Redakcja KR

Dialog człowieka z górami

Zakopane, 16.08.2017

Jest taka impreza sportowa w Tatrach, która odbywa się raz na dwa lata. Piekielnie trudny bieg górski na dystansie ultra. Jedni mówią o nim „rodzynek”, inni – „kat wśród setek innych zawodów”. Mocarz. Jeden z najtrudniejszych sprawdzianów sportowych – Bieg Ultra Granią Tatr. Dlaczego taki jest? Nie wiesz? Wyjdź na grań i zatańcz mistyczne tango z wszechpotężną naturą, w szaleńczym rytmie biegnij przez najwyższe szczyty polskich Karpat. Dostaniesz w kość. A najlepsze, że będziesz chciał to powtórzyć...

Tatry. Polana Kalatówki. Jest piękny dzień, zza gór zerkają pierwsze, budzące do życia promienie słońca. O poranku poruszam się po górskim szlaku biegowym krokiem. Trenuję do najtrudniejszego sprawdzianu w mojej sportowej karierze. Trenuję do Biegu Ultra Granią Tatr. Nagle medytacyjny nastrój zaburza ciekawość – na swojej drodze dostrzegam bacę. Zatrzymuję się. Na szlaku siedzi człowiek, góral, wyraźnie zamyślony mężczyzna.

– Hej, baco! Co tak siedzicie?

– Hejjj. A siedzę sobie i patrzę. A ty? Biegniesz. Po co i gdzie?

– Biegnę, bo mam wewnętrzną potrzebę, a przy okazji poznaję góry – nie znam ich jeszcze tak dobrze, jakbym chciał. A na co tak skrupulatnie patrzycie?

– Patrzę z ciekawością na góry, które – w przeciwieństwie do ciebie – dobrze znam. I powiem ci, co dziwnego widzę. Patrzę i patrzę, a ten widok nigdy mi się nie nudzi. Te góry codziennie są inne. Dzień w dzień na nie patrzę, choćby na krótki moment. Siedzę i patrzę. Przede mną te same widoki, ale jednak za każdym spojrzeniem dostrzegam co innego. I dzień w dzień pojawia się to odczucie – odczucie, że „coś” coraz mocniej i mocniej wzywa mnie tam. – Wskazał palcem bliżej nieokreślony punkt. – Mam potrzebę przemaszerować po szczytach – po całej grani, raz a porządnie. Sprawdzić i potwierdzić, że jestem góralem z charakterem. Patrz, człowieku – prawicą od lewej zatoczył łuk, który prawie zamknął się w koło. –Od tego do tamtego miejsca będzie ze 70 kilometrów! Tak siedzę i analizuję. Wychodzi mi ze trzy dni marszem wśród cudów stworzenia. Za długo. Coś mnie ciągnie, namawia do takiej wycieczki, ale nie mam tyle czasu. Mam chęć sprawdzić, czy góry oswoiły się już ze mną po tylu wspólnych latach. Tu, poniżej grani, świat jest inny. Tam na szczytach anioły i demony stoją równo w linii z każdym, kto łazi po Taterkach. Człowiek na szczycie czuje się, jakby był jedną nogą w niebie, a drugą – w piekle. Góry żyją, mimo że sprawiają wrażenie martwych kamieni. Żyją! Widzę je codziennie i powiadam ci, że się nawet ruszają. Znam te góry. A ty po co chcesz je poznać?

– To rodzaj treningu, który wykonuję jako przygotowanie do zawodów górskich, do Biegu Ultra Granią Tatr. Właśnie gdzieś tam prowadzi trasa zawodów. Wiem, jak przygotować się fizycznie, ale z kolei gór nie znam wystarczająco dobrze. A żeby ukończyć zawody, muszę w jeden dzień pokonać ten dystans. I to w jednym kawałku. Może, baco, by zaspokoić swoją potrzebę, też powinieneś spróbować? Zrobić to nie trzydniowym marszem, lecz... biegiem!

– Eee... nie. Chyba nie umiem aż tak sprawnie biegać. Niby codziennie – oprócz siedzenia i patrzenia – jestem aktywny, a i bieganie mi nie obce, ale nie wiem jak trenować...

