Od wczoraj mówili, że pojawił się na mieście. Ktoś go ponoć widział na obiedzie, kto inny koło jednego z dwóch sklepów w Zegamie. Ponoć nawet w tym samym czasie, ktoś zauważył go jak wybiegał na trening tuż za polem dla kamperów. Choć prawda jest taka, że fizycznie jeszcze go nie było, ale już fani go tu widzieli. Plotka goniła plotkę. O kim mowa? O Wielkim Kilianie, Arcymistrzu biegów górskich. Finalnie już tu jest. Siedziałem nawet koło niego na śniadaniu. Mam autograf (A co pochwalę się!)
Tekst: Jędrek Maćkowski, zdjęcie główne: Leo Roussel / Zegama-Aizkorri
Pierwszy raz pojawił się tu 17 lat temu. Później 11 razy wracał, wygrywając razy 10. Zegamę i towarzyszącą jej atmosferę ukochał sobie wybitnie. Dziś na pytanie, czy przyjechał pobić swój rekord, czy po prostu kolejny raz wygrać, powiedział: Przyjechałem tu, by znów poczuć to coś, coś co napędza sportowców najbardziej. Zaangażowani fani! Będę się ścigał, by na mecie pojawić się jak najszybciej. Wolę ścigać się z innymi, ale jak będzie trzeba, będę ścigał się z własnym rekordem.
Potwierdził też plotki, że jest w formie życia i zamierza tę formę wykorzystać. Obrońca zeszłorocznego tytułu Manu Marillas z pewnością siebie Hiszpańskiego Konkwistadora oznajmił, że jeśli ktoś zechce stanąć mu na drodze do najwyższego stopnia podium, będzie musiał po nim przebiec. Kilian uśmiechnął się i spojrzał na Marillasa, ten uśmiechem również odpowiedział. Jako trzeci zaproszony przy stole konferencyjnym siedział Bart. Był tu już trzeci, był szósty, był drugi zaledwie dwie minuty za Kilianem. Wczoraj zdradził mi pewien sekret. Ja zdradziłem go innym na konferencji. Może już nie będziemy kumplami. Od lat bowiem hasło do Bartka komputera to słowo „Kilian”. Ma do niego olbrzymi szacunek i respekt, ale w odpowiedzi na pytanie, czy kod Kilian zostanie jutro złamany - odpowiedział z olbrzymim spokojem - zobaczymy jutro. I już jutra doczekać się nie możemy. Bartek i tak będzie musiał zmienić dostęp do kompa. Niech zrobi ten reset grubą kreską.
Wśród pań niestety nie zobaczymy lokalnej gwiazdy Sary Alonso. Jeszcze przedwczoraj żartowała ze wszystkimi, kończyliśmy wywiad do najbliższego numeru Ultra, a dziś na swoim instagramie napisała, że w nocy skoczyło jej tętno, dostała wysokiej gorączki, której towarzyszyły wymioty, wylądowała w szpitalu w San Sebastian. Jej wielkie marzenie wygrania Zegamy jeszcze w tym roku, legło tym samym w gruzach.
Ciężar reprezentacji Kraju Basków spada na Malen Osa. Dla niej będzie to jednak pierwszy tak długi start. Boi się go okropnie. A Sara mimo, że jest jej największa rywalką, to też jest jej przyjaciółka w jednym. Zrobi to dla niej, a wypowiadane w baskijskim języku ostrym dla ucha jak sztylety dźwięki, mogą świadczyć o tym, że wie jakie ma oręże w ręku.
Waleczne nastroje udzieliły się też naszym dwóm pozostałym reprezentantom - Marcinowi Rzeszótko, który liczy na pierwszą 10kę. Cichy Marcin Kubica - pytanie jak jutro będzie, skwitował szybkim - Będzie dobrze.
Zegama, która jeszcze dwa dni temu, była cichym miasteczkiem, wylęgła na ulice. Zjechało się kilkadziesiąt tysięcy kibiców. Dzieciaki zbierają autografy, sypią się toasty na cześć przechodzących zawodników. Dumni mieszkańcy wkładają na głowy tradycyjne baskijskie berety. Dokładnie o taki sam - jutro rozgra się stawka. Ten beret jest niczym Święty Graal. Zaryzykuje stwierdzenie - najcenniejsze do zdobycia trofeum w biegach górskich na świece.
Mamy to szczęście, że znów jesteśmy na miejscu i postaram się Wam to pokazać z bliska! Trzymajcie kciuki. Dopingujcie! Bądźcie z nami wirtualnie na podejściu na Aizikorii, a relacjami dzielcie się wśród swoich znajomych - niech idzie w świat, że kibice trialu to romantyczni fanatycy!