Redakcja KR

Biegaj, smakuj, zwiedzaj

Beasain, Hiszpania, 14.07.2018

Jeśli jesteś ultrasem, który chciałby połączyć udział w jednym z najtrudniejszych europejskich biegów z aktywnym wypoczynkiem w niesamowitym miejscu, to jest to relacja właśnie dla ciebie.

EHUNMILAK ULTRA-TRAIL®

Dystans: 168 km

Przewyższenie: +/- 10 160 m

Trasa biegu:Beasain, Mandubia, Zumarraga, Azpeitia, Tolosa, Amezketa, Txindoki, Lizarrusti, Etxegarate, San Adrian, Oazurtza, Beasain.

Tekst: Jakub Cichecki

Zdjęcia: Iñaki Erauskin

W północno-wschodniej części Półwyspu Iberyjskiego znajduje się jedna z najmniejszych hiszpański prowincji (o powierzchni mniejszej niż województwo opolskie) – Kraj Basków (Pais Vasco). Ta niesamowita kraina, która od północy graniczy z błękitną Zatoką Biskajską i górami od południa, jest zamieszkana przez dwa miliony ludzi. Z ich bogatą historią, silnym poczuciem własnej tożsamości (statut z Guerniki określa Basków jako „autonomiczną społeczność w ramach państwa hiszpańskiego”) i niepodobnym do żadnego innego językiem (euskera), który obok hiszpańskiego jest oficjalnym językiem urzędowym, stanowią niezwykłe społeczeństwo ludzi uśmiechniętych i przyjaznych.

Miałem okazję spotkać się z ich życzliwością, kiedy wracałem pociągiem z Ehunmilaka do San Sebastian. Cały splot zdarzeń doprowadził do tego, że moja żona musiała opuścić pociąg, aby wrócić do Beasain po pozostawioną na dworcu bluzę finiszera biegu. Przy okazji zabrała też nasze bilety. Po 60 godzinach bez snu ciężko było mi wytłumaczyć tę sytuację konduktorowi. Wtedy z pomocą przyszła mi pasażerka, rodowita Baskijka. (Jej pomoc była nieoceniona, ponieważ jako jedyna w pociągu mówiła po angielsku. Nieznajomość tego języka daje się zauważyć nawet w tak kosmopolitycznych miastach jak San Sebastian i Bilbao). Pomogła mi wytłumaczyć kontrolerowi, dlaczego nie miałem biletu, przy okazji tworząc ze mnie lokalnego bohatera, który przebiegł przecież 100 mil bez snu. Na nic się zdały moje tłumaczenia, że de facto skończyłem bieg na jednej z ostatnich pozycji – to nie było istotne… Natychmiast do dyskusji włączyli się inni pasażerowie, głośno komentując dokonania biegaczy podczas Ehunmilaka. Konduktor nawet nie chciał słyszeć o ponownym zakupie biletu. Mało tego, zadzwonił na stację kolejową w Beasain, aby dowiedzieć się, czy moja żona dotarła tam bezpiecznie. Jednym słowem, gościnność i życzliwość Basków to nie mit, o czym przekonałem się osobiście.

Z ich otwartością spotkałem się podczas samego biegu. Na jednym z ostatnich etapów przyłączył się do mnie młody Bask, który towarzyszył mi przez ponad godzinę, opowiadając o swoim małym kraju. Dziwiła mnie lekkość pokonywania przez niego trudnych ścieżek, ale w końcu, jak sam stwierdził, jest prawdziwym twardym Baskiem z samego serca Baskonii.

