Agnieszka Windak: Jeśli chodzi o biegi górskie, można powiedzieć, że jesteś świeżakiem. W sportach wytrzymałościowych masz już jednak niemałe doświadczenie. Jak to wszystko się zaczęło?
Marcel Fabian: Od kolarstwa szosowego, ok. 2010 r. Zacząłem jako dzieciak, więc miałem do przejścia wszystkie szczeble kariery juniorskiej. Gdy teraz o tym myślę, widzę, jak ciężki był to sport. Mnóstwo długich i wykańczających treningów, zwykle ok. 20 godzin tygodniowo.
Dwadzieścia godzin brzmi już mocno profesjonalnie.
Mój rekord to chyba czterdzieści kilka… Trenowałem bardzo ciężko m.in. dlatego, że marzyłem, aby zostać profesjonalnym sportowcem. Przez 10 lat próbowałem swoich sił w kolarstwie szosowym, ale mi się nie udało. W Polsce było mało klubów zawodowych, szukałem zagranicą, ale bezskutecznie. Był to sport drogi, kontuzjogenny, nie widziałem światełka w tunelu, kariera naturalnie wygasła.
I padło na OCR. Niezły przeskok.
Przyciągnęło mnie połączenie wytrzymałości z siłą. Pierwszy raz wystartowałem w 2017 r., ścigałem się jeszcze wtedy regularnie na rowerze, więc był to najpierw taki pojedynczy występ. OCR było znane najbardziej za sprawą Runmageddonu i tam był też mój debiut. Pierwszy sezon, w którym zabrałem się za treningi na poważnie, to był rok 2019. Wspominam to jako ciężki czas ‒ mimo że objętość treningowa była spora, na zawodach nie szło tak jakbym sobie tego życzył. Dopiero w drugim sezonie coś zaskoczyło i uznałem, że to jest coś, co chcę robić.
A trail? Znudziły Ci się przeszkody?
Ciężko powiedzieć, że mi się znudziły. Liczyłem na większy rozwój i profesjonalizację tego sportu, a wydaje się, że on osiągnął już swój sufit. Globalnie jest tak naprawdę tylko jedna znana marka ‒ Spartan. Tam właśnie mam starty w tym roku, na mistrzostwach Europy i świata. Zmiana na trail przyszła trochę z automatu. Zawsze preferowałem wybiegania w górach niż ciężkie i trochę monotonne treningi na przeszkodach. Wszystkie sporty, które uprawiałem, łączy aspekt wytrzymałościowy ‒ baza, którą wyrobiłem na rowerze, dała mi sporą przewagę i w OCR, i biegach górskich. Jeśli miałbym wybierać jedną dyscyplinę, to trail zdecydowanie wygrywa.
Dużo mówisz o tej profesjonalizacji, myślę, że w trailu masz jeszcze spore szanse być w elicie. Masz przecież dopiero 26 lat, prawda?
Dokładnie, jednak jak spojrzymy na lekkoatletykę, to ludzie w szczycie formy są raczej do 30. roku życia. Może w trailu wygląda to trochę inaczej, w końcu widuje się sporo starszych zawodników. Zobaczymy, czy będzie mi się jeszcze chciało trenować i rywalizować za kilka sezonów. Trenuję już ponad 15 lat, praktycznie cały czas wyczynowo, więc może pojawi się po prostu zmęczenie materiału.
A w górach Ci się nie nudzi? Czasem trzeba przeskoczyć przez jakąś kłodę albo powspinać się po skale. Lubisz przeszkody?
Właśnie w OCR te przeszkody są problemem, bo na zawodach ‒ poza cyklem Spartan ‒ nie ma standaryzacji. Na każdym starcie możesz spotkać inne przeszkody. Niedawno zmienione zostały zasady, trzy błędy na całym torze (a tylko jeden dopuszczalny na pojedynczej przeszkodzie) i jesteś zdyskwalifikowany. Jeśli chcesz to robić na wysokim poziomie, to tego treningu specyficznego musi być bardzo dużo. Żeby połączyć to jeszcze z biegami górskimi, musiałbym rzucić pracę i cały czas trenować. Zawsze jednak to bieganie było u mnie na pierwszym miejscu. A góry uwielbiam i nigdy mi się nie nudzą, a naturalne przeszkody spotykane na trasach są tylko pięknymi smaczkami w całym tym bieganiu.
