Les Trois Mousquetaires czyli Rafał, Piotr i Kamil, których każdy nasz uważny czytelnik z pewnością kojarzy, już za kilka dni wylatują do serca Sahary na Wielki Erg Wschodni aby zmierzyć się nie tylko z trasą, pogodą i wszędobylskim piaskiem. Stumilowa trasa nie będzie należała do najłatwiejszych, ale wraz z ekipą wspomagającą Joniec Sahara Run powinno się udać. Niemniej ważnym wyzwaniem będzie nagłośnienie zbiórki na rehabilitację Sebastiana Ocimka.
Na rozmowę z Rafałem Bielawą zaprasza James Kamiński
Zdjęcia: Łukasz Buszka, Tomasz i Katarzyna Lorek
James Kamiński: Rafał Bielawa i Sahara? To brzmi co najmniej dziwnie, przecież ty jesteś zminolubny, przy minus 5 stopniach wbiegasz na „krótko” na Ślężę.
Rafał Bielawa: Faktycznie dziwne to połączenie :) Pamiętam doskonale moment w którym zadzwonił do mnie Kamil z propozycją saharyjskiej przygody. Pierwszą rzecz, którą zrobiłem to sprawdziłem średnie temperatury na Saharze i... okazało się, że w czasie w którym planowana była eskapada miało być jedynie dwadzieścia kilka stopni. Odetchnąłem z ulgą i mogłem z czystym sumieniem zgodzić się na wspólne bieganie w piasku i słońcu. Faktycznie wolę, gdy temperatura jest niższa. Bieganie po Ślęży zimą, ale także śnieżnego ZUKa pokonywałem powiedzmy nie do końca ubrany :) Lato jest dla mnie ciężkie do przeżycia, trudno mi się biega a i mocy mniej. Teraz jednak bardziej boję się o chłopaków. To ciepłolubne osobniki, a w Tunezji ma być maksymalnie 15-20 stopni, jeszcze się okaże, że dla Kamila i Piotra za zimno :) Mam jednak nadzieję, że mimo pierwszego szoku, organizm szybko się przyzwyczai, a na pocieszenie pozostaje fakt, że noce mają być zdecydowanie chłodniejsze :)
JK: Wasza trójka (Piotr Hercog, Kamil Klich i ty) znani jesteście raczej z górskiego biegania, czy ta pustynia nie jest dla Was za płaska?
RB: Można odnieść takie wrażenie. W końcu na Wielkim Ergu Wschodnim, który będziemy przemierzać podczas naszego wyzwania, maksymalna wysokość wydm to około 200 m, można powiedzieć niewiele. Jednak tu trudność nie będzie związana z wysokościami, ale będzie wypadkową nawierzchni, warunków atmosferycznych i wspomnianego wzniosu. To będzie mozolne wspinanie i zbieganie, z krótkich, stromych wydm, w miękkim, kopnym piachu. Tylko góra i dół, a płaskich odcinków praktycznie nie będzie. Czasem łatwiej wbiec na dużą górę ze świadomością, że za chwilę czeka na nas może nawet dłuższy zbieg, gdzie można puścić nogę i cieszyć się chwilą wytchnienia. Tu raczej spodziewamy się ciężkiej przeprawy z nogami zapadniętymi po kostki w piachu. Na pewno będzie ciekawie. Myślę, że żaden z nas nie lekceważy tego wyzwania, a patrzenie jedynie przez pryzmat wzniesień może być bardzo mylące. Zresztą na koniec okaże się, ile tego wzniosu uda się nam przez te kilka dni zebrać.
JK: Znudziło się wam już pokonywanie GSB czy Biegu Siedmiu Szczytów podczas DFBG? Piotr to już pół świata zwiedził w biegu, dla ciebie i Kamila to chyba nowe doświadczenie?
RB: Piotr faktycznie w naszym trio jest obieżyświatem, był wszędzie, a w niektórych miejscach nawet kilka razy. My z Kamilem od czasu do czasu na jakichś zawodach zagranicą się pojawialiśmy, ale biegowe wyzwania raczej realizowaliśmy w kraju. Myślę, że właśnie dlatego z takim entuzjazmem podeszliśmy do pomysłu tej biegowej przygody. Mamy tu wszystko. Bieg, ciężkie wyzwanie, możliwość poznania nowych zakątków świata, jedynie może ze szczytów wydm widok może okazać się zbyt monotonny, ale to także nowe doświadczenie do zaliczenia. Cieszymy się na tę wyprawę także z innej przyczyny, po prostu mamy możliwość po raz kolejny razem fajnie pobiegać i spędzić wspólnie czas, na rzeczach które sprawiają nam tyle przyjemności.