Z Polski do Kraju Basków możesz dotrzeć na różne sposoby: samochodem, samolotem (z lotniska w Bilbao to tylko godzina drogi samochodem, z Madrytu – pięć godzin), a nawet rowerem (jak ja kilka lat temu). Przygotuj się na upały i dużą wilgotność powietrza, które nawet dla tamtejszych mieszkańców są uciążliwe. Częste opady deszczu i ładna pogoda sprzyjają jednak rozwojowi flory, nawet wysoko w górach. Zachwycisz się intensywnością zieleni drzew, krzewów i traw, którą trudno znaleźć w lipcowe dni w Polsce. Baskonia to dziesiątki małych górskich i nadmorskich miasteczek oraz tych większych jak San Sebastian, Bilbao czy Castro Urdiales, które zachwycają architekturą, zabytkami i atrakcjami.

Baskonia znana jest z kilku rzeczy, ale o dwóch nie można nie wspomnieć – biegi i kuchnia. W Kraju Basków organizowane są dwa powszechnie znane górskie wydarzenia biegowe: Zegama – na dystansie 42 km z przewyższeniami 5472 m+, oraz słynny Ehunmilak na dystansie 168 km z przewyższeniami większymi niż te na UTMB (11 000 m+). Obydwa biegi są prestiżowe w swojej klasie i przyciągają setki uczestników oraz kibiców. W tym przeważająco górskim regionie czuje się zrozumienie dla biegaczy ultra ze strony mieszkańców. Kiedy biegniesz, nikt nie kibicuje tak jak oni – klepią po plecach, wyciągają ręce, aby przybić „piątkę”, i głośno zachęcają do pokonania kolejnych kilometrów. Wiedzą, co to długodystansowe biegi górskie i ile udział w nich kosztuje cię wysiłku i bólu.

Zanim jednak zmierzysz się w jednym z prestiżowych biegów, przyjedź kilka dni wcześniej, aby poznać ten rejon od strony historycznej, kulinarnej czy po prostu mieć czas na podziwianie krajobrazów. Bez względu na to, czy przyjedziesz sam, czy z żoną jak ja – na pewno nie będziesz żałować. Nadmorskie San Sebastian (bask. Donostia), jedno z piękniejszych miast w Hiszpanii, nazywane „perłą północy”, kusi wspaniałymi plażami i architekturą (wg niektórych źródeł, La Concha to najpiękniejsza miejska plaża na świecie). Otoczona jest dwoma wzgórzami – Urgull z fortyfikacjami, których historia sięga XII w. (Santa Cruz de la Mota) i zapierającym dech w piersiach widokiem na miasto i zatokę, oraz Igueldo, na które możesz wjechać kolejką, by podziwiać panoramę miasta. Po środku zatoki leży nieduża wyspa Santa Clara, która oświetlona w nocy stanowi znak rozpoznawczy tego miejsca. Promenada wzdłuż zatoki oraz wzgórze Urgull stanowią dobre miejsce na ostatnie przygotowania biegowe przed zawodami. Dalej na zachód, pod wzgórzem Igueldo, znajdziesz osobliwe rzeźby wkomponowane w skały wyłaniające się z morza (Peine del Viento), dzieło artysty Eduardo Chilidy. W sierpniu przez cały tydzień możesz podziwiać pokazy sztucznych ogni, leżąc pod gwiazdami na ciepłych piaskach zatoki Concha. Wieczór to też dobra okazja na inspirujące spacery po starym mieście. W pobliżu bazyliki zatrzymaj się na chwilę przy betonowym boisku do piłki nożnej oraz baskijskiej gry pelota, być może obejrzysz zmagania lokalsów i żywiołowe kibicowanie widzów, którzy tworzą niesamowitą atmosferę.

Starówka San Sebastian to zagłębie małych knajpek z pinxos (baskijska odmiana tapasów). Zazwyczaj prezentowane są na długich barowych ladach. W całym mieście znajdziesz setki różnych wariantów: z owocami morza, rybami, mięsem, serami, lokalnymi wędlinami, wegetariańskie itd. Ich ceny wahają się od 2 do 3,5 euro (a trzema–czterema porcjami spokojnie się najesz). San Sebastian to miejsce kulinarnie szczególne, przypada w nim najwięcej prestiżowych gwiazdek Michelin na kilometr kwadratowy, przez co wielu nazywa je „kulinarną stolicą Europy”.

