To już sześć? Minęło już sześć tygodni od startu moich dwuletnich przygotowań do UTMB?! No dobra, skoro twarde dane tak mówią, to nie będę się spierał. W szóstym tygodniu treningów pod czujnym okiem Marcina Świerca natknąłem się na: odwilż, pojednanie, zmęczenie i... Śledzia. Ultra Śledzia! Zabiło mi też mocniej serce. I to wcale nie od wysiłku. (fot. Jan Nyka)
Poniedziałek
Przez ostatnie lata znajdowałem się pod wpływem demona. Demona nienawiści. Nie wiem, czy uwolnił mnie od niego dobry duch Karkonoszy, czy wyzwoliłem się sam, ale fakt jest taki, że tamten poniedziałek był dla mnie dniem oczyszczenia. Po rekonesansie trasy ZUK-a, zamiast ruszać w długą ponad pięćsetkilometrową drogę do domu, z Karkonoszy przemieściłem się w Sudety Wschodnie. Wylądowałem w Potoczku, małej wiosce, w której mieszka mój ojciec. Spotkanie z nim było najpiękniejszym zwieńczeniem wyjątkowego weekendu. Staruszek, choć ma tylko 60 lat, jest świeżo po zawale, a na domiar złego, kowbojąc się po sudeckich preriach, złamał niedawno nogę. Patrzyłem tak na niego, aż w końcu - po latach frustracji - zrozumiałem, że cholernie się cieszę, że go mam. Pomimo wszystkich zadr. Głęboko skrywana nienawiść ustąpiła miejsca miłości. Spędziliśmy razem wspaniały czas. I od tej pory będziemy go spędzać już tylko w ten sposób. Na szczęście tego dnia nie musiałem biegać. (fot. Marta Zawilińska)
Wtorek
Odwilż. Plucha. Wiatr. Paskudne warunki do biegania. Biegnąc przez las, cały czas wydawało mi się, że zaraz spadnie mi na łeb jakieś osłabione ciężką zimą drzewo. 8 km rozbiegania w tych okolicznościach było dla mnie bardziej treningiem psychiki niż mięśni. Nawet powtórzony 8 razy ulubiony zestaw skip/podbieg/zbieg nie był w stanie poprawić mi humoru. Jedyny plus tej całej zabawy, to że nie przyplątało się żadne przeziębienie. Odpukać w niemalowane!
Środa
Jestem sprinterem! Szczególnie z górki. Pod górkę nie jestem, ale i tak daję z siebie wszystko. 3,5 km rozbiegania na rozgrzewkę, a potem cztery serie na szybkości - każda po 15 minut i w tempie 4-4:15 min/km. Na koniec 2 km odpoczynku i można wracać z doliny na górkę. Nic nie cieszy mnie tak, jak trening szybkościowy wykonany zgodnie z planem. Ot, małe radości wolnoobrotowego diesla.
Czwartek
Brrrr! Zimno. Mokro. Wieje. To zdecydowanie najgorszy tydzień od początku, jeśli chodzi o pogodę. Ale trening zrobić trzeba. Tym razem padło na 15 km spokojnego rozbiegania po górkach. Co tu dużo gadać - minimum przyjemności, maksimum samozaparcia. Boląca łydka przypomina o szaleńczych zbiegach podczas weekendowego rekonesansu trasy ZUK-a. Na szczęście kupiłem niedawno nowy roler z wypustkami. Twardziel daje radę!
Piątek
Jasnowidz ten Świerc, czy co?! Skąd on, do cholery, wiedział, że w piątek nie będę miał ani siły ani ochoty na bieganie? Jakby trzeba było, pewnie wyszedłbym na trening, ale że dostałem wolne, to zrobiłem rolowanie, stabilizację i trochę jogi. Ale i tak najbardziej zapadła mi w pamięć wielka micha placków jaglanych z syropem klonowym. Na takim paliwie mogłem ruszać na północ. Z drogi śledzie, Miki jedzie! (fot. Krzysztof Zaniewski)
Sobota
Ultra Śledź. Z mojego Beskidu Niskiego do Supraśla jest jakieś 600 km. Nie wiem, czy dałbym radę to przejechać, gdyby nie wesoła ferajna, która dosiadła się do hondy na warszawskim Bemowie. Krzysiek Zaniewski, Janek Nyka i Norbullo Kontrabacz - trzej pasażerowie Nostromo! "Cała Polska śledzi Śledzia!", krzyknęliśmy na starcie, po czym kilkaset dzielnych Śledzi i Śledzionek ruszyło w Puszczę Knyszyńską. Wśród nich Janek i Norbul, ostatecznie 8. i 9. zawodnik krótszej, 50-kilometrowej trasy. A także Darek Strychalski, mój prywatny superultrabohater. My z Krisem zapakowaliśmy się do srebrnej strzały i ruszyliśmy, by spotkać ich na dalszych fragmentach trasy. Na początku tylko kibicowaliśmy, ale szybko natura wzięła górę - Krzysiek wyjął lufę i zaczął fotografować, a ja przebrałem się w biegowe ciuchy i z Królowego Mostu ruszyłem naprzeciw dzielnym Śledziom. Mignął mi Łukasz Zdanowski, mignęła Patrycja Bereznowska, przybiłem piątkę z Gniewkiem i Robertem Majem, aż w końcu moim oczom ukazał się Darek. Szybka nawrotka i już we właściwym kierunku pokonaliśmy razem kilka kilometrów trasy Ultra Śledzia. Wspięliśmy się na górę Św. Anny, po czym na rozwidleniu dróg Sztajner odbił na dłuższą trasę, a ja dokończyłem krótszą. W sumie wyszło mi tego dnia 25 km, z czego 10 końcowych w tempie 4:09. Jak trener przykazał! Śledź okazał się super imprezą, na którą bardzo chętnie wrócę jako zawodnik. A jeśli nie, to na pewno pojadę tam znowu na obiad - barszczyk w kubku z emalii w Spiżarni Smaków to wystarczający pretekst, żeby znów zameldować się na Podlasiu! (fot. Krzysztof Zaniewski)
Niedziela
Nie wiem, jak Marcin to robi, ale te jego treningi są tak zbalansowane (a może zbilansowane?), że zwykle nawet po ciężkim dniu, kiedy wydaje mi się, że jestem wypompowany do cna, rano budzę się jak młody bóg i mam mnóstwo pary, żeby pracować dalej. Po ciężkim tygodniu niedzielne 26 kilometrów spokojnego wybiegania nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia. Ale i tak na treningu serce zabiło mi mocniej. Zgubiłem się w lesie. Na szczęście nie byłem sam...
"Dobry tydzień. Najważniejsze, że nic nie boli. Dbaj o siebie! Masz jakiegoś fizjo? Unikajmy kumulacji zmęczenia przed maratonem!" - uwielbiam te krótkie podsumowania Marcina. Zawsze trafia w punkt!
***
"Droga do UTMB" to projekt, który realizujemy wspólnie z Marcinem Świercem. Marcin w 2 lata przygotowuje siebie i mnie do startu w najsłynniejszym ultramaratonie na świecie - Ultra-Trail du Mont Blanc. Głównym punktem przygotowań jest nasz start w wyścigu CCC, czyli "Małej Siostrze" UTMB, który odbędzie się 1 września 2017 r. we Francji. Więcej o "Drodze do UTMB" przeczytacie w magazynie ULTRA. Znajdują się tam również plany treningowe, według których będziemy ustawiamy nasz trening w lutym i w marcu.