Co dały Ci OCR pod biegi górskie?
Przede wszystkim taką ogólną sprawność i siłę. W OCR trzeba rozwijać całe ciało i myślę, że zaprocentowało to u mnie na zbiegach. Im bardziej technicznie, tym lepiej dla mnie, tam czuję się najlepiej i zyskuję największą przewagę. Głowa też dobrze pracuje, nie mam żadnego strachu, że coś sobie zrobię. Druga rzecz to też ogólne czucie własnego ciała, to też w górach jest bardzo istotne. Na mistrzostwach Europy wszyscy byli zaskoczeni ilością błota, a ja się tam czułem świetnie. Dzięki biegom przeszkodowym jestem też przyzwyczajony do trudnych warunków.
Błoto to chyba stały towarzysz biegów przeszkodowych, przynajmniej z tego, co widać czasem na filmach i w social mediach.
Zwykle faktycznie jest go sporo, chociaż zawodnicy elity nie bardzo to lubią. Częściej te przeszkody, na których trzeba się przeprawić się przez dużą ilość błota, zarezerwowane są na biegi amatorskie. Przez pierwsze kilka startów jest ciekawie, można się ubrudzić, ale jak to robisz pięćdziesiąty czy setny raz to, zaczynasz się irytować. Wiadomo, że błoto jest jednak nieodłącznym elementem większości torów, więc na pewno jestem do niego przyzwyczajony.
Twój symbol ‒ rękawiczki budowlane. Skąd ten pomysł i co dają Ci w biegach górskich?
Pomysł naturalnie zaczerpnięty z OCR. Pomagają, gdy ma się odciski albo pada deszcz, wtedy dłonie mniej ślizgają się na przeszkodach. Są niesamowite w swojej prostocie, kosztują 5, czasem 10 złotych ‒ już takie bardziej premium. Świetnie sprawdziły mi się na mistrzostwach Polski, gdzie temperatura nie przekraczała 10 stopni. Używam ich jako pierwszej warstwy, a jeśli potrzeba mogę nałożyć drugi, grubszy model. Są leciutkie, a jeśli gdzieś się zgubią, to po prostu nie jest mi ich szkoda. Polecam tylko brać rozmiar mniejszy, żeby nie było luzu i żeby lepiej przylegały!
Dzięki za protip! Po mistrzostwach Polski na Wielkiej Prehybie zyskałeś sporą rozpoznawalność. Spodziewałeś się takiego wyniku czy było to lekkie zaskoczenie?
Na treningach widziałem, że forma jest dobra, ale nie wiedziałem, jak pobiegnie reszta rywali. W Szczawnicy pojawiło się sporo mocnych nazwisk. Planowałem bić się o medal i wszystko poszło zgodnie z przewidywaniami. Przez chwilę myślałem nawet, że uda się nawiązać walkę o drugie miejsce. Wiedziałem, że Rafał jest poza zasięgiem, niestety Dawid też okazał się być w innej lidze… (śmiech) Odskoczyli mi już na pierwszym podbiegu, natomiast za mną dość blisko byli kolejni zawodnicy. Na szczęście udało się dowieźć to trzecie miejsce do mety.
Poziom był konkretny w tym roku, wiem, że sporo osób spóźniło się na finisz Rafała, bo mało kto spodziewał się tak dobrego czasu.
Na pewno sporo pomogła pogoda, warunki były idealne do biegania. Ja celowałem w 3:30, a przybiegłem w 3:26, więc było to pozytywne zaskoczenie. Natomiast czas Rafała... Musiałem sprawdzić, czy trasa nie różni się względem zeszłorocznej, bo ciężko mi było uwierzyć w taki wynik. Więc tak, poziom w tym roku był serio niezły.
Jak czułeś się w Annecy wśród światowej elity, tylu znanych nazwisk?
