Skitury nieśmiało podglądałam od kilku sezonów. Od dwóch zaczęłam się w nie bawić. Najbardziej podoba mi się w nich różnorodność - terenu po którym się poruszam, stopnia trudności trasy, widoków złapanych po drodze. Najbardziej jednak lubię satysfakcję ze zrobionych kilometrów i przewyższeń. Uwielbiam docierać do miejsc, gdzie nie ma wielu turystów. Na zjazdy w całkowicie nieruszonym puchu wierzę, że jeszcze przyjdzie czas.
Te(k)st Ania Lis
zdjęcie: Jędrzej Maćkowski
Jest jednak coś co w skiturach bardzo mnie irytowało, co o dziwo też jest związane ze zmiennością wyżej wymienionych czynników. Generalnie nie umiałam tak dobrać stroju, by mi było komfortowo. Zarówno na ciężkich podejściach, ostrych zjazdach, na słonecznych przestrzeniach, czy lodowatym wietrze na szczycie. Za każdym razem miałam wrażenie, że mam na sobie albo jedną warstwę za dużo, albo jedną za mało. Na przemian grzałam się i marzłam, gdy owiewał mnie wiatr, zmieniając foki po podejściu.
Dlatego z ciekawością przyjęłam propozycję z jaką wyszło The North Face - przetestowania pełnego setu skiturowego. Nie przeszkadzało im, to że nie jestem w tym super ekspertem. Chodziło właśnie o znalezienie świeżaka, który ma za sobą pierwsze kroki, nigdy jednak nie uprawiał tej dyscypliny w dedykowanym jej ubiorze.
Więcej sprzętu niż talentu
Zawsze się z tego powiedzenia śmiałam i nigdy o sobie bym tak nie powiedziała. W przypadku tego zestawu, wcale się nie wstydzę, gdy ktoś widząc mnie na skiturach tak o mnie pomyślał. Zaraz dowiecie się czemu. Wybaczcie, też że zaspojleruje od razu cały test. Skitury same w sobie są super, ale w dedykowanych ubraniach, to kosmiczny przeskok jeśli chodzi o komfort.
Testowany set pochodzi z kolekcji DAWN TURN. Składają się na niego spodnie, warstwa pośrednia, thermoball i wierzchnia kurtka. Te cztery części tworzą całość układanki. Każda z nich ma swoją funkcję, którą odkrywałam z każdym kilometrem pokonywanej trasy.
Tym razem moja wycieczka nie wyglądała notorycznego wietrzenia plecaka i zmiany ciuchów. Irytowania się, że coś się podwija, po plecach ciekną strugi potu, by po chwili czuć jak robią się z nich sople lodu.
Pod górę
Pod górę wystartowałam w środkowej warstwie DAWN TURN HYBRID VENTRIX™. Jest to bardzo dopasowany i bardzo elastyczny softshell. Dzięki temu bez obaw można wysoko podnosić ręce, schylać się - bez ryzyka przesuwania się warstw. Pełna swoboda ruchów przy maksymalnym komforcie użytkowania. Jednak główną funkcją tego elementu jest izolacja przed wyziębieniem czy przegrzaniem. Użyto tu bardzo sprytną technologię Ventrix z perforacjami, których zadaniem jest otwieranie się przy ruchu i odprowadzanie nadmiaru ciepła na zewnątrz, a w czasie odpoczynku zamykanie, zatrzymując ciepło w środku. Uwierzcie mi to działa!
Równie elastyczne są w tym zestawie spodnie. Mają bardzo dobrze przemyślany krój i funkcjonalność. Jakby zostały projektowane "w ruchu” 1:1 i przeniesione na żywy model. Od razu uwagę zwracają np. takie szczegóły, jak ten, że nie trzeba „siłować się” z nogawkami wkładając je, co do tej pory zdarzało mi się , gdy stopa zaplątywała się w warstwy chroniące but przed dostaniem się śniegu. Świetnym rozwiązaniem są systemy wentylacyjne, umieszczone na bocznych częściach ud. Długi suwak, który po rozsunięciu, daje szybką możliwość ujścia nadmiarowi temperatury. Najbardziej jednak urzekły mnie kieszenie na przedniej części ud, głębokie, z szerokim zamkiem. Bez problemu schowałam tam dokumenty, telefon, baton energetyczny i miałam do nich cały czas łatwy dostęp, więc każde selfie na tle białego puchu w promieniach słońca były moje. Dodatkowo spodnie bardzo dobrze chroniły przed wiatrem, a i nie przepuszczały wilgoci jaka wisiała w powietrzu, mimo że w pełni wodoodporne są tylko mankiety.
Z góry
Na czas zjazdu wkładałam natomiast kurtkę DAWN TURN 2.5 CORDURA. W trakcie testów słońce nas nie rozpieszczało. Pojawiało się sporadycznie. Z nieba co jakiś czas sypnęło zmrożonym śniegiem. Kurtka mimo, że jest bardzo cienka. Nie ma warstwy docieplającej, to na zjazdach „robiła robotę”. Wszystko za sprawą technologii DryVent, która odpowiada za jej wodo i wiatroodporność, przy zachowaniu optymalnej wentylacji. W kurtce są dwie duże i głębokie piersiowe kieszenie, do których można schować m.in. woreczek ze zdjętymi fokami, by mogły ogrzać się temperaturą ciała, przed kolejnym założeniem. Mniej zmrożone lepiej trzymają się stoku, a klej foki. Duży, regulowany kaptur, który jest kompatybilny z kaskiem to również świetne rozwiązanie. Generalnie cały set przemyślany jest w każdym szczególe.
Zawsze śmiałam się z cytowanego już powiedzenia „więcej sprzętu niż talentu”. W tym przypadku muszę jednak przyznać, że dobrze dobrane ciuchy na skitury, dając dużo większy komfort, otwierają dużo więcej możliwości, przed takimi amatorami jak ja również. Wycieczki mogą trwać dłużej. Nie muszę się stresować, że zmiany fok i przepięcia ustawień nart i butów w zależności, czy podchodzę, czy zjeżdżam, wychodzą mi trochę wolniej. Wszystko bowiem robię z pełną swobodą ruchów. Mogę skupić się na tym, by zmianę zrobić poprawnie, a nie super szybko, by nie zmarznąć lub na odwrót, nie ugotować się podczas tych czynności.
Kolekcja dostępna na thenorthface.pl
Dokładny opis poszczególnych części setu znajdziecie w artykule Sprzęt skiturowy - jak dobrać?