James Artur Kamiński
Biegacz amator

Buty dla amatora biegania

Michalin, 03.03.2017

O butach biegowych już wszyscy napisali wszystko. Co to jest drop, czy stopa supinująca czy pronująca. Wysokie podbicie, miękka podeszwa, mała czy duża amortyzacja. Ale, no właśnie, zawsze jest jakieś "ale". Bo aby ruszyć się z domu, nie trzeba posiąść tej tajemnej wiedzy, z której wielu mogłoby zrobić już doktorat i habilitację. Tu trzeba chcieć.

Pierwsze moje kroki biegowe to nie były nawet w butach biegowych, tylko w jakichś lekko przechodzonych, wygodnych pantofelkach z lekkim bieżnikiem. Co było ważne i chyba ważnym cały czas pozostaje – miały być wygodne. A takie z ponad rocznym stażem zdążyły się już na nodze ułożyć. No bo po co inwestować 300 czy więcej złotych, jak po dwóch treningach – "trening" to takie straszne słowo, może lepsze by było "wyjście w las"? – może się okazać, że bieganie jest nie dla nas, że nie chcemy tych endorfin, zapachu lasu, mokrych koszulek, że to nas nie kręci. I co zostaniemy z tymi butami jak Himilsbach z  tym angielskim?! *

Pierwsze moje buty biegowe to zwykłe najki, takie z outletu. Miały być wygodne, szeroka stopa i mieć choć lekki bieżnik (no bo spodobało mi się leśne bieganie). Inwestycja niecałych 100 zł jakoś nie uszczupliła budżetu domowego, a nowe laczki służyły pięknie przez pierwsze miesiące. Tak, tylko miesiące, bo, jak wspomniałem, im dalej w las, tym bardziej potrzebne było odpowiednie dobranie obuwia. Co nie zmienia mojej pierwszej tezy odnośnie do pierwszych butów i kroków w bieganiu.

Bo o ile buty były wygodne podczas przymierzania i nawet podczas kilku kroków przebieżki w sklepie, o tyle przy dłuższym bieganiu palce – w szczególności te najbardziej wystające – robiły się sine i obolałe. Teraz już wiem, że but biegowy ma być przynajmniej o jeden numer większy od cywilnego trzewika, że przymierzając dobrze jak między zapiętkiem a piętą mieści się nasz kciuk. A tego bym nie wiedział bez odwiedzin w jednym ze specjalistycznych sklepów biegowych, gdzie miałem przyjemność dobierać swoją drugą parę butów. I Wam to polecam. Jak już zarazicie się bieganiem i zedrzecie pierwsze tanie buty, zachęcam do wizyty w sklepie biegowym. Tam naprawdę są fajni ludzie, doradzą, podpowiedzą, pozwolą bez pośpiechu przymierzyć kilkanaście par butów. Choć może buty na wstępie mogą być droższe niż w sieci, jestem pewien, że jak się uśmiechniecie, to fajny rabat wytargujecie. Wyjdziecie, wręcz wybiegniecie, zadowoleni, a bieganie będzie przyjemne i nie będzie trzeba ściągać z palców paznokci.

 

* Swego czasu Jan Himilsbach dostał propozycję zagrania w zachodnim filmie. Był jednak pewien warunek angażu: aktor musiał opanować język angielski. Ponieważ początek zdjęć był jeszcze sprawą bardzo odległą, nauczenie się języka w przynajmniej podstawowym zakresie było całkiem realne. Po długim namyśle Jasiu jednakże odmówił. Kiedy znajomi pytali go o powody tak niecodziennej decyzji (w końcu rola w filmie na Zachodzie to nie było za komuny w kij dmuchał), aktor wypalił szczerze:
– Pomyślcie sami – ja się nauczę angielskiego, a oni jeszcze gotowi odwołać produkcję filmu. I co wtedy? Zostanę jak głupi z tym angielskim...