Żeby było zabawnie, mistrzostwa Europy to był mój pierwszy start biegowy zagranicą. Atmosfera w kadrze była niesamowita, byliśmy jedną drużyną, jednym organizmem. Te wielkie nazwiska, o które pytasz, należą do normalnych ludzi. Wszystkim tak samo mocno zależy na dobrym wyniku. Skupienie naszej drużyny było niesamowite, pięknie było zobaczyć coś takiego od środka. Świetnie się przez ten czas bawiłem.
Nie biegłeś też sam dla siebie, ale dla całego teamu. Jak biegło się z orzełkiem na piersi, wiedząc, że nie możesz zawieść nie tylko kolegów z teamu, ale i kibiców?
Nie mówiłem też tego wcześniej publicznie, ale po MP zmagałem się z kontuzją, miałem rozwaloną czwórkę i jeszcze trzy tygodnie przed startem nie byłem w stanie normalnie biegać. Trenowałem głównie na rowerze i robiąc podbiegi, mocnych jednostek zrobiłem może pięć. Był więc lekki stres, czy noga wytrzyma start w Annecy. Widać zresztą na filmach, że końcówkę to już tak lekko kuśtykałem. Na pewno pomogły i adrenalina, i motywacja, że właśnie nie biegnę tylko dla siebie. Byłem mocno skupiony na celu, starałem się wykonać swoją robotę i nie myśleć o tym, czy i kogo mogę zawieść. Mieliśmy z chłopakami nadzieję, że jak każdy pobiegnie na miarę własnych możliwości, to mamy szanse drużynowo na trzecie miejsce. Było tyle mocnych zespołów, że to srebro nawet nie przeszło nam przez myśl. To było bardzo pozytywne zaskoczenie. Mam mocno wryty w pamięć moment, gdy zdałem sobie sprawę, że lecimy na medal. Pomyślałem, że jak każdy z nas da z siebie wszystko, zdobędziemy go. Wierzyłem w zespół i zespół wierzył też we mnie, bo każdy podszedł do tego biegu dokładnie tak samo. Cenny jest to zatem medal dla mnie nie tylko z tego powodu, że pierwszy seniorski dla polskiego trailu, ale powiem nieskromnie ‒ z piękną notą za styl całego zespołu.
Te mistrzostwa to był najdłuższy dystans, jaki biegłeś w górach?
Najdłuższy. Zmęczenie mięśniowe było jednak podobne jak na Wielkiej Prehybie, spodziewałem się, że będzie gorzej. Planowałem biec tam trochę powyżej progu tlenowego, jednak narzucone tempo było tak szalone, że praktycznie każdy podbieg byłem mocno powyżej założeń. Trochę jakby miał być to bieg dwu-, a nie pięciogodzinny.
To jakie miałeś średnie tętno?
Wyszło 159 uderzeń. Dla porównania w Szczawnicy podczas dwa razy krótszego wysiłku to tętno wynosiło 160. Bardzo spodobał mi się ten dystans. 58 km to jest długo, ale nie jest to też jeszcze takie typowe ultra. Czas trwania wymusza przemyślenie taktyki i rozłożenie sił, trzeba podejść do startu od strony logistycznej, a z drugiej strony możesz cały czas biec na dość wysokim tętnie.
Spodobało Ci się na tyle, że celujesz od razu w dłuższe biegi?
No właśnie nie. To znaczy, tak, spodobało mi się, ale cele na ten rok mam akurat trochę krótsze. Interesuje mnie seria Golden Trail National. Chcę zrobić dwa starty: Golden Trail w Lądku Zdroju (33 km) i Jesenicky Maraton (42 km). To są bardzo szybkie trasy, do ok. trzech godzin. Finał, jeśli się uda, na Tatra SkyMarathon (28 km), więc będą to zgoła inne wysiłki niż w Annecy.
Wiem, że od jakiegoś czasu masz trenera. Widzisz sporą różnicę w trenowaniu samodzielnie, a pod okiem specjalisty?
