Nie można przewidzieć, którędy powiedzie Droga do UTMB. Marcin do Chamonix zamierza dobiec przez Afrykę, a Miki zamienił siłę swoich nóg na moc beskidzkiej gąsienicy. Ale tylko na chwilę!
Uff, buff! To okrzyk nie zmęczenia, lecz ulgi. Pierwsze dni obozu treningowego Świerca w Kenii upłynęły pod znakiem choroby, ale na szczęście już jest wszystko OK. Od dziś jeszcze 18 dni biegania pod afrykańskim słońcem i ma być już tylko lepiej! U mnie też dobrze. Wiadomość o 5 nadprogramowych kilogramach mocno mnie zmotywowała i cały miniony tydzień przepracowałem z entuzjazmem debiutanta. Hakuna matata!
Poniedziałek
Czy można rozpocząć tydzień lepiej, niż od dnia odpoczynku?! Nie można! Ale odpoczynek u trenera Świerca wcale nie oznacza laby. W poniedziałki nie biegam, za to chodzę na basen i saunę. Pływanie to sposób na rozruszanie i rozluźnienie nabitych kilometrami gnatów, a sauna - na regenerację po mocnym weekendzie. Wiem, że już to mówiłem, ale kocham poniedziałki!
Wtorek
W bieganiu zimą uwielbiam to, że jest zimno, że jest śnieg, i że są skipy. Dużo skipów. Najczęściej A i C, ale oprócz nich czasem dochodzą inne elementy siły biegowej. Na przykład podbiegi, które są moją ulubioną jednostką treningową. Wiadomo, że męczą, i że pod koniec każdej serii wcale nie myślę, że są takie fajne, ale ostatecznie i tak za każdym razem wraca to samo uczucie. Skipy + podbiegi = czuję, że żyję!
Środa
Dzień zacząłem od kawy z cynamonem, kardamonem i goździkami. Kiedyś pisałem, że pod wpływem Świerca przestałem pić kawę. No to teraz napiszę, że pod wpływem cynamonu zacząłem pić ją z powrotem. Uwielbiam! Uwielbiam wstać skoro świt (np. o 8, he he!) rozpalić pod kuchnią, zaparzyć w rondelku kawę, wypić ją bez pośpiechu... Wiem, że to luksus, ale co zrobię, że taki ze mnie luksusowy chłopak?! Za to potem było już mniej luksusowo. Kilka kilometrów spokojnego wybiegania, po wbiegnięciu na górkę z ładnym widokiem rozgrzewka, dalej bieg ciągły i na koniec kilka rytmów. To było prawie tak smaczne jak poranna kawa.
Czwartek
Sam sobie jestem trenerem! Choroba Świerca sprawiła, że nie zdążyliśmy się złapać po środowym raporcie, plan na nowy tydzień nie dotarł i trening na ten dzień wymyśliłem sobie sam. Tarraaam! Każdy ze swoich 18 km wybiegania pokonałem dumny jak paw!
Piątek
W rozpisce "sprawność i regeneracja". W praktyce sprawność sprowadziła się do noszenia koniom wiader z wodą, bo sąsiad-musher wyjechał na MP w psich zaprzęgach i opiekowałem się jego zwierzakami. A regeneracja? Niby wieczorna kąpiel w gorącej wodzie, ale w połowie skończyła się temperatura w termie i weekend zacząłem od lekkiego dygotu.
Sobota
Goście w drodze, więc trzeba posprzątać chałupę. Zamiatanie, odkurzanie, mycie łazienek, a przecież i drewna trzeba nanieść, żeby mieszczuchy miały ciepło. Normalnie Perfekcyjny Pan Domu! Na trening ruszyłem dopiero po godz. 17. W sumie zrobiłem 20 km z małym hakiem, skupiając się przede wszystkim na podbiegach. Szczególnie w drodze powrotnej podbiegałem mocno po tym, jak z krzaków zawył wilk, tak że na górkę wskoczyłem prawie jednym susem!
Niedziela
Rano mini-rajd skuterem po połoninie i wyznaczenie trasy biegówkowej. Potem powtórka, ale już z deskami pod stopami. Zima piękna, najpiękniejsza! Powót do domu, mała miska makaronu, trening, duża miska makaronu. 24 km i sprawne zbiegi dały mi popalić po mocnej sobocie. Wróciłem zmęczony i głodny, ale zadowolony. Kolejny dobry tydzień zakończony!