Przypomnę tylko na wstępie, że zalecany czas aktywności ruchowej dziecka według WHO to codziennie min. 60 minut o umiarkowanej intensywności i charakterze tlenowym, a w tym minimum trzy razy w tygodniu wysiłek o wysokiej intensywności, również o charakterze tlenowym. W Kanadzie natomiast zaleca się codziennie min. 60 minut z lekką intensywnością, 30‒60 minut z intensywnością umiarkowaną lub 20‒30 minut z intensywnością wysoką. W Wielkiej Brytanii natomiast 60 minut dziennie, z czego minimum to 30 minut wysiłku o co najmniej umiarkowanej intensywności.
Ola Pucek: Mam wrażenie, że te wytyczne w życiu codziennym lekko się rozjeżdżają. Szczególnie teraz w trakcie pandemii, kiedy większość z nas została zamknięta lub sami zamknęliśmy się w domach, a nasz tryb życia stał się wybitnie siedzący. Być może jednak wszystko jest OK i jedynie ja nie rozumiem, na czym polegają te rodzaje aktywności? Jak wygląda to w Polsce, wśród naszych dzieci? Czy ktoś to badał?
Ryszard Szul: Mnie też na początku zawodowej drogi cały czas nurtowały pytania: jak wyznaczać intensywność wysiłku, co to znaczy intensywność o charakterze tlenowym, lekka czy umiarkowana intensywność? Od dawna wiadomo, że intensywność w wysiłku możemy określać poprzez ilość skurczów serca na minutę. Pomiar metodą palpacyjną na tętnicy szyjnej jest jednak niewygodny i niedokładny. Wtedy zacząłem szukać czegoś, co pomoże mi w pomiarze tętna, a tym samym ‒ pomiarze aktywności i wytrzymałości. Wówczas jedynym narzędziem do pomiarów tętna był zegarek Polar. Dostęp do niego mieli jednak tylko zawodowi sportowcy, olimpijczycy, członkowie kadry. Teraz technologia tak poszła do przodu, a że jest dostępna dla wszystkich. Dlatego grzechem byłoby z niej nie korzystać. Również, jeśli mówimy o dzieciach.
Próbowałem znaleźć odpowiedź, jak to jest w Polsce, czy ktoś badał, mierzył tętno dzieciom w trakcie np. całodziennej aktywności? W publikacjach znalazłem dane na temat intensywności umiarkowanej czy dużej, ale tylko w publikacji jednej pani profesor informacje o tętnie oraz stwierdzenie, że dzieci powinny ćwiczyć z intensywnością umiarkowaną, czyli z tętnem 120‒140 skurczów na minutę. Wiedziałem od razu, że pani profesor nigdy nie mierzyła tętna dzieciom podczas wysiłku. Gdy ja robiłem takie pomiary np. podczas lekcji WF, to dzieci ‒ siedząc i czekając na swoją kolej podczas gry ‒ miały tętno 120/min, a w trakcie gier i zabaw zawsze miały więcej niż 160/min. Robiłem sam pomiary, sprawdzałem literaturę i mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że nie ma w Polsce opracowań, które by w jasny i sprawdzony sposób pokazywały, jak kontrolować intensywność dzieci przy pomocy nowych technologii.
Skończyłem dawno temu AWF, uczyłem się z książek, które dzisiaj też mogą być aktualne. W nowych opracowaniach znajduję tę samą teorię co przed laty, nieco zmodernizowaną, ale wciąż nie uwzględnia ona postępu technologicznego. Nie mówi się nic o nowych możliwościach, które pozwalają mierzyć bardziej dokładniej to zagadnienie, szczególnie określania intensywności wysiłku. O jakiej technologii mówię? To oczywiście najbliższy mojemu sercu Polar, bo jestem przedstawicielem tego sprzętu od 30 lat w naszym kraju, na nim się wszystkiego uczyłem, znam jego wszystkie wady i zalety. Nie chcę jednak, by nasze spotkanie wyglądało na kryptoreklamę, więc warto dodać, że są tez na rynku produkty marek Garmin, Coros czy Suunto. Problem jednak tkwi w tym, że mimo możliwości, jakie mamy, mało kto rejestruje aktywność dzieci, żeby wiedzieć, czy one osiągają te oczekiwane dla zdrowia intensywności i jaki rodzaj aktywności zapewnia im tę intensywność.
