MR: Kuba, klamka zapadła, Biegi w Szczawnicy przeniesione na połowę listopada. Rozmawiamy w czasach epidemii, która wciąż się rozrasta. Terminy przełożone, teraz chwila oddechu, czy dopiero teraz zaczęła się prawdziwa orka?
Rozmawiał: Marcin Rosłoń
Zdjęcia: Piotr Dymys, Pietruszka Fotografia, Karolina Krawczyk, Adventura Globe
Kuba Wolski: Właściwie epidemia zaczęła się rozwijać wtedy, gdy zazwyczaj mamy najwięcej pracy, więc stanęliśmy trochę w rozkroku, zastanawiając się, co dalej robić. Każdy krok do przodu i potwierdzenie kolejnego zamówienia byłby nierozważny, więc w pewnym momencie stanęła niemal cała praca, a zaczęliśmy się spotykać i robić wideokonferencje, na których rozważaliśmy dalsze scenariusze. Pojawił się ogromny stres, niepewność i długie oczekiwanie. Potem nieco więcej pracy, żeby przygotować cały proces zmiany terminu komunikacyjnie i organizacyjnie, a w kolejnych miesiącach na pewno pracy przy Biegach w Szczawnicy będzie mniej i zajmiemy się innymi projektami.
Marcin Rosłoń: Często mówimy przy jakimś niepowodzeniu, odwołanym wydarzeniu „siła wyższa”. Ale zazwyczaj z innej perspektywy, bo uczestnika, czasem tłumacząc w ten sposób niepomyślny splot zdarzeń albo nawet nasze niepowodzenie, np. kontuzję. Ja to wygląda teraz w obliczu epidemii koronawirusa z Twojego punktu widzenia jako organizatora?
KW: Myślę, że o sile wyższej możemy mówić, gdy na coś nie mamy wpływu. Z perspektywy zawodnika mogę powiedzieć, że jednak na większość rzeczy mamy wpływ. Może nie zawsze to widzimy, bo brakuje nam wiedzy, doświadczenia czy świadomości różnych procesów. Przykład kontuzji – każda z czegoś wynika – zbyt dużych obciążeń, pozornego braku czasu na regenerację, zaniedbań w ćwiczeniach ogólnorozwojowych – przyczyny można mnożyć. Jeśli spojrzymy na to obiektywnie, to okaże się, że kontuzja jednak nie jest siłą wyższą, a pochodną naszych błędów i zaniedbań. Podobnie z innymi rzeczami – treningiem, odżywianiem, doborem sprzętu, przygotowaniem się adekwatnie do warunków itd. Nie mamy wpływu na innych zawodników, ale elementy swojego przygotowania raczej możemy kontrolować.
Z perspektywy organizatora na pewno jest trudniej, bo zmiennych jest więcej, procesy są bardziej złożone, a ewentualne błędy mają większe konsekwencje. Właściwie przy każdej edycji Biegów w Szczawnicy z czymś się mierzyliśmy – a to z dużym opadem śniegu, a to z halnym łamiącym drzewa, a to z innymi rzeczami, które dzisiaj można uznać za drobniutkie wyboje na drodze. Jednak na to wszystko można było znaleźć odpowiedź, czasem wymagającą zorganizowanej pomocy, dodatkowych sił i środków, ale jednak pozwalającą znaleźć rozwiązanie. W sytuacji epidemii jest inaczej. Gra toczy się przy innych stolikach, więc twoje karty nie mają znaczenia. Podobnie jak tysiące innych osób z branży turystycznej, eventowej czy usługowej musimy poczekać aż kasyno łaskawie uruchomi grę przy naszych stolikach.
MR: Czy jako czynnemu zawodnikowi, dziennikarzowi biegowemu, teraz organizatorowi łatwiej Ci wejść w skórę zawiedzionych uczestników Biegów w Szczawnicy? Czy tutaj trzeba myśleć innymi kategoriami? Jak jest po drugiej stronie barykady?