To co z tymi biegami? Baskowie uwielbiają biegać. Poza wspomnianymi biegami – Zegamą i Ehunmilakiem – organizują pomniejsze wyzwania na różnych dystansach, np. w tym roku stworzyli całą serię BUTS (Basque Ultra Trail Series), w trakcie której można wybierać spośród czterech dystansów – od 110 do 140 km. Góry w Baskonii, obok wspaniałych widoków zielonych wzgórz oraz stad zwierząt wypasanych na dużych wysokościach, gwarantują wszelkie trudności, jakich biegacz może się obawiać – prażące słońce, dużą wilgotność powietrza, deszcz, mgłę, śliskie kamienie i błoto.

Od 2010 r. w samym sercu prowincji, mieście Beasain, organizowany jest legendarny bieg Ehunmilak. Obejmuje on trzy dystanse: 168 km (11 000 m+), 88 km (6000 m+) i 42,2 km (2300 m+). Na najkrótszym dystansie w tym roku wspaniałą robotę wykonał Bartosz Gorczyca, który wygrał bieg w cuglach i ukończył go w czasie 3 h 39 min. W rywalizacji na najdłuższym dystansie wzięło udział troje Polaków, a wśród nich Ewa Majer z ambicją na zwycięstwo. Niestety w tym roku, podobnie jak w poprzednim, kontuzja uniemożliwiła Ewie jego ukończenie.

Ehunmilak to bieg profesjonalnie zorganizowany i pierwszy, na którym musiałem dostarczyć nie tylko zaświadczenie lekarskie, lecz także skan EKG. Oczywiście podyktowane jest to trudnością wyzwania (począwszy od dystansu – 100 mil, przez przewyższenia – 11 000 m, na pogodzie kończąc – to przecież Hiszpania w środku lata). Po zapisaniu się, przesłaniu potrzebnej dokumentacji medycznej i zakwalifikowaniu otrzymujemy tradycyjną pocztą dokumentację biegową, składającą się z manualu, przepustki parkingowej i karty uczestnika biegu. W manualu znajdziemy wszystkie potrzebne informacje organizacyjne wraz z trasą i profilem biegu podzielonym na etapy. Przy odbiorze pakietu startowego sprawdzane są wszystkie wymagane elementy wyposażenia obowiązkowego, co powtarza się też na starcie i w niektórych miejscach na trasie. Otrzymujemy również niezwykle użyteczną miniksiążeczkę z profilem trasy, każda strona poświęcona jest kolejnemu etapowi. Sami wiecie, jakie jest to pomocne i jak często sięgamy po to w trakcie biegu (książeczka jest niezniszczalna – świetny pomysł organizatora). Po otrzymaniu pozostałych elementów (składany kubek, koszulka, numer startowy – wykonany z płótna, kolejne praktyczne rozwiązanie) dostajemy opaskę z chipem na nadgarstek i jesteś gotowy do biegu. Wszystko jest świetnie zaplanowane i przemyślane.

W tym roku start odbywał się w temperaturze ponad 33 stopni Celsjusza i przy dużej wilgotności powietrza. Setki kibiców na starcie, blisko 400 biegaczy na dystansie 168 km, muzyka Vangelis Conquest of Paradise tuż przed biegiem – to wszystko zbudowało podniosłą atmosferę, której nigdy nie zapomnę.