Żyjemy, jak żyjemy. Teraz dzieci mało bawią się na podwórkach, w szkole, rodzice wożą je głównie na treningi zorganizowane. Kiedyś codziennie chłopcy grali przed blokiem w piłkę, dziewczynki – skakały na skakankach. Dzieci same biegały na SKS-y, a nie były wożone autami. Wspólnie dzieci bawiły się w ganianego, na trzepakach. Obecnie drastycznie mniej czasu spędzają aktywnie, na zabawie na świeżym powietrzu. To, co kiedyś określało się aktywną zabawą, ma aktualnie często miano treningu!
Co do oceny wytrzymałości – oczywiście można ją badać też u dzieci. Nie jestem jednak w tym przypadku zwolennikiem pomiarów laboratoryjnych. Testy bezpośrednie przydatne dla dorosłych nie nadają się dla dzieci. One nie mają w pełni wykształconych mechanizmów adaptacyjnych i szybko kończą próby. Wytrzymałość dzieci możemy zbadać inaczej, w sposób pośredni, mierząc tętno i wykonaną pracę przy określonym tętnie. Ja proponuję uproszczony i skrócony test wg metodyki prof. Żołądzia. Dziecko biegnie 6 minut na bieżni lekkoatletycznej z intensywnością 50 uderzeń niższą niż tętno maksymalne. Zakładamy, że tętno maksymalne dziecka to ok. 205‒210 uderzeń na minutę. Dziecko biegnie przez 6 minut z intensywnością 155 uderzeń, kontrolując tętno i starając się poruszać w granicach +/-155/min. Rodzic lub trener też może kontrolować tętno na telefonie lub iPadzie, stojąc z boku lub biegnąc za dzieckiem i reagować na skoki tętna ‒ zwolnij, przyspiesz. Miarą wytrenowania przy określonym tętnie będzie pokonany dystans. Im dystans większy, tym wytrenowanie lub predyspozycje lepsze. Takie próby możemy wykonać dla intensywności 165/min i 175/min przy dwuminutowych przerwach pomiędzy próbami. Zapisujemy pokonany dystans. Po kilku miesiącach próbę można powtórzyć i sprawdzić, jak rozwija się wytrzymałość u naszego dziecka.
Jakie wybrać aktywności dla dziecka?
Predyspozycje dziecka poznamy, obserwując je na tle rówieśników. Jeżeli dziecko lubi biegać, ruszać się i nie ma problemów z wytrzymałością, to prawdopodobnie ma też predyspozycje wytrzymałościowe. Jeżeli rodzice mają predyspozycje wytrzymałościowe, to jest duże prawdopodobieństwo, że dziecko też je będzie miało.
Czyli geny?
Tak, geny mają znaczenie. Organizm w ontogenezie ‒ czyli rozwoju osobniczym ‒ ma tzw. okna motoryczności, tzn. okresy rozwoju, kiedy następuje ekspresja określonych genów. Prościej mówiąc, jest to szybki rozwój określonych zdolności motorycznych (np. siły, szybkości czy wytrzymałości). I całą sztuką jest wychwycić właśnie ten czas. I umożliwić dziecku wykonywanie czynności rozwijających te zdolności motoryczne, które akurat się uaktywniły. Jeżeli to przegapimy i dziecko będzie miało za mało ruchu, to ta zdolność motoryczna rozwinie się nie w 100 procent, tylko na 80‒90. To może brzmi dramatycznie, bo coś może nam umknąć raz na zawsze, ale tego i tak nigdy się raczej nie dowiemy. Kiedy i jak dane dziecko rozwijałoby się, gdybyśmy je inaczej poprowadzili. Po prostu rodzice muszą obserwować dzieci lub najlepiej współpracować z wykwalifikowanymi trenerami. Wtedy mamy szansę rozwijać dziecko na 100 procent!
Czy pomoże w tym pomiar tętna, jego kontrola?