Od około roku trenuje mnie Grzegorz Szczechla, znamy się z OCR. Bardzo dużo się ze sobą ścigaliśmy. Jest świetnym specjalistą jeśli chodzi o trening, jednak prowadzi głównie swoich przyjaciół i znajomych, no i samego siebie. Widzę ogromny progres, od kiedy zaczęliśmy współpracować. Wydawało mi się, że wcześniej trenowałem ciężko, ale jednak bardzo się myliłem. (śmiech) Teraz mam więcej objętości i jednostek na wyższych prędkościach, ale co ważne, jest to wszystko bardziej przemyślane. Będąc własnym trenerem, można jednak nie zauważyć wielu istotnych detali.
Po zerknięciu na Twoją Stravę mogę potwierdzić, że są to spore objętości. Rzadko można zobaczyć trening poniżej 20 km, najczęściej po górach. Łączysz bieganie z treningiem siłowym? Takie objętości wielu biegaczy doprowadziły do kontuzji.
W sezonie zimowym, gdzie tej objętości było najwięcej, faktycznie dość sporo było biegania. Robiłem zwykle cztery treningi w tygodniu, z czego dwa to były przykładowo wybiegania po 40 km po górach. Sumarycznie ok. 120 km w tygodniu. Do tego jeden trening siłowy, ale zwykle z mniejszym ciężarem, a większą liczbą powtórzeń. Jeszcze nie miałem żadnej poważnej kontuzji. Oczywiście, pojawiają się jakieś drobne przeciążeniowe, ale nie wiem, czy można tego uniknąć przy mocnym trenowaniu.
Widuję też czasem jednostki wykonane na rowerze ‒ to u Ciebie norma czy modyfikacja treningowa?
Właśnie przez ten uraz po MP musieliśmy się trochę przeprosić. Przez te wszystkie lata treningu kolarskiego miałem spore przesycenie. Teraz odkrywam na nowo, że jazda na rowerze może być przyjemna. Na mistrzostwach Europy ten trening na dwóch kółkach oddał, czułem znaczny progres na podbiegach. Wydaje mi się, że trening na szosie bardzo dobrze rozwija siłę mięśniową, która przydaje nam się później w górach. Prawdopodobnie rower zagości w moim planie treningowym na stałe, raz w tygodniu na podtrzymanie.
Czyli przed kontuzją w ogóle nie miałeś go w planie?
Przez zimę jeździłem może trzy razy, ale tylko w ramach regeneracji. Jakoś ciężko mi było się przełamać. Rower jest dość monotonny w porównaniu z trailem.
Tak intensywny plan treningowy, jaki wykonujesz, wymaga sporo zaangażowania i poświęceń od zawodnika. Myślisz, że masz w sobie jakąś konkretną cechę, dzięki której jesteś w stanie tak ciężko pracować?
Te jednostki, które robię teraz, w porównaniu do treningu kolarskiego za dzieciaka wydają mi się śmiesznie łatwe i lekkie. Nie mam problemu z realizowaniem założonego planu, nawet tych gorszych jednostek. Choć nie powiem, teraz nudy nie ma. Gdyby nie to, że moje ciało nie jest jeszcze tak dobrze zaadaptowane do biegania i te mikrourazy wciąż się pojawiają, to bardzo chętnie zwiększyłbym jeszcze objętość.
Z perspektywy amatora te treningi zdecydowanie są ciężkie! Może to właśnie przez Twoją sympatię do biegów górskich i doświadczenia z treningiem rowerowym tak łatwo Ci przychodzą.
Zdecydowanie, gdybym miał biegać po asfalcie, a nie po górach, to w życiu bym nie był w stanie tych wszystkich jednostek wykonywać. W górach cały czas coś się dzieje, nawet jak ten trening jest ciężki, to jest bardzo przyjemny. Jeśli podbieg jest mocny, to później odpoczywam na zbiegu itd.
Jak Ci się udaje połączenie treningu z pracą? Myślałeś o rezygnacji z pracy czy wydaje Ci się, że nawet na elitarnym poziomie można łączyć te dwie rzeczy?
Mam całkiem dobrą pracę i nie wydaje mi się, żebym chciał z niej w najbliższej przyszłości rezygnować. Myślę, że da się to ze sobą połączyć, szczególnie jak jest to praca przy komputerze tak jak w moim przypadku. Dwa dni w tygodniu mogę pracować z domu, więc mam wtedy większą elastyczność. Mogę zrobić jednostkę w trakcie dnia i wrócić przed ekran wieczorem.
