Mikołaj Kowalski-Barysznikow
Biegacz amator

Droga do UTMB. Przystanek CCC. Odcinki 19-22

Przysłup, 21.06.2017

Wspólny projekt Marcina Świerca i mój pod hasłem „Droga do UTMB” rozpoczął się 16 stycznia 2017 r. Naszym celem było (i jest) przygotowanie się do najsłynniejszego górskiego ultramaratonu na świecie – Ultra-Trail du Mont Blanc. Po drodze czeka nas kilka przystanków, z których najważniejszy już 1 września, kiedy staniemy na starcie „małego UTMB”, czyli 101-kilometrowego CCC, rozgrywanego na tej samej trasie co UTMB, ale o 67 km krótszego wyścigu z włoskiego Courmayeur do francuskiego Chamonix (przez szwajcarskie Champex). Trzy kraje i trzy C – nazwa biegu jest łatwa do rozszyfrowania. Znacznie trudniej jest za to ze zbudowaniem formy na niego. Ale jeszcze ciężej pisać o przygotowaniach. Miały być cotygodniowe raporty, miała być inspiracja, miało być dzielenie się wiedzą. A co jest? Nic. Od miesiąca cisza. Czas zacząć nadrabiać zaległości!

Miniony miesiąc był jednym z najbardziej intensywnych w moim życiu. Przełom maja i czerwca (z przyległościami) to ciągłe podróże (małe i duże), skumulowane redakcyjne obowiązki, ciężkie treningi, mało snu i dużo stresu. Do tego Chris Cornell, jeden z głosów, który towarzyszył mi od dzieciństwa, wziął i się zawinął. Nawet nie zamachał na do widzenia.

Pierwszy raz zobaczyłem go na ekranie starego telewizora Sony Trinitron.Była słoneczna sobota, chyba wrześniowa, bo akurat były wykopki. Wpadłem do drewnianej chaty po szklankę wody, gdy zobaczyłem, że w telewizyjnej dwójce nadają coś innego niż zwykle. Coś, co od razu weszło mi pod skórę. I już tam zostało. Tym czymś był utwór „Hunger Strike” – w teledysku dwajpióracze o głosach jak dzwony śpiewają pieśń, której nie rozumiem, ale która porusza mnie do szpiku kości. Od razu wybiegłem przed dom i krzyknąłem do wszystkich: „chodźcie szybko!”. Wtedy nie wiedziałem, że to śpiewają Cornell i Vedder. Dziś wiem, ale co z tego, skoro Cornella już nie ma. To pierwsza śmierć kogoś, kogo nie znałem osobiście, a która tak bardzo mnie poruszyła. Czasem w biegu śpiewam sobie: „I don’t mind stealing bread...”.

Co mam napisać? Że jestem szczęśliwy, że złamałem 4 h w Biegu Marduły. Jasne, że jestem, choć nijak się ma mój mały sukcesik do wielkiego wyczynu, jakiego na tym samym biegu dokonał Seweryn Socha. Kiedy dowiedziałem się o czasie, jaki wykręcił, a na dodatek, że na ostatnich metrach bił się o pierwszeństwo na mecie z samym Pawłem Dybkiem, spadła mi czapka z wrażenia. Drugim wielkim wygranym tego biegu jest dla mnie Paweł Krawczyk, zwany Pigmejem – stary punkowiec, który biega tak jak Johnny Rotten śpiewa(ł): bezkompromisowo i na całego. „Lepiej spłonąć niż zgasnąć” – tak o Johnnym śpiewał Neil Young. I tak samo możnaby napisać o Pigmeju na Biegu Marduły. Mam nadzieję, że przyjdzie kiedyś taki dzień, że pójdziemy z Pawłem i jego Deśką gdzieś w słowackie Tatry i pogadamy o jego barwnym życiu, a później spiszemy tę historię i pokażemy światu na łamach ULTRA. Na koniec, czym są moje złamane 4 h w zestawieniu z fantastyczną postawą dziewczyn pod Tatrami, z których aż pięć wyprzedziło mnie na mecie? Powinienem się wstydzić? Nie wstydzę się! Jestem z nich dumny!

Czyżby złamana V kość śródstopia?Takie pytanie zadawałem sobie jeszcze na trzy dni przed startem w Biegu Marduły. Narastający ból sprawiał, że z każdą chwilą byłem coraz bardziej przekonany, że to właśnie to – zmęczeniowe złamanie malutkiej kosteczki w stopie, upierdliwa kontuzja,z której wychodzi się miesiącami, a czasem nawet latami. Najpierw wizyta u fizjoterapeuty, podczas której po raz pierwszy w życiu podczas „masażu” czułem tak wielki ból, że całe moje ciało od środka krzyczało, i aż dziw, że z ust wypływały zaledwie pojedyńcze jęki niosące tylko ślad nieszczęścia. Na koniec zabawy fizjo stwierdził, że to jednak raczej nie złamanie, tylko przeciążenie rozcięgna podeszwowego (no tak, na kiłę najlepsza cholera), ale żebym na wszelki wypadek zrobił jeszcze rentgen. Ale gdzie tu zrobić rentgen? Szybki telefon do Siostry Hanki, która po chwili czekała na mnie przy promieniotwórczej machinerii w zaprzyjaźnionej klinice weterynaryjnej. „Muszę cię jakoś wpisać do bazy danych przed badaniem”, zagadnęła Hanka, „wpiszę: >>BARDZO DUŻY PIES MIKI<<, dobrze?”. Uśmialiśmy się oboje po pachy. Po chwili bardzo duży pies Miki otrzymał zdjęcie. Przydałby się jakiś ekspert, ale obydwoje uznaliśmy, że tylna prawa łapa nie nosi znamion złamania.

Nie da się opisać miesiąca treningów w dwóch zdaniach. W raportach tak jak i w samym treningu najważniejsza jest konsekwencja i regularność. I o ile przygotowania do UTMB idą według planu, o tyle w relacjonowaniu poległem na całej linii. Nie napiszę więc nic ponad to, że w minionym miesiącu robiłem kilometrówki, 1,5-kilometrówki, 2-kilometrówki i inne x-metrówki. Biegałem w tym czasie w Katalonii, Tatrach, Beskidzie Niskim, Bieszczadach, Józefowie, na Pogórzu Dynowskim i w wielu innych miejscach. Forma idzie w górę, a radość z przebywania na szlaku nie słabnie. Właśnie zbieram się do wyjazdu na Śnieżkę (2 x Śnieżka, MP w długodystansowym biegu górskim), potem krótki wypad w słowackie Tatry i na początku lipca kolejny start – tym razem w Pirenejach na festiwalu Pirineos FIT. Niby wszystko idzie zgodnie z planem, ale ciężko się uśmiechać. Jest pot, są endorfiny, tylko Chrisa już nie ma...         

  

***

"Droga do UTMB" to projekt, który realizujemy wspólnie z Marcinem Świercem. Marcin w 2 lata przygotowuje siebie i mnie do startu w najsłynniejszym ultramaratonie na świecie - Ultra-Trail du Mont Blanc. Głównym punktem przygotowań jest nasz start w wyścigu CCC, czyli "Małej Siostrze" UTMB, który odbędzie się 1 września 2017 r. we Francji. Więcej o "Drodze do UTMB" przeczytacie w magazynie ULTRA. Znajdują się tam również plany treningowe, według których będziemy ustawiamy nasz trening w nadchodzących miesiącach.