Pomiar tętna, czyli częstości skurczów serca możemy mierzyć w dwojaki sposób. Pierwszy to pomiar prądów czynnościowych serca, które pojawiają się w momencie skurczu i są przekazywane do nadajnika na klatce piersiowej i stamtąd do zegarka, telefonu lub iPada. Drugi to pomiar przepływającej krwi w naczyniach krwionośnych przez sensory optyczne. One są dokładne, jeśli sensor umieszczony jest na skórze o stałej temperaturze, np. na ramieniu, na bicepsie (robiłem takie pomiary mojej nastoletniej córce i jej koleżankom oraz kolegom). Sprawdzałem intensywność różnych form ruchu, w tym różnych lekcji WF. Teraz w Polarze pojawił się verity sense, tu będzie mała reklama, ale to na prawdę świetny czujnik tętna zakładany na biceps. Badałem nim tętno córki i jej kolegów, łączyłem się z telefonem i mogłem monitorować zakresy ich tętna. Dzięki temu poprzez dobieranie przerw wypoczynkowych mogłem osiągnąć zaplanowane intensywności.
Sygnał z verity sense ma zasięg 150 m i można obserwować tętno nawet 40 osób na ekranie iPada, stojąc na sali gimnastycznej, stadionie czy pływalni. To urządzenie może również rejestrować trening w pamięci lub wysyłać dane do zegarka. Gdy dziecko nosi zegarek całą dobę, to rodzic może monitorować całodobową aktywność, sprawdzać, jak dziecko ćwiczy, jak się regeneruje i jak śpi.
A czy rodzic może sam trenować własne dziecko?
Ja jestem temu akurat przeciwny. Mam na myśli trening, który według teorii sportu jest świadomą działalnością mającą na celu adaptację do określonych rodzajów wysiłków. Ten proces treningowy składa się z trzech podstawowych składowych ‒ bodźca treningowego, regeneracji oraz odżywiania. Jeżeli jest to zaplanowane, z określoną intensywnością, regularne i systematyczne, to przez taki trening wywołujemy trwałe zmiany w organizmie. Jeżeli popełniane są błędy, to trening może być szkodliwy dla młodego organizmu. Pewne szkodliwe zmiany mogą być nieodwracalne.
Dlatego tak niezwykle ważne jest, żeby wybrać odpowiedniego trenera, nie zajmować się tym bez potrzebnej wiedzy. Oczywiście jest pokusa, by wychować dziecko na swój obraz i podobieństwo. (śmiech) Lubię rower, pływanie, uprawiam triatlon i chciałem, żeby moje dziecko też to lubiło. Ale ono wybrało taniec – balet, modern i taniec towarzyski, nic na to nie poradzę. Cieszę się, że córka się rusza i jest szczęśliwa.
Rodzic nie musi być trenerem, wystarczy, że sam da przykład i spowoduje, że dziecko wybierze ruch jako formę spędzania wolnego czasu. Dziecko patrzy na rodziców od małego, obserwuje i się uczy. Ale są też dzieci, które nie mają predyspozycji do sportu i wolą np. czytać książki. To nie znaczy jednak, że nie będą potrzebowały odpowiedniej ilości ruchu. Dla nich trzeba znaleźć taką aktywność, którą polubią. Trzeba próbować, w końcu się uda.
Jak znaleźć trenera specjalistę, bo specjalistów jest wielu?
Najważniejsze jest to, czy trener ma ukończone stosowne studia specjalistyczne. Ma wówczas większą wiedzę. Ważne jest też to, czy taka osoba ma doświadczenie w pracy z młodzieżą, z dziećmi. Trening dzieci bardzo się różni od treningu dorosłych. Nie każdy ma do takiej pracy predyspozycje i nie każdy lubi pracę z dziećmi. Dobrze jest robić zajęcia próbne i obserwować, czy dziecko z danym trenerem chętnie ćwiczy. Bardzo często dzieci wybierają określoną dyspozycję właśnie ze względu na trenera, którego lubią.
