James Artur Kamiński
Biegacz amator

Jak powiedzieć „b” (słownie: be)

Ryki, 22.02.2017

Jak już powiedziało się „a” to czas na kolejne, w tym wypadku „b” (be…)

Gdy zaczynasz biegać, gdy nie przeszkadza ci pot ociekający z czoła, gdy wiatr we włosach sprawia przyjemność, gdy wiesz, co trzeba zrobić, aby przyśpieszyć z tempa 6:00 min/km do 5:30 min/km, gdy masz już jakieś buty, które choć wyglądają na biegowe i są w miarę wygodne (choć to kwestia na osobną historię). To już chyba czas na pierwszy start w zawodach biegowych.

Więc czas – start.

Mały i kameralny bieg w rodzinnych Rykach. Run for Ryki to kameralne 10 km po ulicach dobrze znanych z dziecinnych zabaw i szwendania się z kumplami bez celu. Tu cel będzie jeden: dobiec i przeżyć.

Gorący sierpniowy poranek to nie jest może wymarzona pogoda na pierwszy w życiu start w zawodach, ale jak powiedziało się „a”… Spacer do miejsca zbiórki, podpis oświadczenia, odbiór bawełnianej koszulki i zawodnik gotowy do startu. No tak, „zawodnik” zapisany, na liście startowej i z numerem na piersi. Krótka rozgrzewka, choć gorąc straszny i można biec.

Szybki niczym…

Zawody to nie swobodne truchtanie po lesie, przekonamy się o tym już po 5 m biegu. Wszyscy ostrzy zawodnicy, a takich nawet na kameralnych biegach kilku się znajdzie, wyrywają do przodu. Po 5 min nie widać ich już za pierwszym zakrętem. Ale debiutanci rozkręcają się powoli, bez zbytniego pośpiechu, z gracją, kontrolując sytuację wśród otaczającej stawki… I tak do pierwszego lekkiego podbiegu, zaczyna brakować sił, oddech coraz płytszy, pierwsze chwile zwątpienia.

James, dawaj!

Doping, tak to jest sól biegów, nie tylko ulicznych! Czy na wielotysięcznych maratonach, czy na kameralnej dyszce zawsze można liczyć na słowa otuchy. A w niewielkiej miejscowości szansa spotkania kogoś znajomego, kto właśnie przechodził obok i na widok bólu i czerwonej z wysiłku twarzy krzyknie „James dawaj!”. Dostajesz dodatkowe 100 pkt. do mocy, nogi jakoś same niosą, meta coraz bliżej. Jeszcze tylko dwa zakręty i pierwszy start będzie zaliczony. Tak, zaliczony, bo tempo 5:17 min/km przez 10 km chluby nie przynosi. Takie małe biegowe „be”. Ale nie od razu Rzym zbudowano, jeszcze będą piękne starty, łzy wzruszenia, euforia na mecie, radość z pokonania kolejnych barier. Ale o tym w kolejnych odcinkach…