JK: Wiem, że projekt Sahara Run przez pandemię COVID przeleżał troszkę na półce, czy coś się zmieniło od pierwotnych założeń?
RB: Żaden z nas zapewne nie spodziewał się, że od planów, pierwszego treningu na Pustyni Siedleckiej minie tyle czasu do momentu, gdy w końcu ruszymy na Saharę. Pandemia zmieniła wiele nie tylko w naszych planach, ale w życiu wielu z nas i nie chodzi mi tylko o naszą trójkę. Myślę, że nieco inaczej patrzymy obecnie na kwestię zdrowia i bezpieczeństwa. Powoli jednak wszystko wraca do normy. Czy plany się zmieniły? Cały projekt wygląda bardzo podobnie, jedynie my jesteśmy bardziej doświadczonymi biegaczami, w końcu kilka lat minęło. Możemy jednak w końcu krzyknąć: RUSZAMY!
JK: Pamiętam taki tekst sprzed kilku lat w magazynie ULTRA, o Ultra Bliźniakach to teraz będą Ultra Trojaczki? Jak będzie wyglądała wasz wspólny bieg?
RB: No tak, rodzina się poszerza :) Jak to będzie wyglądało? Powiem, że nie rozmawialiśmy jeszcze kto prowadzi, jak się zmieniamy, po kilometrach, czy godzinie, czy może jednak na przykład po dziesięciu pokonanych wydmach. Na razie z doświadczeń ze wspólnych treningów można powiedzieć, że jesteśmy zgrani. Może mniej będzie biegania ławą, tu dobrze wygląda się na zdjęciach, nikt nikogo nie zasłania, jednak w czasie wyzwania będziemy poruszać się jeden za drugim. Będą zmiany, wspólne dopasowywanie się do tempa i potrzeb współtowarzyszy. Tak jak mówiłem bieg w parze jest dużo trudniejszy niż samotna wędrówka, a tu mamy trzy osobne żywioły. Każdy z nas ma swoje tempo, swoje potrzeby, ograniczenia i trzeba to wszystko spiąć w jedną, świetnie współpracującą maszynę. Mamy duże doświadczenie, więc na pewno damy radę.
JK: Po pokonaniu 100 mil macie zamiar dotrzeć do samego serca Sahary, podobno jeszcze nikt tam nie dobiegł, chcecie być pierwsi. Stumilowiec dla was wydawać by się mogło, że to zwykła niedzielna przebieżka, ale chyba na pustyni to zupełnie inne bieganie?
RB: To pytanie przeniosło mnie myślami do Pana Samochodzika i Templariuszy i słynnego „tam skarb twój, gdzie serce twoje” :) Z tą pustynią to trochę jak z tym, że nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki dwa razy. Pustynia także stale żyje, wydmy się zmieniają, piasek jest przewiewany z miejsca na miejsce. Zapewne znajdziemy takie miejsce w którym nikogo nie było i tak, biegniemy nie tylko w stronę słońca, ale przede wszystkim serca. Tak jak wspominałem wcześniej, nie będzie to niedzielna przebieżka, chociaż te raczej kojarzą mi się z długimi i bardzo długimi wybieganiami. Nie zawsze w komfortowym niskim tętnie :) Piasek, piasek i jeszcze raz piasek będzie się nam sypał w tryby i to będzie największe wyzwanie. Do tego nie ma możliwości po dniu biegania wskoczyć pod prysznic. Myślę, że po pierwszych kilku godzinach dopiero zrozumiemy, jak bardzo wdepnęliśmy :)
JK: Jedzie was chyba troszkę więcej w ekipie Sahara Run, zdradź proszę kto będzie was wspierał na miejscu?