Przed okresem dojrzewania trzeba pokazać dziecku jak najwięcej aktywności ruchowych po to, aby nauczyło się i wypróbowało jak najwięcej czynności ruchowych, nart, łyżew, gier zespołowych, gimnastyki, lekkiej atletyki, pływania. Ćwicząc różne dyscypliny, dziecko wyrabia koordynację, która przyda mu się na późniejszym etapie rozwoju i zapewni stały rozwój ruchowy. Wg mnie pływanie jest podstawą wszystkich sportów i od tej dyscypliny rodzic powinien zacząć kontakt dziecka ze sportem. Pływanie oprócz tego, że wszechstronnie rozwija organizm dziecka, ma jeszcze znaczenie utylitarne. Wiedząc, że dziecko swobodnie pływa, rodzice mogą chociaż częściowo być spokojni o jego bezpieczeństwo. To jedyny sport, do którego zmuszałem córkę aż do czasu, gdy zdobyła kartę pływacką.
Czy możemy powiedzieć, że pływanie jest bazą?
Tak, pływanie jest podstawą wszystkich sportów. Pływanie uczy oddychania. Ciało jest w pozycji poziomej, serce łatwiej pracuje i łatwiej wchodzi na wyższe wartości tętna. Następuje rozwój układu oddechowego, barków, ramion, mięśni głębokich, rozwija całe ciało. Po pływaniu dziecku łatwiej odnaleźć się w innych aktywnościach, które mu pokazujemy.
Jak zatem znaleźć aktywność odpowiednią dla dziecka? Jaki sport ma trenować, aby zapewniło mu to prawidłowy rozwój organizmu?
Pokażę na przykładzie wykresów tętna. W przypadku mojej córki i kilku jej koleżanek wyglądało to tak, że np. lekka atletyka, gry zespołowe, akrobatyka i gimnastyka przyrządowa w formie obwodu są bardzo pożądanymi wysiłkami. Dla dziecka ważne jest, żeby aktywność była we wszystkich wartościach tętna. Zbyt długi wysiłek na maksymalnym tętnie, często powtarzany, nie do końca jest zdrowy.
Kolejny przykład mojej córki i jej tańca towarzyskiego – tu w zależności od tego, jaki rodzaj tańca wykonuje, możemy osiągnąć pożądane średnie tętno ok. 150/m. Tenis ‒ tętno podczas grania w tenisa zależy od tego, jak dziecko jest wyszkolone, jak lekcja jest prowadzona przez instruktora, ile dzieci jest na korcie. Lekka atletyka jest też bardzo dobra. W balecie z kolei podczas ćwiczeń trzeba mieć lekko napięte mięśnie, co też daje wysokie tętno. Na nartach zjazdowych intensywności też są bardzo dobre. Przy zjeździe, gdy dochodzą emocje, intensywność jest wysoka.
Ciekawa w przypadku mojego dziecka jest hulajnoga – tu tętno może sięgać nawet 200/min. Nawet przez chwilę się przestraszyłem, że nie wszystko jest w porządku. Ale kontrolowane pomiary tętna potwierdziły taką reakcję mojego dziecka na jazdę na hulajnodze. Sami spróbujcie na sobie, jak reagujecie na różne sporty.
Wróćmy jednak do pływania. Po pierwsze, żeby pływanie spełniało warunki bodźca treningowego, trzeba najpierw bardzo dobrze pływać, by móc robić to z różnymi szybkościami. Wtedy możemy uzyskiwać odpowiednie parametry tętna. Jeśli pływamy słabo, to jest to tylko aktywny odpoczynek, ćwiczenie koordynacji w wodzie i tyle. Tyle i aż tyle. Koordynacja w wodzie jest trudniejsza, bo jest ćwiczona w pozornym odciążeniu i w innym środowisku. Przez to wpływ na układ ruchowo-mięśniowy jest bardzo duży.
Czy tak samo jest z bieganiem?
Nie, z bieganiem jest inaczej. W pływaniu jest inne środowisko, inna pozycja ciała i największą trudnością jest oddychanie. Jeśli męczymy się podczas biegania czy innych aktywności, to przyspieszamy oddech, natomiast w pływaniu oddech uwarunkowany jest techniką. Jest określony moment na nabranie powietrza i możemy go zaczerpnąć więcej, a nie częściej. Jeśli nie potrafimy oddychać prawidłowo w wodzie, nie jesteśmy w stanie pływać z większą intensywnością. Na lądzie jest inaczej, nie ma z tym żadnego problemu, oddech nas nie ogranicza.
