Stravart lub GPS drawing, rysunki GPS - pod takimi nazwami można znaleźć w Internecie dość osobliwą formę sztuki, która ściśle łączy się z ruchem, aktywnością fizyczną czy sportem. Za każdym razem, kiedy zegarek sportowy rejestruje Wasz ślad na zewnątrz, nieświadomie tworzycie obraz konceptualny. Czasami płótnem może być własny ogródek, dzielnica, a innym razem... cały kraj. Zapraszamy na wystawę!
Tekst ukazał się w Magazynie ULTRA #53, a w najbliższym numerze jego kontyunuacja!
Przez prawie dwieście dni na wodach południowego Atlantyku Reid Stowe skrupulatnie nawigował swoim szkunerem. Najpierw przepłynął główkę, następnie przez skorupę, aż dotarł do tylnych łap. Na ogonku zawrócił tak, by nie zniszczyć całego dzieła, które liczyło ponad 5,5 tysiąca mil morskich obwodu. „Odyseja Żółwia Morskiego” była symbolem, by życie brać powoli, ale konsekwentnie. I na stałe wpisała się do historii sztuki.
Pięć numerów temu (U#48) podpowiadaliśmy, jak urozmaicić swoje treningi czy wyjścia w naturę. Można tropić skarby, zbierać wirtualne kwadraty na mapach, gminy czy kolekcjonować już te rzeczywiste odznaki. Wchodzić na kolejne szczyty, aż nałożą „koronę”. Była jeszcze jedna propozycja, która wykracza znacznie poza czystą rozrywkę, a stała się sztuką. Jest to „rysowanie” po mapach i świecie, w internecie nazwane stravart lub GPS drawing.
Historia amerykańskiego artysty i żeglarza wydarzyła się w 1999 r. Reid podczas rejsów uprawiał sztukę konwencjonalną: w wolnych chwilach rysował i malował na zwykłym płótnie. Wcześniej zasłynął z rejsu, w którym wraz z inną grupą muzyków i performerów odwiedzał bazy na Antarktydzie, by dostarczyć ich załogom nieco rozrywki. Żółw z 200-dniowej podróży to jednak coś innego - to pierwszy tego typu przykład twórczości konceptualnej. Zasada mówi, że sam proces jej powstawania jest istotniejszy niż końcowe dzieło. Szczególnie że powstało w czasach, kiedy połączenie GPS było zarezerwowane dla tylko wybranych.
Czym?
Zanim wybierzemy się na wystawę tej wesołej twórczości, dwa słowa o narzędziach. Posługując się analogią do malarstwa, farbą będzie sygnał satelitarny ‒ jeden z wielu lub ich miks. Technologia GPS (Global Positioning System) została stworzona dla amerykańskiej armii w latach 70. ubiegłego wieku. Dopiero w 2000 r. w pełni uwolniono ją dla cywili. Wcześniej była dostępna dla wojska, lotnictwa oraz jednostek pływających. Wraz ze światowym rozwojem astronautyki i wysyłaniem na orbitę kolejnych satelit pojawiły się alternatywne systemy nawigacji satelitarnej: Galileo (Europa), GLONASS (Rosja), QZSS (Japonia ‒ choć ta sieć działa tylko na terenach Azji i Oceanii). Stąd te różne opcje wyboru w naszych zegarkach. No właśnie, te zaś są pędzlami. W zasadzie to każde urządzenie, które zawiera w sobie odbiornik, służy do malowania śladu. Oczywiście w obecnych czasach to standard, bo już nawet podstawowe modele sportowych zegarków mają tę funkcję, nie mówiąc o telefonach komórkowych.