RB: Gwoli ścisłości to nasza ekipa pod nazwą JONIEC Sahara Run to nie tylko nasza trójka, ale także pięcioosobowa załoga JONIEC-TEAM i filmowiec (Mieczysław Joniec, Anna Blaczkowska-Joniec, Rafał Wójs, Katarzyna Lorek, Tomasz Lorek, Jarosław Tworzydło) i dwóch Beduinów – przewodnik Abdallah Ferjani i jego pomocnik Ahmet. To oczywiście nie wszystko. Do tego trzy terenowe Toyoty z napędem 4x4 i tu jedna uwaga samochody z Polski muszą przejechać 4400 km i przepłynąć promem 1800 km. To naprawdę sporE przedsięwzięcie logistyczne! Tak jak powiedziałem wcześniej nie ma prysznica na koniec dnia, woda jest towarem reglamentowanym. Samochody nie są z gumy, a na 6 dni trzeba zabrać 600 litrów oleju napędowego i 350 litrów wody. Także zanim ruszymy na pustynię każdą rzecz którą załadujemy do aut trzeba będzie obejrzeć dwa razy, czy na pewno jest to niezbędne, czy jednak nie zostanie na miejscu. Logistyka, wsparcie i to, co dziać się będzie w samochodach to myślę będzie świetny materiał do opisania. Cieszę się, że jako biegacz będę mógł to obserwować od środka.
JK: Będziemy starali się relacjonować waszą przygodę na bieżąco, choć z zasięgiem internetu, dostępem do wody czy ewentualnej pomocy medycznej, dla Was mam nadzieję niepotrzebnej, na trasie mogą występować pewne trudności. Mam nadzieję, że zabierzesz ze sobą pamiętnik i po całym wydarzeniu podzielisz się wrażeniami na łamach magazynu ULTRA?
Dziękujemy już teraz za wsparcie. Faktycznie może być trudno z zasięgiem, ale mam nadzieję, że jakoś sobie poradzimy. Do czasu gdy będziemy mieli zasięg będziemy wysyłać informację i nagrania. Po powrocie oczywiście przyjemnością podzielę się tym wszystkim, co udało nam się przeżyć. Pamiętnik zabiorę, noce mają być dość długie i można je wypełnić właśnie zapisywaniem wspomnień. Świetny pomysł, dzięki :)
JK: Bieg, założenia i logistykę już mamy omówioną, a teraz najważniejsze: powód. Podczas całego wydarzenia będziecie promować zbiórkę na rzecz Sebastiana Ocimka.
RB: Tak, bieg to tylko ta łatwiejsza część naszego wyzwania. Najważniejsze, aby w trakcie biegu udało nam się zebrać pieniądze na rehabilitację dla Sebastiana Ocimka, młodego chłopaka z który podczas meczu uległ bardzo poważnemu wypadkowi i uszkodził rdzeń kręgowy. Niestety to nie jedyna bardzo smutna historia tej rodziny. Mama Sebastiana, Ewa, straciła już dwóch synów, a teraz jeszcze boryka się z kosztowną rehabilitacją. Wierzę, że wspólnymi siłami uda się zebrać tak potrzebne pieniądze. Mamy ogromną nadzieję, że tak się stanie. Tu liczymy także na Waszą pomoc! Dziękujemy już teraz za każdą wpłatę!
Link do zbiórki: https://zrzutka.pl/ge3gtr
JK: Znamy się trochę i wiem, że po pierwsze wspieranie innych to dla was bardzo ważna sprawa i liczę na to, że dzięki wam Sebastian otrzyma potrzebne wsparcie, ale jestem również przekonany, że dacie z siebie wszystko, aby dobiec do mety i pokazać, że warto marzyć i spełniać te marzenia.
RB: Powiem szczerze, że bardzo liczymy na zaangażowanie całej społeczności biegowej. Kwota którą chcemy zebrać nie jest kosmiczna, a tak bardzo potrzebna Sebastianowi. My ze swojej strony na pewno nie poddamy się w realizacji naszego przedsięwzięcia, damy z siebie wszystko. Mamy nadzieję, że na mecie okaże się, że ten ważniejszy CEL uda się także zrealizować. I to będzie dla nas największa nagroda.
JK: Czekam więc na pierwsze urywki z zapisków z pamiętnika i zapraszamy naszych czytelników do śledzenia naszych kanałów na social mediach, będziemy podrzucać newsy z projektu Sahara Run.