KW: Mój kolega niedawno pod postem dotyczącym odwołania jednej z imprez triatlonowych napisał żartobliwie, że żąda zorganizowania imprezy, bo umówił się już z kolegami. Rozbawiło mnie to, bo ten komentarz był tak bardzo prawdziwy. Każdy z nas jest zawiedziony i w tym kontekście nie ma żadnej barykady, po której dwóch stronach można by stać. Każdy już się gdzieś z kimś umówił, chciałby gdzieś pojechać, spotkać znajomych, wystartować, zorganizować, poczuć te emocje. Tak jak biegacz przez pół roku trenuje, żeby dać z siebie wszystko w dniu eventu, tak samo organizator przez pół roku pracuje, żeby w ten jeden dzień pokazać co przygotował. A to wszystko prysło. Na pewno łatwiej mi wejść w skórę potencjalnego uczestnika BWS, bo od około 12 lat aktywnie funkcjonuję w tym świecie po każdej możliwej stronie. A to się bardzo mocno przekłada na nasze organizacyjne decyzje na co dzień.
MR: Zawodnicy niezbyt często czytają regulaminy? To, co się dzieje teraz w Polsce i na świecie, jest również impulsem do wprowadzenia stosownych zapisów w nowych regulaminach w kwestii przełożenia imprezy z powodu „siły wyższej” z dokładnymi wytycznymi co do podziału opłaty startowej?
KW: Regulamin jest najważniejszym elementem każdego wydarzenia. Często traktuje się go po macoszemu, ale zazwyczaj tylko do momentu, w którym trzeba rozstrzygnąć jakąś kwestię sporną i wtedy zdajemy sobie sprawę z jego wagi. I wtedy regulamin przeczyta każdy. Nie da się w regulaminie zawrzeć wszystkiego, ale w takich sytuacjach jak ta epidemia możemy lepiej zrozumieć, dlaczego np. umowy bankowe są tak długie, a regulaminy małych eventów tak krótkie. Po prostu skala doświadczenia osób piszących dany regulamin i umiejętność wyobrażenia sobie potencjalnych problemów i zagrożeń jest zupełnie inna. Ale tutaj problem jest jeszcze gdzie indziej – zawsze może pojawić się sytuacja, która nie będzie opisana w regulaminie. Wtedy powinniśmy się odwołać do ogólnych przepisów w danym kraju. Niestety w Polsce brakuje klarownych zapisów, co w takich sytuacjach robić. Ten sam kodeks cywilny w różnych punktach mówi jednocześnie o konieczności zwrotu uczestnikom opłat w całości i możliwości ich rozliczenia zgodnie z poniesionymi kosztami. W zależności od tego, kto czyta i dokąd chce doczytać, może się powołać na jeden zapis i udać, że nie widzi drugiego, albo odwrotnie. To zależy od interpretacji. A dodatkowo ktoś mógłby powiedzieć, że opisanie tego dokładnie w regulaminie wydarzenia byłoby niezgodne ze stanowiskiem UOKiK. Więc pewnie tak będzie – pojawią się nowe zapisy w regulaminach, ale to nie rozwiąże tematu, dopóki nie zmienią się przepisy ogólne.
Podobnie jest z przepisami dotyczącymi imprez masowych – jedni prawnicy powiedzą, że jak impreza ma więcej niż 1000 uczestników, to już jest masowa, a inni, że nie, bo teren imprezy musi być zamknięty, a podczas biegu wszystko jest otwarte. Podciąga się to więc pod ustawę o ruchu drogowym i wykorzystanie dróg w sposób szczególny. Ale pojawia się problem, gdy np. podczas biegu ktoś umiera na trasie, bo stajemy przed pytaniem – czy impreza została zabezpieczona zgodnie z przepisami, czy była wystarczająca liczba służb medycznych? Tylko czy teraz mamy to ocenić na podstawie ustawy o imprezach masowych czy na podstawie ustawy o ruchu drogowym?
Świat poszedł do przodu, a przepisy zostały w czasach, gdy dużymi imprezami były tylko mecze piłki nożnej i koncerty. Trzeba je po prostu odświeżyć i rozwiać niejasności.
MR: Uczestnikom czasami ciężko spojrzeć poza czubek własnego nosa, bo sam przyjazd na zawody ultra w górach dla osób z innych rejonów Polski to już spore logistyczne i sportowe wyzwanie. Do tego dochodzi rozczarowanie, bo przecież góry, ultra, widoki, przygotowania, fart w losowaniu. Czy możesz pokrótce wyjaśnić, z czym przyszło się Tobie jako organizatorowi mierzyć w ostatnich tygodniach? Jakieś podpowiedzi dla innych organizatorów, którzy wciąż planują zawody w najbliższych miesiącach?