U progu nowego tysiąclecia funkcje GPS nie były prozaicznymi dodatkami, tylko samodzielnymi urządzeniami. O ile firma Garmin powstała ponad dekadę wcześniej, to właśnie wtedy debiutował jeden z jej symboli, czyli nawigacja eTrex z ceną 149 dolarów (dla porównania: jajko kosztowało wtedy ok. 90 centów, a dzisiaj prawie 3 dolary ‒ przyp. red.). W rowerowym ultra jeszcze widuje się te komputerki przypięte do kierownicy, natomiast w bieganiu trailu nosi się już tylko zegarki. Pierwszy Forerunner liczący dystans po satelicie wyszedł w 2003 r. To ten podłużny model sygnowany numerem 101. To, jeśli chodzi o urządzenia, ale pozostaje jeszcze kwestia technologii. Uwolnienie sygnału GPS spodobało się tak bardzo artystom Jeremy’emu Woodowi oraz Hughowi Pryorowi, że napisali program, który transformował pliki gpx w linię, którą dało się nanieść na mapę czy zdjęcie.
Mając odpowiednie urządzenie, wystarczy zacząć przemierzać świat. Można to robić na wiele sposobów: biegiem, rowerem, samochodem, samolotami czy po morzach statkiem.
Co?
Tak jak w przypadku innych dziedzin z zakresu sztuki, rysowanie na mapach może ograniczyć tylko wyobraźnia. Przeglądając projekty artystów, ich wernisaże na kontach w social mediach czy różne galerie jak StravArt (www.strav.art), łatwo zobaczyć różne kategorie: są napisy, symbole i kształty, ludzkie podobizny lub komiksowe postaci. Zaskakująco dużo jest zwierząt oraz oczywiście pewnych ludzkich narządów. Przyjrzyjmy się tym rekordowym rysunkom.
Na inaugurację obecnego roku olimpijskiego dwójka Francuzów, Guillaume Koudlansky oraz Vincent Bermond, wyruszyła przez swój kraj z misją pobicia rekordu świata w rysowaniu na rowerze. Przez 10 dni przejechali 2196 km w kształcie pięciu olimpijskich kółek (fot. 1). Największe trudności? Dla jednego z nich było to utrzymanie wegańskiej diety na francuskiej prowincji (Czasami jadłem po prostu frytki kilka razy dziennie). Kilka razy musieli zmienić trasę przez totalny brak noclegu czy jakiegokolwiek sklepu.
Nowy rekord czeka jeszcze na pieczątkę od Guinnessa, więc obecnie tytuł największego rysunku należy do rodziny De Lanouvelle, a raczej Frederika i jego córki Mathildy, którzy poruszali się tandemem i na długości 2162 km narysowali wielkie serce (fot.2). Przez dwa tygodnie trasy zebrali ponad 26 tysięcy euro na jedno z towarzystw kardiochirurgii. Frederic ma jeszcze trzy inne córki i na szesnaste urodziny w ramach prezentu organizuje niezapomnianą przygodę dla solenizantki. Wcześniej ze starszą córką Cecile ukończył… Marathon des Sables.
Jeśli zastanowić się, co stanowi natchnienie do ogólnie pojmowanej twórczości, na pewno byłaby to miłość. Japończyk Yasushi Takahashi przez pół roku głównie pieszo pokonał ponad 7 tysięcy kilometrów, by po powrocie do domu śladem swojej podróży zapytać ukochaną, czy za niego wyjdzie. Napis „Merry me?” zajął cały kraj (fot. 3). „To była wielka niespodzianka. Poczułam największą miłość na świecie”. Yasushi rzucił swoją pracę, by eksplorować swój kraj, „który znał tylko z książek”, i tworzyć rysunki za pomocą nawigacji satelitarnej. Kilka lat po ślubie wychodził jeszcze „Ciągle ta jedyna”. Dalej są małżeństwem, a Japończyk został profesjonalnym artystą GPS: jego portfolio (no właśnie, jak powinno się je mierzyć: dziełami czy kilometrami?) to ponad 1400 rysunki liczące w sumie 100 tysięcy kilometrów zrobionych w 24 krajach.
