Maciek Skiba

Dyrektor biega po windę dla swoich dzieciaków

22.12.2023

Wyobrażacie sobie szkołę specjalną, w której uczą się dzieci m.in poruszające się na wózkach inwalidzkich bez windy? Tak samo nie wyobraża sobie tego Artur Walkowiak, dyrektor zespołu szkół specjalnych w Zawadzkiem (woj. opolskie), który wraz ze swoimi podopiecznymi i personelem z tym problemem zmaga się codziennie. By zwrócić na niego uwagę od ponad trzech miesięcy codziennie biega po 10 km. I będzie biegał tak długo, aż przy ich szkole powstanie winda. 

Zdjęcia: archiwum prywatne

By zdążyć z codziennymi obowiązkami, wstaje codziennie przed piątą i udaje się na 10-kilometrowy bieg. 10 km dziennie, niby nie dużo, ale jednak dzień w dzień pokonywany dystans to piekny pokaz determinacji jaka nim kieruje. Tą akcją chce nagłośnić temat i obiecał biegać tak długo, aż przy szkole w której pracuje, powstanie winda przywracająca goność jego podopiecznym i ułatwiająca pracę personelowi.

“To szkoła dla dzieci z umiarkowanym, znacznym lub głębokim stopniem upośledzenia. Mamy trzydzieścioro uczniów, z których ósemka porusza się na wózkach inwalidzkich, a kolejna siódemka ma stwierdzone problemy z poruszaniem się. To połowa wychowanków. Szkoła znajduje się na podwyższonym parterze, to już pięć-sześć schodków. Staram się rozplanowywać, by te klasy wózkowe miały zajęcia na parterze, a dzieci sprawniejsze ruchowo wyżej, ale nie zawsze jest to możliwe. Na górze jest sala integracji sensorycznej, sala logopedyczna, sala do rehabilitacji. Jest też kuchnia, która cieszy się dużym powodzeniem, bo dzieciaki uwielbiają tam przygotowywać posiłki i uczestniczyć w zajęciach kulinarnych czy takich z prowadzenia gospodarstwa domowego. Więc kilka czy kilkanaście razy dziennie musimy wnosić te dzieci po schodach, w jedną i drugą stronę. Wiele się mówi o godności osób niepełnosprawnych, bo, jakby się Pan czuł, gdyby tak Pana noszono każdego dnia?”

 

Artur Walkowiak postanowił wziąć sprawę w swoje nogi i po stu dniach biegania, rozgłos jaki zyskała jego akcja, przerósł jego najśmielsze oczekiwania. Na swojej stronie FB codziennie widać ruch. Wrzucane są nie tylko treningi-potwierdzenia ze stravy, ale zapowiedzi wydarzeń, zbiórek czy ludzie promujący akcję “biegiem po windę” z całego świata.

“Szybko rozniosło się, że jestem tym biegającym dyrektorem. Zapraszają mnie inne szkoły, zakłady pracy. Robią specjalne biegi, koncerty i zbiórki “biegu po windę”. Czasami uda się zebrać tysiąc i dwa z takiego wydarzenia w małej szkole połączonego z kiermaszem czy sprzedażą ciast. Zdarzają się też większe - rekord to aż 11 tysięcy. Jednak też sporo osób traktuje mnie, jako ciekawostkę - przyjedzie, coś poopowiada, przebiegnie się kawałek, a pieniędzy z tego nie ma. Jest to męczące, ale cieszy mnie to, bo nie lubię być takim dyrektorem, który siedzi w stercie papierów, tylko coś robi i działa. Ostatnio pojechałem do szkoły i miałem przebiec się 400 metrów. Na miejscu okazało się, że… z każdą klasą. Ciągłe zaproszenia, wyjazdy sprawiają, że od początku września nie miałem wolnego dnia - jak wychodzę rano, to wracam wieczorem. ”

“Wcześniej nie wiedziałem, że mam tylu fajnych znajomych biegaczy. Różne gminy czy sołectwa dzięki akcji zorganizowali po raz pierwszy jakiś bieg - liczyli na kilkadziesiąt osób, przyjechało dwieście pięćdziesiąt. Dzięki takiemu rozgłosowi znajdują się dobrodzieje - wyremontowali nam na przykład łazienkę za 100 tysięcy złotych, inna zajęła się kuchnią. Warto biegać, bo są ludzie, którzy zauważają to poświęcenie.”