I teraz pytanie: jak ćwiczyć bieganie z dziećmi? Dzieci do okresu dojrzewania powinny mieć jak najbardziej urozmaicone formy ruchu ‒ biegać, grać w berka, w piłkę nożną, koszykówkę itp. W czasie takich aktywności dziecko musi mieć możliwość zatrzymania się w dowolnym momencie. Nie możemy pozwolić, żeby biegało na siłę wbrew swojej woli. Jeśli dziecko chce biegać, niech biega tak jak to czuje. Jeśli chce biegać szybko, musimy jednak kontrolować jego tętno, żeby taki wysiłek nie trwał zbyt długo w jednym ciągu. Lepszy rozwiązaniem jest układ bieg–marsz–bieg–marsz. Gdy tętno w biegu przekracza założone, to przechodzimy do marszu. Gdy w marszu tętno wróci do poziomu 150–160/min, zaczynamy bieg.
W trakcie ćwiczeń rodzice nie powinni porównywać swojego organizmu do organizmu dziecka. Musimy patrzeć na dziecko jak na inny, niedojrzały organizm.
Jest jeszcze jedna kwestia, mianowicie skok pokwitaniowy, czyli okres dojrzewania. To najbardziej wrażliwy okres w ontogenezie. Następuje gwałtowny wzrost kości długich, spada siła mięśni, narządy wewnętrzne rosną wolniej. Widzimy wysokiego chłopaka, dziewczynę, ale ten chłopak, dziewczyna mają jeszcze serce dziecka, które z trudem „obsługuje” to większe ciało. Obserwujemy wtedy gwałtowne męczenie się, nienaturalny wzrost tętna przy niewielkiej nawet aktywności. Co wtedy robić? Trzeba poczekać nawet kilka lat, zanim organizm dryblasa w pełni dorośnie. Czy nic nie robić? Oczywiście, że nie ‒ tylko rodzic musi mieć świadomość, że dziecko z wyglądu już może nie jest dzieckiem, a w środku nadal tak. Jakie zatem sporty wybrać? Np. pływanie właśnie, które przez poziomą pozycję jest „wygodniejsze” dla serca. Narząd nie musi pokonywać dodatkowo grawitacji. Bardzo dobry jest marszobieg, ale z pełną kontrolą tętna i nieprzekraczanie wartości 160–170/min, czyli wartości optymalnych.
A co w sytuacji, kiedy nie mamy możliwości pomiaru/kontroli tętna, nie mamy urządzeń?
Trzeba po prostu obserwować dziecko. Pytać je, jak się czuje, patrzeć jak oddycha, czy się mocno poci i czy wysiłek sprawia mu radość. Jeżeli może w trakcie wysiłku rozmawiać, nie ma przyśpieszonego oddechu, to intensywność jest właściwa. Gdy rozmowa nie jest możliwa z uwagi na przyśpieszony oddech, to wysiłek jest za intensywny. Możemy również zmierzyć palcami tętno na szyi, tak jak się to robiło 50 lat temu, ale taki pomiar nie jest dokładny.
W biegach ciągłych należy unikać wysokich intensywności wykonywanych przez dłuższy czas. Nie są one zdrowe dla młodego organizmu.
Czy istnieje najlepszy typ aktywności odpowiedni dla różnych grup wiekowych?
Są dyscypliny, które wymagają wczesnej specjalizacji, np. pływanie, łyżwiarstwo figurowe, tenis, piłka nożna. Ale w innych dyscyplinach wczesna specjalizacja nie jest wskazana – może zahamować postęp w późniejszym wieku. W tym przypadku rolą rodzica jest zapewnienie dziecku dostępu do różnych aktywności, dyscyplin sportowych po to, aby w tym złotym okresie dziecko wypracowało koordynację, rozwinęło zdolności motoryczne. Takie postępowanie spowoduje, że po okresie dojrzewania dziecko łatwiej nauczy się nowych dyscyplin, a te, które już zna, będzie mogło uprawiać na wyższym poziomie. Jego aparat ruchu i system nerwowy będą przystosowane do nowych wyzwań. Dziecko, krótko mówiąc, będzie bardziej sprawne. Układ sercowo-naczyniowy i oddechowy będą sprawniejsze, a to warunkuje potem większy komfort w życiu. Musimy pamiętać o tym, że nasze maksymalne parametry wydolnościowe osiągamy ok. 20. roku życia, natomiast potem z każdym rokiem wydolność spada o ok. 1%. Aktywność fizyczna spowalnia ten proces. Wysoki poziom wydolności w młodym wieku gwarantuje lepsze parametry w wieku 40‒50 lat.