– To podpiszmy, baco, niepisany pakt. Jestem Darek. Powiem ci co ćwiczyć, by biegać po szlaku niczym kozica, a ty opowiesz mi o Tatrach. Biegiem szybciej zwiedzisz grań. I czas będzie na zagnanie baranów i by podwędzić porządnie oscypka. Zapisz się na te zawody – one cię dodatkowo zmotywują. A i medal dostaniesz na mecie. Zawiśnie na szyi. Jego awers będzie ci przypominał trud i ból tej przygody. A rewers przedstawi te wibracje, którymi emanują góry, przyciągając nas do siebie. Przedstawi radość i piękno. Ale by go otrzymać, jest jeden warunek – musisz pokonać tę trasę w mniej niż 17 godzin. A wcześniej wykazać, że jesteś wprawnym biegaczem, startując w kilku innych biegach. Do takiej przygody można się odpowiednio przygotować, znam nawet kilka osób, które to zrobiły. Przygotowały się, wystartowały i zaliczyły ten trudny sprawdzian. Słysząc ich opowieść, ciarki mi po plecach przechodzą. Postanowiłem więc sam spróbować. Wiem, że gór nie wolno lekceważyć, więc jestem tu, by je lepiej oswoić... A raczej, żeby to one oswoiły się ze mną. Opowiedz mi o górach, a ja opowiem ci o bieganiu! – Podaliśmy sobie grabę. Baca uważnie przeczytał regulamin i sprawdził profil trasy, a ja siedziałem wygodnie i wpatrywałem się w szczyty.

Baca okazał się bystrym jegomościem.

– Zadanie wydaje się być arcytrudne – powiedział góral. – I sieje wiele wątpliwości, czy mu się podoła. Ale wchodzę w to! Na starcie nad głowami będzie wisiało niebo usłane milionami gwiazd, będzie noc. Wkrótce po rozpoczęciu biegu przestaniemy rozmawiać, bo inaczej tchu braknie już przy podejściu na Grzesia. Biegaczu, skieruj wtedy całą swoją uwagę na góry, na nic innego. Wzejdzie słońce, wokół piękne widoki, może nawet stada kozic... Ale o tym przypomnisz sobie dopiero, oglądając zdjęcia z biegu. Bo podczas zawodów będziesz skoncentrowany tylko na pracy swojego ciała i umysłu. To będzie cena za ukończenie tego biegu. Profil trasy biegu nie mówi wszystkiego o specyfikacji samego terenu. Nie obrazuje kamieni, osuwającego się żwiru, sypkiej ziemi i – mniejszych bądź większych – skał. Nie wskazuje wąskich ścieżek i szlaków pełnych turystów. Cały czas bądź skoncentrowany! Zadanie będzie coraz trudniejsze wraz z postępem wysiłku, wkładanego w bieg. Jak odpuści głowa, możesz stracić równowagę – twój umysł musi być w formie! To nie są ścieżki, na których swobodnie „puścisz nogę” podczas zbiegu. BUGT to sprawdzian siły i charakteru. Jak nogi będą już słabe, biegnij głową. Jak z kolei nie wydoli głowa, pozostaje biec sercem. Bądź przygotowany, że może dopaść cię tak duże zmęczenie, że będziesz śmiał się sam do siebie lub gadał ze sobą, wzbudzając zainteresowanie turystów.

– Mądrze mówisz, baco. Mój kolega Piotr Biernawski, który ukończył ten bieg, powiedział mi tak: „Na okrąglakach pierwszy raz wykręcam stopę. To dopiero 6. kilometr, a ja zaliczam taką przedszkolną wtopę! Jestem zły na siebie i ta złość przekłada się na tempo. Już na podbiegu na Grzesia zaczynam wyprzedzać”. Wygląda więc na to, że nigdy nie jest tak źle, żeby z teoretycznie trudnej sytuacji nie dało się wygenerować korzyści. Cały organizm musi być sprawny, podczas pokonywania dużych różnic wysokości ma być perfekcyjnie funkcjonującą maszyną. Ważna jest siła do stromych podjeść, ale i umiejętność oszacowania, kiedy lepiej biec, a kiedy przejść do marszu. Żeby się dobrze przygotować, warto wdrożyć w plan treningowy skipy, podbiegi i ćwiczenia siłowe. Trenować całe ciało. Przyzwyczajać ruchy motoryczne do wspinania się na głazy, wykonując tzw. wstępowania (nawet z ciężarami!). Naucz się korzystać z kijów. Jeśli umiesz się z nimi sprawnie posługiwać, będą twoimi dwiema dodatkowymi nogami. Na trasie tego biegu warto je mieć przy sobie cały czas, bo będą pomocne właściwie na każdym odcinku. Podpieraj się nimi podczas wspinaczki i asekuruj w drodze w dół! No i zadbaj o swoją wytrzymałość. Dopasuj treningi do twojego aktualnego wytrenowania. Ale bezwzględną podstawą są dla ciebie długie wybiegania, które należy stosować przez co najmniej trzy miesiące przed startem. Lepiej wykonać dwa dłuższe wybiegania w tygodniu niż jedno bardzo długie. Wtedy trudniej o kontuzję, a i zmęczenie organizmu będzie mniejsze. By się nie „zamulić”, po krótszych biegach regeneracyjnych dodatkowo wykonuj szybkie przebieżki. Skoro, baco, jesteś obyty z Tatrami i masz wyrobioną sprawność w poruszaniu się po skalistej grani, to trenuj szybkość. Musisz być elastyczny, gotowy na wszystko. Szybkość jest potrzebna, by rozwijać prędkości za każdym razem, gdy jest ku temu okazja. Limity czasowe na poszczególnych punktach są rygorystycznie przestrzegane. Przemek Sobczyk, który raz wygrał ten bieg, powiedział mi: „Trasę biegu znam doskonale, to moje rejony. Jestem obyty z górami i mam dużo siły, więc moim głównym treningiem uzupełniającym długie wybiegania były treningi szybkości. Jej nigdy za dużo”.