Można też zrobić pranie w trakcie pracy, chwilę się zdrzemnąć ‒ jak to na zdalnym, ale o tym głośno nie mówimy. Ostatnio słuchałam podcastu z Rafałem Matuszczakiem i byłam bardzo zaskoczona, że ma normalną pracę! Myślałam, że przy wykręcaniu takich czasów to już 100% życia jest w tym treningu.
Myślę, że jeszcze kilka lat i Rafał będzie w czołówce światowej. Jak na niego patrzyłem na ME, widziałem taką lekkość w bieganiu, coś pięknego. Świetny przykład, że można połączyć te dwie rzeczy.
I jemu, i nam życzę, żeby dotarł do poziomu światowej elity. Wracając do Ciebie: plany startowe na ten rok, może już coś planowałeś na przyszły?
Zobaczymy, jak pójdzie seria Golden Trail National. Żeby jechać na finał światowy, trzeba być w top 2, a to może być twardy orzech do zgryzienia. Pierwsze miejsce jest poza zasięgiem ‒ będzie to Rafał. (śmiech) O drugie trzeba się bić jeszcze z innymi narodami. Trasy tych biegów są dość krótkie i szybkie, a nie jest to dla mnie dobra wiadomość. Póki co skupiam się na tych trzech startach (DFBG, Jasienicky, Tatra SkyMarathon), a jeśli nie załapię się na finał, to zostają mi trzy imprezy mistrzowskie w Spartanie. O przyszłym roku jeszcze nie myślałem. Czekam na informacje odnośnie do sposobu kwalifikacji na Mistrzostwa Świata w Biegach Górskich w Hiszpanii w Pirenejach. Trasa powinna być bardzo techniczna, co powinno mi sprzyjać i chciałbym tam powalczyć o jak najlepszy wynik. Wcześniej jednak trzeba się zakwalifikować do kadry. To mój priorytet.
Pytanie bonusowe, specjalnie dla czytelników Kingrunner ULTRA. Coś, czego nikt o Tobie nie wie, może jakieś ulubione jedzenie, rytuały przedstartowe?
Mam coś takiego, mało osób o tym wie, a jak wie, to bardzo się dziwi. (śmiech) Mój ulubiony posiłek przedstartowy to są cztery batony, zazwyczaj snickersy. Tak mi się po nich dobrze biega, żadnych problemów żołądkowych, mnóstwo energii. Najlepsze są te podwójne, jest po nich taka moc! (śmiech) (Przed startem na MŚ jako ładowanie węglowodanowe Marcel wybrał pizzę cztery sery ‒ przyp. red. To też było dla nas dietetycznym odkryciem).
To chyba z żadnym dietetykiem nie współpracujesz? (śmiech)
Oj, zdecydowanie nie, za dużo tych słodyczy w mojej diecie. Muszę nad tym trochę popracować, ale póki co wszystko mi się sprawdza.
Ja Cię akurat w tym temacie bardzo dobrze rozumiem, ale z tymi przedstartowymi batonami to mnie zaskoczyłeś! Może jakbyś zjadł przed Prehybą pięć, to byś mógł powalczyć z Dawidem?
Właśnie mi uświadomiłaś, że ja ich przed starem w Szczawnicy nie zjadłem! Zjadłem płatki ryżowe, może to był błąd. Ale przed mistrzostwami Europy zjadłem już klasycznie cztery batony, niestety nie snickersy. (Musiał jeść je w ukryciu, bo na kolację Marcel wybrał pizzę. Zgadzała się jednak liczba cztery ‒ cztery sery. ‒ przyp. red.).
Może trzeba wypróbować taką taktykę przed kolejnym startem.
Na własne ryzyko!
A może Ty się boisz dietetyka, bo gdybyś wdrożył jego zalecenia, może dziecięce marzenie o byciu zawodowcem spełniłoby się, tyle że w trailu? Pomyśl o tym. Tymczasem ślicznie dziękuję bardzo za rozmowę i życzę powodzenia na kolejnych startach!