Jesień oficjalne otwarcie sezonu czołówkowego w naszej strefie czasowej. Obserwując po zmroku biegaczy w mieście, coraz częściej widuję ich ze światłem na czole. Dzień się skraca, ale wciąż chcemy móc wyjść na trening o 6 rano czy po 18 wieczorem. Dobra latarka czołowa pozwala na bezpieczne wykonanie treningu, bez polegania na ulicznych lampach.
Testowała: Ania Lis
Zdjecia: Jan Nyka
Model: MArcin Basis
Czołówkę Black Diamond testowałam głównie w mieście, ale w tej jego bardziej dzikiej części, czyli wzdłuż Wisły. Trasa mojej pętli zaczyna się pod blokiem, gdzie jeszcze jest jasno od lamp, ale gdy przekraczam wał wiślany, wbiegam w teren, w którym tylko dochodzący z ulicy szum samochodów przypomina mi, że jestem nadal w mieście.
Pierwsze wrażenia
Po wyjęciu czołówki z pudełka od razu w oczy rzucił mi się jej świetny design – nie tylko zresztą niej samej, bo i całego opakowania. Sama lampa przypomina mi luksusowy szwajcarski zegarek ze wskazówkami. Mam wrażenie, że producent pozwala nam zobaczyć cały jej mechanizm. Czołówka jest bardzo lekka, waży zaledwie 108 gramów. A wiemy, że waga jest istotna, szczególnie jeśli wybieramy się na długi bieg i wiemy, że lampkę przez kilka godzin będziemy dźwigać na głowie lub w plecaku. Ta na testach była mało wyczuwalna. Wróćmy jeszcze do pierwszego wrażenia. Szeroka opaska okalająca głowę posiada odblaskowe elementy. System regulacji paska jest prosty i wygodny. Czołówka wyposażona w akumulator 2200 mAH, z portem USB-C, którym można łatwo ładować lampkę nawet podczas biegu. Tylko trzeba sobie zorganizować dłuższy kabelek. Czas pracy to od 4,5 do nawet 120 godzin. A teraz najważniejsze: moc światła to 1000 lumenów.
Testowanie
Warunki już znacie: wał nad Wisłą, kilka treningów w porannych godzinach. No dobra, może nocnych, przecież o 5 rano normalni ludzie jeszcze śpią. Czyli startuję jak jest ciemno, finiszuję jako pierwszy klient piekarni, stojąc po bułki na śniadanie. Gdy wybiegam z domu, drogę oświetlają mi jeszcze lampy, ale i tak włączam czołówkę, by być lepiej widoczna i wyraźniej widzieć nierówności na teoretycznie równej drodze.
Wbiegając za pierwszym razem w ciemną alejkę nad Wisłą, musiałam sprawdzić od razu nową funkcję tej latarki. Mam na myśli momentalne zwiększenie maksymalnej mocy światła do 1100 lm i oświetlenie trasy biegowej nawet do 125 m przed sobą. Po 10 sekundach strumień światła ściemnia się dla oszczędności baterii. Świetna funkcja, gdy wbiegamy w dużo ciemniejszy teren. Te kilka sekund mocnego światła daje możliwość zeskanowania otoczenia wzrokiem. Głowica lampki jest ruchoma, więc mogę ustawić ją w optymalnym dla siebie ułożeniu. Soczewka czołówki to kombinacja kilku lamp w zależności od wyboru trybu świecenia. Jak już dobiegam o tej 6:30 do piekarni, wyłączam latarkę i blokuję ją, by nie włączyła się w kieszeni. Ten, kto dojechał kiedyś na nocne zawody z rozładowaną czołówką, bo świeciła przez całą drogę w torbie, docenia i pamięta o tym szczególe.
Co jeszcze jest warte uwagi w tej lampce? Kompatybilność z wieloma dostępnymi na rynku kaskami. Ja sprawdziłam raz z kaskiem rowerowym. Zakładam, że podobnie będzie z kaskami do wspinania czy narciarskimi. Czołówka jest wodoodporna z IP67. Nie zanurzałam jej do 1 m, jak zapewnia producent, ale biegałam w niej w naprawdę srogiej ulewie.
Black Diamond Distance LT 1000 to dobry wybór dla osób, które szukają lekkiej i prostej w obsłudze czołówki do biegów długodystansowych w każdych warunkach. I do tego ładnej. A detal w postaci jedwabnego etui do przechowywania pozwala czuć poczuć w pełni luksus jej posiadania.
Cena: 469,99 zł
Dostępna: tuttu.pl