KW: Z tego, co widzę na przykładzie wydarzeń zagranicznych, to komunikacja jest prostsza niż u nas. Odwołujemy wydarzenie, uczestnicy mają do wyboru: albo start w 2021 roku, albo zwrot 50% opłaty startowej. Uważam, że jest to rozwiązanie fair dla obu stron. Jestem po jego jednej stronie, jako uczestnik odwołanego Lavaredo i po drugiej jako organizator BWS, gdzie zaproponowaliśmy 60% zwrotu. W najtrudniejszej sytuacji na pewno znalazły się imprezy, które miały odbyć się w drugiej połowie marca, bo już było za późno na wstrzymanie ponoszonych kosztów, co stawia organizatora w bardzo trudnym położeniu, bo nie jest w stanie zwrócić prawie nic, a dodatkowo krótko przed zawodami uczestnikom może nie udać się zmienić rezerwacji noclegu. I taka sytuacja jest bardzo słaba, więc gdybym miał udzielić jednej rady, to takiej, żeby podejmować decyzję o zmianie terminu czy odwołaniu w tym roku wydarzenia przynajmniej miesiąc wcześniej, co pozwala organizatorowi ograniczyć koszty produkcji materiałów, a uczestnikom – koszty niewykorzystanych noclegów. Imprezy marcowe dodatkowo z tą zmianą musiały zmierzyć się jako pierwsze i to w sytuacji, kiedy epidemia nie była rozwinięta, więc reakcje były bardzo różne. Teraz już nikogo nie dziwi, że coś się nie odbędzie. Prędzej będziemy zaskoczeni, gdy w końcu jakiś event dojdzie do skutku, czego wszystkim życzę.
MR: Bieganie to najważniejsza z najmniej ważnych rzeczy w naszym życiu amatorów. A dla Ciebie jako organizatora?
KW: Dla mnie najważniejszy jest balans pomiędzy pracą i pozostałą częścią życia. Staram się jednak realizować różne projekty, żeby nie wszystko kręciło się wokół biegania. Bieganie jest jednym ze środków, które pozwalają ten balans zachować, chociaż nie zawsze. Czasem skupiam się stricte na treningu, przygotowując się do konkretnych zawodów i wtedy zdarza się, że bieganie jest nawet czynnikiem, który ten balans zaburza, gdy obciążenie jest duże. I wtedy odpoczynku dla głowy szukam gdzie indziej. A czasem, jak na przykład w marcu i kwietniu, gdy obciążenie pracą jest bardzo duże, to po prostu wychodzę pobiegać czy na rower i w ogóle nie traktuję tego jako trening, bo moja głowa nie udźwignęłaby już dodatkowego obciążenia. Wtedy godzinną przebieżkę traktuję jako formę relaksu. Więc ta szala waha się w różne strony, ale po różnych próbach już wiem, że nie mogę łączyć dużej ilości pracy z dużym obciążeniem treningowym, bo ta droga prowadzi donikąd. I dodatkowo dobrze jest mieć odskocznię i inne projekty, które są związane z czymś zupełnie innym niż bieganie.
MR: Jaki ma być listopad w Pieninach? Prognozy sprawdzone? To był po prostu jedyny sensowny termin na przełożenie zawodów?
KW: W ostatnich latach piękna jesień utrzymywała się praktycznie do końca listopada, więc jest duża szansa na dobre warunki, choć oczywiście dzień jest dużo krótszy, a to sporo zmienia. Termin listopadowy jest połączeniem wielu czynników: terminów innych dużych imprez, szansy na zakończenie epidemii i naszych innych zobowiązań.
MR: Jakieś zmiany w dystansach czy wszystko jeden do jednego przerzucone na 14 listopada?
KW: Uznaliśmy, że trudno oczekiwać od uczestników, że będą chcieli biec ten sam dystans późną jesienią, więc dołożyliśmy opcję zmian dystansów i dodatkowo jeszcze jedną trasę – liczącą około 32 km i +1500 metrów przewyższenia. Spodziewam się, że przy tak późnym terminie przerzedzą nam się dwa najdłuższe dystanse na korzyść tych krótszych, ale zobaczymy. Czas pokaże.