Baco, w ramach treningu zapoznaj się z trasą biegiem lub marszobiegiem, dzieląc całość na np. trzy etapy. Podczas zawodów całość biegu warto dzielić sobie na poszczególne fragmenty. Nie myśl tylko o mecie, bo ona ciągle będzie wydawać się prawie tak odległa jak Księżyc. Dobrze wiesz, że jak się wbiegnie na szczyt, to i zbiec trzeba. Ale zbieganie po skale różni się zdecydowanie od zbiegania po beskidzkich kamieniach czy bieszczadzkich korzeniach. Skała jest twarda, nie amortyzuje i wymusza specyficzny krok dopasowany do szlaku. Czasami będą to długie płyty, a czasami krótkie. To trzeba poznać, to trzeba przećwiczyć. Nasze nogi powinny być obudowane pancerzem z mięśni, a kolana przyzwyczajone do takich obciążeń.

Mój kolega Marcin Topolski o swoich przygotowaniach do BUGT powiedział mi tak: „Nie trenowałem do tych zawodów jakoś specjalnie. Dla mnie bieganie górskie to zawsze wielka przygoda i przede wszystkim tak je traktuję. Termin biegu to środek sezonu, więc przygotowywałem się przede wszystkim startując w innych zawodach – średnio co dwa tygodnie na dystansach po ok. 40 km. Do tego dołożyłem trochę siły biegowej, sprawności ogólnej i zbiegów. Bo na grani jest od cholery stromych technicznych zbiegów, a że zbiegaczem jestem co najwyżej średnim, to miałem stracha, czy mi nogi to wszystko wytrzymają. Głowę też oczywiście nastawiłem odpowiednio, ale z tym raczej problemów nie miewam. Przez dziesięć lat zabawy w bieganie i ok. sześć lat ultra nigdy nie poddałem żadnego biegu i nie mam zamiaru tego zmieniać. A zaliczyłem przez ten czas ok. 280 zawodów ulicznych i górskich na dystansach od 10 do 150 km. W tym ok. 50 zawodów górskich na dystansie 40 km i dłuższym oraz ok. 35 klasycznych maratonów ulicznych. Ale powiem ci, Darek, że jakieś dwa miesiące po starcie poszedłem na chodzonego na Krzyżne od strony Doliny Pięciu Stawów. I jak zobaczyłem tę stromiznę, to mnie zdjęło przerażenie, jak ja, kurna chata, zrobiłem tę drogę na dół w jednym kawałku. I to jeszcze na mokro. Bo na Krzyżnem mało żeśmy piorunem po głowie nie dostali. Tam naprawdę nietrudno o przygodę!”.

Kolejna podstawowa sprawa to buty, baco, buty!

– Pójdę boso – odpowiedział śpiewnie góral.

– Jeśli pochodzisz, baco, z plemienia Raramuri, to nie widzę przeszkód. Ale jeśliś korzeniami z Polski, to sprawdzone buty są jednym z kluczowych elementów, by zdobyć metę biegiem. Miej sprawdzone obuwie na suchy i na mokry tatrzański teren. Dobór obuwia to indywidualna sprawa, ale musi być jak najbardziej „uniwersalne”. Wygodne i przewiewne. Średnio elastyczne, by poddawało się terenowi, ale chroniące stopę. Nade wszystko musi się trzymać skały! Wypustki powinny nie być zbyt gęsto rozstawione na podeszwie, a i amortyzacja nie powinna dominować, byś miał odpowiednie czucie terenu. Pamiętaj, że masz do pokonania odcinki szutrowe, leśne, skaliste i kamieniste.