Już na pierwszym etapie Beasain–Mandubia (10 km, 1050 m+) temperatura i wilgotność dawały się we znaki, chociaż start odbywał się wieczorem o godz. 18. W Mandubii znajdował się pierwszy punkt kontrolny z dziesiątkami kibiców zagrzewających niestrudzenie kolejnych zawodników. Drugi etap Mandubia–Zumarraga (10–20 km, 800 m+) był niezapomniany. Na 15. kilometrze po ok. 400 m ostrej wspinaczki na szczyt o wysokości 1000 m n.p.m. rozpościerał się wspaniały widok na okolicę i chmury przelewające się z jednej doliny nad górami do drugiej. Po kilkudziesięciu metrach wbiegaliśmy do lasu, gdzie czekał nas niespotykany widok – stado koni spokojnie skubiących trawę między drzewami. Trzeci etap był naprawdę ciężki. Odcinek Zumarraga–Gorla (20–29 km, 750 m+) dał mi ostro w kość. Intensywny podbieg o długości ok. 500 m, pierwszy kryzys i noc zbiegły się ze sobą. Zaczął padać drobny deszcz, który razem z mgłą znacznie ograniczał widoczność. Kiedy mgła zrobiła się jeszcze gęstsza, światło czołówki bardziej przeszkadzało niż pomagało (strumień światła odbijał się i raził). Etap Madarixa–Azpeita (43–53 km, 630 m+, 1450 m-) mógłby się wydawać łatwy, gdyby nie trudny technicznie zbieg po śliskich skałach w deszczu i we mgle. Pamiętam jak wkurzony zadawałem sobie pytanie: kto do cholery wymyśla takie niebezpieczne trasy? Ale cóż, przecież to ultratrail. Podobnie było na etapie Zelatun–Tolosa (66–77 km, 350 m+, 1180 m-). Zbiegi były tak wykańczające, że duża część biegaczy rezygnowała z dalszego ścigania właśnie w tym miejscu (w Tolosie znajduje się również pierwszy przepak).

Następnym odcinkiem, na którym hartowała się silna wola biegaczy, był Amezketa–Uarrain (96–108 km, 1750 m+). Na 12 km trzeba było wyrobić 1750 m przewyższeń. Ten fragment nie był wykańczający, był po prostu zabójczy. Nawet walory przyrodnicze, przepiękne widoki i krajobrazy nie rekompensowały tych trudów. Jedynym pocieszeniem była perspektywa zbliżającego się jednego z najłagodniejszych odcinków Ehunmilaka, czyli 8 km między Uarrain a Lizarrusti (108–116 km, 45 m+, 800 m-). Nogi jednak zaczęły już dawać o sobie znać. Ponad sto kilometrów zrobiło swoje. Powoli większym problemem stawały się zbiegi niż podbiegi. Kolejne odcinki pokonywaliśmy już w nocy. Mgła była tak gęsta, że tylko bieg w grupie pozwalał na płynne przemieszczanie się. Kiedy stanąłem na dosłownie kilka sekund, straciłem swoją ekipę z oczu, pomimo że każdy miał latarkę i było to w nocy w środku lasu. Sam nie dawałem rady płynnie biec. Musiałem co chwilę zatrzymywać się, aby nie pomylić trasy. Dopiero przyłączenie się do kolejnej grupy pozwoliło mi na sprawne kontynuowanie biegu.

No i to błoto. Na zbiegach traciłem dziesiątki minut, ponieważ biegłem bardzo asekuracyjnie, co wynikało z jednej strony z faktu, że moje buty Cascadia 11 nie sprawdziły się w takich warunkach, z drugiej – z braków w technice. Nawet mimo żółwiego tempa przewróciłem się dwukrotnie, raniąc dotkliwie lewą nogę i tłukąc biodro. Przygotowanie się na błoto podczas Ehunmilaka pozwoli ci oszczędzić kilkadziesiąt cennych minut. Kraj Basków o tej porze roku jest często nawiedzany przez deszcze, przez co ścieżki zamieniają się w błotne strumienie.

Etap San Adrian–Oazurtza (139–148 km, 905 m+) to jedno z najpiękniejszych miejsc, w jakich byłem. Tuż po opuszczeniu punktu kontrolnego i kilkudziesięciu metrach biegu pod górę docieramy do urokliwej jaskini, w której znajduje się nieduża średniowieczna kaplica. Niedaleko niej przebiegał wówczas często uczęszczany szlak łączący północ z południem. Dalej czeka ostre wejście aż na sam szczyt o wysokości ok. 1500 m n.p.m. Z tego miejsca rozciąga się fantastyczny widok na okoliczne góry i doliny, a za plecami znajduje się budynek, w którego cieniu możesz odpocząć.