Będąc na środku Oceanu Atlantyckiego, Reid Stowe chciał poprowadzić swój jacht po kształcie wielkiego serca, ale po kolizji z frachtowcem nie dał rady. Dopiero kilkaset dni później, kręcąc się bez celu w okolicach Wysp Galapagos, dostał e-mail od znajomego, że jego ślad GPS przypomina…wieloryba. Reid mocno ożywiony tą wiadomością spędził kolejny miesiąc dokładnie planując kurs, aby dorysować płetwy i inne szczegóły, a potem wypłynąć tak, by nie zniszczyć rysunku. Podczas drogi powrotnej z najdłuższego rejsu bez zawijania do portu w historii ludzkości (1152 dni) przepłynął po kształcie serca. (fot. 4)
W Polsce swego czasu głośno było o wyczynie 65-letniego Mieczysława Parczyńskiego. Przez 94 dni skrupulatnie rysował na mapie Polski imię swojej zmarłej małżonki ‒ Jadzi (fot. 5). Zajęło mu to 5730 km, zaczynając w Koszalinie, dojechał do Przemyśla i jak sam mówił, to właśnie rower uratował go przed przygnębieniem z powodu utraty ukochanej.
Po Krakowie jeździ i rysuje Michał Klimczyk. Trzy lata temu zapowiadał, że będzie chciał pobić rekord Guinnessa. W kategorii indywidualnej jeździe rowerem największy rysunek należy do Davida Schweikerta i wynosi 1581 km. Wielki krzyż w Nebrasce ma „symbolizować wiarę w miłość, poświęcenie i pomoc drugiemu człowiekowi”.
Ciekawą kategorią jest tak zwany burbing. Kolokwialny skrót od słowa suburb (ang. przedmieście) oznaczający przejście czy przejechanie wszystkich ulic w danej okolicy. Już w 1975 r. Richard Long narysował na mapie okrąg i przeszedł wszystkie ulice w jego wnętrzu. Stworzył z tego grafikę, która wisiała w galerii Tate Modern. Z pojęciem burbingu wiąże się inny, bardzo interesujący projekt biegowy, który opisujemy w najnowszym numerze ULTRA #57) Tu przykład takiej twórczości. Ben Loke podczas lockdownu zaplanował pokonać każdą ulicę w okręgu o promieniu 5 km od swojego domu w Melbourne. Zajęło mu to 74 godziny w ciągu 60 dni, w którym to czasie pokonał 1371 kilometrów i 12 tysięcy up na spacerach, biegiem oraz rowerem (fot. 6).
Rysunki wykonane za pomocą lokalizacji wykorzystywane są teraz na różny sposób: są reklamami, akcjami charytatywnymi, projektami społecznymi czy sposobem upamiętniania różnych wydarzeń. Mogą też być elementem happeningu czy artystycznego performansu.
Jak?
Oczywistą przeszkodą w rysowaniu jest teren, bo świat nie jest tak równym i doskonałym płótnem jak płótno klasyczne. Góry czy miejska dżungla pobudzają zatem kreatywność jeszcze bardziej. Istnieje kilka technik takiego rysowania.
Początki były oczywiście trudniejsze ‒ długotrwałe sesje w skupieniu nad mapami papierowymi, szkicowanie tras, które potem urzeczywistniły się podczas spaceru czy przejazdu rowerem z włączonym urządzeniem. Teraz rysunek można zaplanować na jednej z wielu aplikacji lub stron do wytyczania tras. Przeszkody terenowe lub ukształtowania miast sprawiają, że to prawdziwe rysowanie odbywa się dwukrotnie ‒ najpierw wymyślając kształt, właśnie patrząc na mapę, a później już fizycznie przemierzając przestrzeń w trybie offline. Ale i tu istnieje sposób, aby wyrwać się poza sztywne korytarze ulic. Jeśli cisza jest dźwiękiem, to tu funkcja pauzy będzie narzędziem, które nie tylko pozwoli zakończyć daną linię i rozpocząć rysunek gdzie indziej, ale też w innym wypadku poprowadzi ją idealnie prosto na mapie i połączy punkty, które w terenie są niemożliwe do połączenia w ten sposób. Doskonale widać to na odwzorowaniu „Dziewczyny z perłą” Vermeera na ulicach Nowego Jorku. (fot. 7) lub sławnego „Braterskiego Buziaka” odtworzonego na ulicach Berlina (fot. 8) w 30. rocznicę upadku Muru Berlińskiego.
