Ewa Majer to ultraska jakich mało. Biega dużo, w każdych warunkach, a najbardziej lubi bardzo szybkie zbiegi. „Jak ultra, to na maksa” – to jej motto. Prawda, że to brzmi jak definicja idealnej testerki terenowych poduszkowców ze stajni Hoka ONE ONE?
Buty Hoka ONE ONE już dawno były dla mnie obiektem pożądania. Kilka lat temu kupiłam sobie model na szosę, lecz wtedy wydawało mi się, że ten typ buta nie przyjmie się na naszym rynku. Okazało się jednak, że w ciagu kilku ostatnich lat sympatie biegaczy uległy zmianie. Powodem tego jak zawsze jest ciekawość ludzka, próba szukania czegoś innego, nowego... Te pierwsze asfaltowe hoki służyły mi trzy lata i byłam z nich bardzo zadowolona. Kiedy kilka tygodni temu w moje ręce trafił trailowy model Speedgoat, od razu poczułam, że szykuje się przełom w moim bieganiu po górkach. Oczekiwałam od nich maksymalnej amortyzacji, połączonej ze stabilnością, wygodą i dobrym trzymaniem na szlaku.
Na pierwszy rzut oka spodobał mi się design i kolor. Wybór kolorystyczny w ofercie jest spory, więc już upatrzyłam sobie błękitne hoki – one będą następne! Speedgoat to bardzo zgrabny but, który dobrze leży na nodze. Stopa ma dużo miejsca, a zarazem jest dobrze opięta i głęboko osadzona w bucie. Po założeniu czuje się pełen komfort!
Test rozpoczął się w warunkach zimowych. Dużo śniegu, wilgoć, lód i zmienna temperatura. W ciężkim terenie górskim miałam obawy, bo zewnętrzna warstwa cholewki wydawała mi się zbyt cienka, by przetrwać moje treningi. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że materiał, z którego są zbudowane, jest niezwykle wytrzymały. Zmrożony, ostry śnieg, zaspy po kolana, ciągłe zamarzanie i odmarzanie butów nie naruszyło ich w żadnym stopniu. Przyczepność na śniegu, błocie, mokrej trawie, żużlach i szutrach, skałach i kamieniach – wzorowa! Jedynie na lodzie nie dawały rady, ale jak dotąd nie spotkałam obuwia biegowego, które by temu wymogowi sprostały. Bieżnik wyraźny (4-milimetrowe wypustki wgryzją się w podłoże), trzyma w błocie, a zabrudzony bardzo szybko się oczyszcza, co jest zdecydowaną zaletą tych butów. Vibramowa podeszwa klei się do skał – na zbiegach miałam pełną swobodę bez strachu o poślizg.
Na uwagę zasługuje amortyzacja – jest wspaniała! Jeszcze lepsza niż w moich ulubionych nimbusach. Spora warstwa pianki tłumi uderzenia o podłoże. Przeszkody na trasie takie jak kamienie czy korzenie, nie są wyczuwalne, dzięki czemu stopy odpoczywają. Podeszwa jest przy tym elastyczna , wtapia się w to, co niewygodne. Co ciekawe, odcinki asfaltowe hoki też pokonywały z przyjemnością.
Hoka Speedgoat testowałam tylko na treningach, nie miałam jeszcze okazji sprawdzenia ich na zawodach, ale zauwazyłam, że po długim dystansie mięśnie, ściegna są mniej skatowane i szybciej dochodzą do siebie. But jest bardzo lekki i można w nim biegać szybko. Co prawda na sprinty bym go nie zabrała, ale w teren jak najbardziej. Na każdy dystans. Cholewka dobrze opina okolice kostki, trzymając ją w ryzach podczas biegu.
Sznurówki w standardowej odsłonie dają możliwość regulacji szerokości obuwia. Moim zdaniem but dopasuje się do każdej stopy: szerokiej (np. mojej) i wąskiej. Małym minusem jest długość sznurówek (są za długie). W warunkach zimowych zdarzało się, że wystające uszy rozwiązywały się, trzeba więc opracować patent na ich chowanie. Kolejny minus to farbowanie skarpet. Przemoczone hoki zmieniały zabarwienie moich białych skarpet. Mnie to nie przeszkadza, ale może dla kogoś będzie to miało znaczenie.
Dzięki grubej izolacji od podłoża speedgoaty zapewniały mi komfort w zimie, nawet w temperaturze poniżej -10 stopni. Często zakładałam je, idąc na zakupy czy spacer, bo były zwyczajnie cieplejsze niż moje zimowe obuwie. Z kolei gdy biegałam w wysokiej temperaturze powyżej 20 stopni na Wyspach Kanaryjskich, okazały się bardzo przewiewne. Szczerze mówiąc, odniosłam wrażenie, że hiszpańska ziemia to idealny teren dla tych butów, ale i u nas biega mi się w nich wyśmienicie.
Spadek pięta‒palce, czyli drop to 5 mm, a więc nie za mało, ale też nie za dużo. Moje nogi, przyzwyczajone przez lata do dropu 10 mm, na początku trochę się buntowały, co objawiało się bólem łydek i ścięgien Achillesa. Na szczęście problem znika, gdy pobiegamy w nich chwilę dłużej, a mięśnie i ścięgna przyzwyczają się do zmiany.
Podczas testu moje hoki przebiegły ok. 600 km w różnych warunkach pogodowych. Biegały w temperaturze od -15 do +29 stopni Celsjusza. Zaliczyły zmrożone, twarde i kopne śniegi, błota i mokre trawy, kilka rodzajów ziemi, odcinki asfaltowe i kamieniste, skały, szutry... I co? I nic, wyglądają jak nowe! Nie wiem jakim cudem, pierwszy raz spotykam takie buty. Nie raz ocierały się o skały i kamienie, tonęły w bagnach i ryły przez kry śniegu. Są tak wytrzymałe jak biegacze ultra, dla których są przeznaczone. Przez cały okres testowania nie straciły amortyzacji, bieżnik jest w idealnej formie, a ogólny stan oceniam na bardzo dobry. Nawet kolory nie wypłowiały, mimo że przekazywały troszkę barwy skarpetom.
Hoka ONE ONE Speedgoat spełniły moje oczekiwania w 100%! Ten model to dla mnie przełom w bieganiu ultra. Przełom w wielkim, pozytywnym znaczeniu. Polecam biegaczom lubiącym wygodę i amortyzację, szczególnie na najdłuższe dystanse.
Hoka ONE ONE Speedgoat
RZECZYWISTA WAGA (dla rozmiaru 42): 245 g
DROP: 5 mm
SZEROKOŚĆ: stopa wąska i szeroka
NA JAKI DYSTANS: dowolny, najlepiej sprawdzą się na dłuuuugim dystansie
Buty do testu dostarczył sklepbiegacza.pl
Zalety: amortyzacja, niska waga, wygoda, przyczepność, trwałośc, design.
Wady: cena, farbują skarpetki, wymagają przyzwyczajenia.
Te(k)st: Ewa Majer
Zdjęcia: Aleksandra Graff