Na 148. kilometrze bieg właściwie się kończy. Jeśli dotarłeś do Oazurtza, to pozostało ci ostatnie 20 km, 525 m przewyższenia i minimum sześć godzin (limit czasowy na tym etapie to 42 godziny). Nie popełniaj jednak takiego błędu jak ja, kiedy zakodowałem sobie, że 148. kilometr to właściwie meta. Prażące słońce w czasie ostatniego etapu biegu, który rozgrywał się głównie na otwartych przestrzeniach, zmęczenie, wycieńczenie i zmasakrowane nogi zrobiły swoje. Psychicznie to był najgorszy etap całych zawodów. Spada adrenalina, masz świadomość, że i tak dotrzesz na metę, bo zapas czasu jest odpowiedni, a to diametralnie zmniejsza motywację do trzymania tempa. Halucynacje związane z brakiem snu i wycieńczeniem nawiedzają nie tylko w nocy, lecz także za dnia. W Oazurtza byłem 1,5 godziny przed limitem czasowym, na mecie pół godziny przed zakończeniem. Pokonanie, właściwie przejście, ostatnich 20 najłatwiejszych kilometrów zajęło mi aż siedem godzin! Wreszcie meta! Sama trasa przez centrum Beasain robi wrażenie. Dziesiątki kibiców podbiegają i klepią po plecach, trąbią, krzyczą – hiszpański temperament widać na każdym metrze drogi do mety.

Ehunmilak to już legendarny bieg, jeden z najtrudniejszych, a może najtrudniejszy w Europie na tym dystansie. Przez odległość i przewyższenia połączone z hiszpańską pogodą i profilem trasy zasługuje na to miano. Piękne krajobrazy, zielone wzgórza i bujna roślinność urozmaicają każdy pokonywany kilometr. Przyjaźni mieszkańcy, którzy kibicują biegaczom na trasie, kiedy tylko mogą, są psychicznym wsparciem, nieocenionym w tym biegu. Udział w Ehunmilaku to również doskonała okazja do poznania zwyczajów, kultury i kuchni unikalnego miejsca w Europie, jakim jest Kraj Basków. To również dobre miejsce na wypoczynek, gdzie z piaszczystymi, pięknymi plażami i urokliwymi nadmorskimi miasteczkami kontrastują zielone góry Basków.

Porady przed Ehunmilakiem: Sprzęt: - wybierz obuwie, które dobrze trzyma się na śliskich skałach i błocie (na kilku zbiegach możesz dużo zaoszczędzić), - przygotuj się na opady deszczu (kurtka z podklejanymi szwami i kapturem, rękawiczki wodoodporne), - wypróbuj czołówkę we mgle i deszczu, - weź ze sobą środki pobudzające (np. kofeina) – nie ma twardziela, który w drugą noc nie odczułby zmęczenia, - saltstick to podstawa – stracisz dużo elektrolitów podczas biegu, a bez nich ani rusz, - zaplanuj przepaki (są dwa na trasie) w taki sposób, aby plecak był jak najlżejszy.

Przygotowanie fizyczne i psychiczne: - połóż nacisk na zbiegi (te na Ehunmilaku są bardzo trudne technicznie), - przygotuj się na skrajne wyczerpanie i nie lekceważ ostatniego, najłatwiejszego etapu.

JAKUB CICHECKI

Biegacz i podróżnik amator, mający na koncie kilka górskich biegów długodystansowych. Biegał we Włoszech, Słoweni, Słowacji i Polsce. Rowerem przemierzył dystans z Polski do Santiago de Compostela w Hiszpanii. Obecnie ciężko trenuje do Ehunmilaka i UTMB.