W pracy z dziećmi musimy pamiętać o tym, że przygotowujemy je na dalszą część życia. Od nas zależy, czy będą żyły w komforcie, czy będą otyłe, czy szczupłe. I tak naprawdę to rodzicom dzieci zawdzięczają to, jakie później są.
Od razu rodzi się pytanie, jak zarazić dzieci sportem? W naszej rodzinie mąż biega, ja biegam, dzieci pływają, biegają na orientację.
Dzieci uczą się przez naśladowanie. Więc na ogół wystarczy zabierać dzieci ze sobą, żeby się ruszały razem z nami. Nauczyć ich, że wolny czas spędza się aktywnie. Poszukajmy w okolicy zamieszkania atrakcji typu plac zabaw, park linowy, ścianka wspinaczkowa, boisko sportowe. Po prostu popychajmy delikatnie dziecko w kierunku różnych sportów. To na pewno zaowocuje i dziecko coś sobie znajdzie. Nie zawsze taki sport, jaki rodzice by chcieli, ale musimy to uszanować. Pamiętajmy, że dzieciom zainteresowania też się będą zmieniały. Nie karćmy ich za to, że szukają. Doceniajmy konsekwencje.
Jakie są najczęstsze błędy popełniane przez rodziców, trenujących rodziców?
Jeśli rodzic jest trenerem z wykształcenia, ma doświadczenie w pracy z dziećmi i czuje się na siłach, to może być również trenerem swojego dziecka. Taka współpraca może być trudna, bo nie wszystkie dzieci chcą być trenowane przez rodzica. I tu byłbym ostrożny i nie starał się narzucać własnej woli dziecku za wszelką cenę. Trening to ‒ tak jak mówiłem ‒ coś systematycznego, co mocno oddziałuje na organizm. Jeśli natomiast nie mamy tej wiedzy, to możemy wywołać niekorzystne zmiany w organizmie dziecka. Najczęstszym błędem u rodziców, którzy chcą być trenerami, jest brak świadomości, że trening to długotrwały proces wymagający specjalistycznej wiedzy oraz że organizm dziecka inaczej reaguje na bodźce treningowe niż organizm dorosłego. Często widzę, jak rodzic jedzie na rowerze, a dziecko za nim i ledwo dyszy. Lepszy rozwiązaniem jest sytuacja, gdy rodzic jedzie za dzieckiem, a dziecko ma wybór tempa jazdy.
Czy też rodzic, najczęściej ojciec, który trenuje syna na bieżni i na każdym treningu mierzy mu czas i sprawdza, czy dziecko biega szybciej z treningu na trening. To tak nie działa. Trening nie na tym polega.
Lepiej, żeby dziecko dołączyło do grupy, gdzie jest trener i inne dzieci. W grupie trenuje się łatwiej, zawiązują się relacje społeczne i dzieci chętniej chodzą na takie zajęcia.
W treningu nigdy do końca nie wiemy, jak dany organizm zareaguje na określony bodziec treningowy. Np. jeśli jest grupa dziesięciorga dzieci i robią taki sam trening, to dla każdego z nich będzie on czymś innym. Dlatego, że każdy organizm jest inny i każde z tych dzieci ma inne uwarunkowania genetyczne czy społeczne. Trzeba mieć naprawdę głęboką wiedzę i doświadczenie, żeby tak dobierać obciążenia, aby nie zrobić krzywdy dziecku, by następował progres w rozwoju jego wydolności i zdolności motorycznych. Reasumując, najczęstsze błędy to nieznajomość organizmu dziecka, brak doświadczenia oraz porównywanie dziecka do organizmu rodzica i stwierdzenie: ja w twoim wieku to…
Co, gdy rodzic jest nadgorliwy? Przykładowo ultras, który swoje dziecko zapisuje na zawody na dłuższe dystanse?