 

Takich budujących historii ma wiele. Wśród nich pojawiają się przede wszystkim te dziećmi ich rodzicami, którzy dzielnie angażują się w życie szkoły,a dzięki akcji sami dostają skrzydeł.

“Akurat tak się złożyło, że miałem dwa biegi organizowane dla mnie i jeden z nich wygrałem. Nie mogłem zostać na dekorację, więc poprosiłem mojego autystycznego ucznia, by odebrał puchar. Byli tam jego rodzice, bardzo przytłoczeni, bo całe życie słyszeli, że ich dziecko jest trudne, przeszkadza, trzeba je wcześniej zabrać z przedszkola i szkoły. I nagle chłopiec wychodzi, staje dzielnie na podium. Jego matka płacze, bo on po raz pierwszy w takim tłumie jest spokojny. To wielkie szczęście, bo dzięki tej akcji te dzieci i ich rodzice są w końcu zauważani.”

Historia biegowa Artura zaczęła się… w szkole. Wygrywał biegi przełajowe i był aktywny. Zdarzało się, że wolał urwać się ze szkoły, by marszobiegiem wrócić kilka kilometrów do domu. Jednak proza życia doprowadziła, że zostawił sport i przytył. W pewnym momencie na wakacjach, zobaczył swoje zdjęcie z plaży i stwierdził, że musi coś zrobić z tym brzuchem - następnego dnia już wyszedł pobiegać. W trzy miesiące zrzucił 20 kilo i miał już kończyć odchudzanie bieganiem, ale tak mu się spodobało i weszło w krew. Biega regularnie od 14 lat. 

“Świętowaliśmy z małżonką rocznicę ślubu pod Warszawą i odbywał się wtedy pierwszy Orlen Maraton - był pełen dystans i 10 kilometrów. Chciałem zapisać się na dychę, ale żona powiedziała, że nie opłaca nam się tyle jechać na tak krótki bieg - więc w debiucie na zawodach od razu pobiegłem maraton. Przeżyłem i nawet nabiegałem jakieś trzy i pół godziny, co na pierwszy raz jest niezłym wynikiem. Później się wkręciłem, rywalizowałem z rówieśnikami. Zawsze gdzieś w kategorii wiekowych kręciłem się koło pudła. Teraz z tymi moimi “dziesiątkami” w tygodniu, w weekend dorzucam jakieś szybsze bieganie i jak jadę na zawody, to często staję na podium - a to kolejna promocja akcji z windą. Ostatnio miałem jednego dnia dwa, czy trzy organizowane dla mnie biegi. Pędziłem, mówiąc do rywali pół żartem-pół serio, że muszę biec tak szybko, bo zaraz zaczynam się kolejny start.”

 

Na początku szkoła w Zawadzkiem nie mogła liczyć na żadne dofinansowania. Dopiero po wybieganiu zainteresowania pojawiło się światełko w tunelu. Kiedy dostał pieniądze na projekt, okazało się, że koszt całej inwestycji wzrośnie z 300 aż do 780 tysięcy. 

“Szkoła mieści się w starym pałacyku w środku lasu. Chcielibyśmy “wyjść z tego lasu”. Winda to jest konieczność nie za rok, dwa, tylko już. A lista pozostałych potrzeb jest długa: budynek trzeba ocieplić, drzwi lepimy, dokręcamy, ale cały czas pamiętają lata 80., nie mamy placu zabaw, przydałby się też plac sensoryczny. Nie ma normalnej drogi, tylko klepisko. Mimo wielu przychylnych osób, często trzeba pokryć część z środków własnych, dlatego potrzebujemy pieniędzy.”

“Powiedziałem, że będę biegał do momentu wybudowania windy. Nogi mnie nie bolą i na myśl każdej dyszki naprawdę się cieszę, ale chcę doprowadzić ten projekt jak najszybciej do końca, żeby nie być wiecznie “panem windą”, tylko zacząć biegać w innym celu. Szczególnie, że w przyszłym roku obchodzimy 50-lecie powstania szkoły.”

Pomóc Arturowi i “jego dzieciom” możecie wpłacając pieniądze na zbiórkę lub wpłacając bezpośrednio na konto fundacji “Mały Krok”: 46 8909 0006 0010 0018 0005 0001 z dopiskiem 50lecie

Fanpage FB akcji "Dyrektor biega po windę dla swoich dzieciaków"