Inna sprawa to teren, który jednak można traktować jak czyste płótno. I tak na przykład tej zimy powstał idealnie symetryczny niedźwiedź podczas jazdy rowerem po zamarzniętym jeziorze w Finlandii (fot. 9). Rysowaniem mniej ograniczonym przez teren, w takim anturażu kształtów kanciastych, 8-bitowych, jest twórczość Gustavo Lyry. Brazylijczyk swoje dzieła tworzy na wydmach i plaży miejscowości Natal, sami przyznacie, że są ujmujące. Fantastyczne rysowanie stopami, bo Gustavo jest biegaczem. (fot. 10, 11) Jednak jak się okazuje, da się też tworzyć w górach, szczególnie tam, gdzie nie ma przepisów nakazujących poruszania się po znakowanych szlakach. Potrzeba nieco większych umiejętności terenowych i odwagi. Tych przymiotów na pewno nie brakuje Andersowi Kjaerevikowi, który w pandemię rozkręcał swoje stravarts (fot. 12). Istnieje jeszcze inny typ sztuki GPS i jest nią po prostu abstrakcja kształtów, które kreślą poruszające się obiekty (fot. 13).
O ile proces planowania i tworzenia artystów bywa różny, o tyle jeśli chodzi o największą przeszkodę, są zgodni ‒ są nią cmentarze.
Dlaczego?
Na pytanie, dlaczego ktoś tworzy, pewnie można uzyskać tyle samo odpowiedzi, co kształtów do wyrysowania w przestrzeni. W wielu wypowiedziach twórców da się usłyszeć, że powrót do domu po ukończonym szkicu jest bardzo satysfakcjonujący czy jest to po prostu dobra zabawa. Interesujące wypowiedzi to te o nudzie. Stravarts pozwalają przepłynąć koncentracji z biegania na zupełnie inne zadanie. Pilnowanie kolejnych zakrętów czy skrótów to przecież inny rodzaj zajęcia niż tylko klepanie kilometrów prosto przed siebie. Rysowanie w przestrzeni okazało się też niezłym sposobem na poradzenie sobie z pandemią i pozostaniem w ruchu.
Niektórzy mówią, że gdyby nie stravarts, to nigdy nie przemierzyliby tylu kilometrów i byli tak aktywni. Japończyk Naoki Shimizu, który w swoim portfolio ma ponad 1350 rysunków i był jednym z pierwszych profesjonalnych tzw. GPS biegaczy chce rozpropagować ideę biegania bez rywalizacji. Uważa, że taka twórczość jest znacznie ciekawsza od ścigania się.
Dla mnie najcenniejsza, i zwykle staram się to podkreślać w tego typu tekstach, jest rola odkrywania najbliższej okolicy i dzięki temu przeżywania przygód (mikroprzygód) częściej niż tylko na wyjazdach wakacyjnych czy startach w zawodach, dlatego podpisuję się pod słowami jednego z twórców „Świetne jest to, że zwykle nie wiesz, gdzie zaprowadzi cię mapa, po prostu idziesz po śladzie, ale zawsze trafiasz na to, czego szukasz”. Zatem bawcie się i odkrywajcie!
Jeśli sami rysujecie w ten sposób na płótnie „Ziemia”, to dajcie znać na naszych social mediach lub wyślijcie swoje prace na maciek@kingrunner.com.
1. W 1994 roku architekta Laura Kugan stworzyła instalację artystyczną przy pomocy odbiornika GPS, który został przymocowany na stałe do jednego punktu i przez niską dokładność odczytu satelit rysował kształty nie zmieniając pozycji. W 1997 roku Włoch Andrea Di Castro również eksperymentował z GPSem. Trudno ustalić, kto był pierwszy, ale dzieła poprzednich twórców nigdy nie równały się rozmiarem do tego stworzonego przez Reida Stowe’a.