(Głęboki oddech i uśmiech) Za moich czasów, czasów komunistycznych, dla dzieci do czwartej klasy był czwórbój lekkoatletyczny. Skoki wzwyż, w dal, bieg na 60 m i rzut piłeczką palantową. W wieku późniejszym dla dzieci do ósmej klasy były wieloboje lekkoatletyczne, w tym wielobój wytrzymałościowy, w którym maksymalny dystans to bieg na 600 m dla dziewcząt i 1000 m dla chłopców. Nie biegało się wtedy takich dystansów jak 5 czy 10 km. One były zakazane i nie było zawodów z takimi dystansami, bo przepisy tego zabraniały. Mało tego, trenerzy słusznie byli uczeni, że trening wytrzymałościowy możemy zacząć dopiero po 15. roku życia u dziewcząt i 17. roku życia u chłopców. To jest najczęstszy wiek końca skoku pokwitaniowego. Późna specjalizacja gwarantuje zrównoważony rozwój młodego organizmu i osiągnięcie optymalnych wyników w późniejszym okresie.
Dlatego też uważam, że dzieci nie powinny biegać dystansów powyżej 10 km lub więcej. Ja bym swojego dziecka na taki trening nie puścił.
W jakim wieku w takim razie dziewczynka mogłaby przebiec 10 km?
Po skończonym okresie dojrzewania, czyli w wieku 15 16 lat mogłaby dopiero zacząć trening wytrzymałościowy. I będzie potrzebowała kilku lat, aby się optymalnie przygotować do takiego wysiłku. Tutaj absolutnie nie ma się co spieszyć, na wszystko przyjdzie czas. Trzeba dać dziecku dorosnąć i pozwolić zaadaptować się do takich wysiłków jak bieg na 10 km. Nie jest sztuką wycisnąć z dziecka dużo, sztuką jest tak je prowadzić, by w wieku dorosłym potrafiło wiele.
Czyli krótko mówiąc, trenować z głową pod okiem doświadczonego trenera i najlepiej, żeby dzieci zaczęły od sportów grupowych? Dobrze rozumiem?
Chodzi o to, żeby dzieci zaczęły od treningów w grupie razem z rówieśnikami, niezależnie od tego, czy są to sporty zespołowe, czy indywidualne, i żeby próbowały różnych dyscyplin. Powtórzę raz jeszcze: najlepszy sport na początek to pływanie. Jestem przeciwny przygotowywaniu dzieci do kariery sportowej przez rodziców bez doświadczenia i wiedzy. Rodzic jest od otwierania drzwi i pokazywania różnych możliwości, a dziecko wybierze sobie to, co polubi.
Panie Ryszardzie, bardzo serdecznie Panu dziękuję za podzielenie się z nami cenną wiedzą. Podsumowując – polecamy obserwacje aktywności swoich dzieci. Szczególnie teraz, gdy tego zwykłego ruchu mają mniej niż ich rodzice w ich wieku, bo za jakiś czas może okazać się, że aktywność fizyczna w młodości to będzie najlepsza inwestycja w ich życiu.
Dokładnie tak. Dziękuję za rozmowę!
Jeśli zainteresowała was rozmowa i macie ochotę na więcej, to zapraszamy do podcastu RunForest Podcast, którego Ryszard Szul jest współprowadzącym. Jeden z odcinków dotyczył właśnie tego – jak wytrenować młodego mistrza!
Ryszard Szul – absolwent AWF w Krakowie, trener lekkiej atletyki I klasy, trener pływania. Jako fizjolog pracował m.in. z Robertem Korzeniowskim, czołowymi biegaczami, triatlonistami i kolarzami. Odpowiadał za przygotowanie fizyczne zawodników Wisły Kraków, Legii Warszawa i innych klubów piłkarskich.
Rozmawiała: Ola Pucek – ultras amator, mama Jaśki i Władka, żona Żula ‒ najchętniej biegającego z mapą. Najczęściej spotkać ją można wzdłuż praskiego brzegu Wisły, w Kampinosie oraz MPK-u.
Tekst ukazał się drukiem w MAGAZYNIE ULTRA#35