– A co z jedzeniem? Pajda chleba mi wystarczy?

– Nie wystarczy. Natalia Tomasiak powiedziała mi tak: „Przede wszystkim nie wolno zapominać o jedzeniu i piciu. Dla mnie żelazną zasadą jest: co 10–15 min łyk picia, nawet jeśli pić mi się nie chce, oraz co 40–50 minut jakiś żel”. Zabierz więc ze sobą swoje sprawdzone żele energetyczne, jakieś zbożowe batony, czystą wodę, izotonik. Po ok. 25 km będzie punkt na Hali Ornak – do tego miejsca musi ci wystarczyć prowiantu. Kolejny punkt to Murowaniec, a ostatni znajduje się na ok. 57. Kilometrze, ale tylko z wodą. Korzystaj z tego, co tam serwują, oraz miej przygotowany swój „pakiet awaryjny”, czyli buty na zmianę (na wypadek gdybyś rozerwał sznurówki, diametralnie zmieniła się pogoda itd.), skarpetki i kurtkę. Do tego miej swój „bufet”. Nie musisz wszystkiego użyć, ale warto się zabezpieczyć. Tu ogromne znaczenie ma twoja sprawność organizacyjna. Im szybciej się przepakujesz i uzupełnisz, tym szybciej wrócisz do gry, tym bliżej będzie meta, tym coraz bardziej namacalne będzie spełnienie. Posłuchaj Piotra Biernawskiego: „Tu widać moje braki doświadczenia, bo chłopakom, co wpadli za mną, poszło znacznie sprawniej. Mój support wymienia mi olej, niestety nie dostaję informacji o sytuacji na torze i z pit stopu wyjeżdżam na złym ogumieniu – to był błąd, który kosztował mnie najwięcej”.

W tym biegu ogromne znaczenie ma wsparcie ze strony innych osób. Może to być zorganizowana grupa znajomych albo rodzina, która dopinguje cię najmocniej, jak tylko potrafi. „Namacalnie” mogą pomagać tylko w wyznaczonej strefie, ale wsparcie mentalne nie ma ograniczeń. Otuchy i wsparcia dodają też przypadkowi kibice spotkani na szlaku, wykrzykujący twoje nazwisko. Tak, na numerze startowym będzie twoje nazwisko... To bieg ultra, więc trzeba odpowiednio dysponować siłami. Cytuję Przemka Sobczyka: „Trzeba się szanować. To długie zawody i najwięcej można stracić na ostatnich dwudziestu kilometrach. Więc do Krzyżnego spokojnie, a potem już śmierdzi metą”.

– Słuchaj, Darek – mówi góral – a jeśli na szlaku dopadnie cię potrzeba?

– Zapomnij o intymności! Na grani nie ma dyskretnego miejsca, gdzie możesz sobie ulżyć. Ten bieg ujawnia całe piękno człowieka. Również w kwestii relacji międzyludzkich. Nie wszędzie będzie odpowiednio szeroko, by ominąć bokiem turystę. Musisz nawoływać, np.: „Uwaga! Lewa wolna!”. Nie rozpychaj się łokciami, lepiej zaznacz swoją obecność dźwiękiem, a zapewne znajdziesz lukę, by przedostać się dalej. Nawołuj. To pomoże.

– A jak się ubrać?

– Obowiązkowo weź ze sobą lekką kurtkę wiatrówkę, przyda się na pewno. Ochroni w razie potrzeby od wiatru (bardziej) i deszczu (mniej), a jak stracisz dużo energii i dopadnie cię zimno, przez chwilę pomoże utrzymać optymalną temperaturę ciała.

– A w jakiej koszulce biec? Widzę, że twoja, Darku, jest cała popisana, przedstawia chyba wiele wartości.

– Baco, biegnij w dowolnej marce. Wartości są wypisane w sercu, nie na koszulce...

 

Autor: Dariusz Marek. Osoba, której świadomość rozwinęła się poprzez bieganie, dzięki czemu poznaje, kim jest człowiek. Wyczynowy amator, który bezkompromisowo osiąga swoje sportowe cele. Uważa, że rozwój poprzez doświadczenia życiowe jest główną drogą do spełnienia. Uważny obserwator świata. Fan yerba mate.

Fotografie: Piotr Dymus, Bieg Ultra Granią Tatr

Tekst ukazał się w 11. numerze magazynu ULTRA