorzy zdecydowali się na przerwanie wyścigu ze względu na potencjalne zagrożenie dla zawodników.

Pełne wyniki wraz z czasami

Dzisiejsze historie naszych zawodników pokazały, jak nie tylko duże umiejętności, ale przede wszystkim ambicja i wola walki w nich tkwi. Charakter, czyli coś, bez czego nie można uprawiać sportu na wysokim poziomie. Jednak do w pełni radosnego zakończenia potrzeba jeszcze szczęścia. Dzisiaj niektórym naszym zawodnikom tego zabrakło. Dziękujemy za ten bieg i emocje, których nam dostarczyliście.

Podziękowania dla całej ekipy - zawodnicy, którzy wczoraj startowali w verticalu, dzisiaj supportowali kolegów podczas Short Traila. Ci, którzy jutro strartują, żywo dopingowali przed ekranami. Trener Andrzej Orłowski wraz z Hubertem Trochimowiczem byli na drugim punkcie żywieniowym, a sam Hubert później dołożył wszelkich starań, by obici Rafał Matuszczyk i Michał Rajca otrzymali najlepszą pomoc medyczną! Dzięki!

Jutro o 6:30 startuje Long Trail. Zapowiedź tu!