Redakcja KR

Obsługiwałam polską Ultrakrólową

Ateny, 29.01.2018

Patrycji Bereznowskiej raczej nie musimy wam przedstawiać. „Patka” to multimedalistka Mistrzostw Polski i Świata w ultrabiegach ulicznych. Gdziekolwiek się pojawia, deklasuje konkurencję. Na zakończonym właśnie 13. Athens Ultramarathon Festival pobiła za jednym zamachem kilka rekordów, w tym rekord Świata w biegu 48 h, uzyskując, bagatela, 401 km.

O sukcesach, pasji i życiu w biegu Patrycji możecie przeczytać w magazynie ULTRA#14, a teraz koniecznie zobaczcie, jak wygląda druga strona złotego medalu. Przed Wami jeszcze gorąca, prosto z ateńskiego lotniska relacja dziewczyn, które wspierają Patrycję na każdym kroku.

Karolina Sarnowska

Przygodę z serwisowaniem "Patki" w Atenach podczas biegu 48 h rozpoczęłam już w listopadzie 2017. Ucieszyłam się nieziemsko, gdy mnie o to poprosiła, choć jednocześnie zdałam sobie sprawę, że to nie będzie łatwy wyjazd. Zaczęłam się już wtedy zastanawiać, co warto zabrać, co nam się przyda i zmieści do bagażu podręcznego, jak np. półlitrowy czajnik, sól himalajska, cukierki kawowe i gumowa deska do krojenia.

W Atenach nie byłam od 12 lat, bardzo miło było tu wrócić i przy okazji spotkać się ze znajomym, rodowitym Grekiem, który również zaangażował się w start Patki, przynosząc nam kołdrę, przedłużacz i rozgałęziacz. Mimo że było to moje pierwsze zagraniczne serwisowanie (wcześniej wspomagałam dziewczyny, czyli Iwonkę i Asię tylko podczas Mistrzostw Polski w Krakowie i Łodzi), nie czułam obaw czy większego stresu, bo świetnie się dogadujemy, uzupełniamy, czasem nawet rozumiemy bez słów. Wszystkie mamy konie, więc mamy też o czym rozmawiać w trakcie zawodów.

Oprócz tego, że Patka mówiła, co będzie chciała zjeść lub napić się po każdym następnym okrążeniu, to raz postawiła mnie przed zupełnie nowym wyzwaniem - wyfiletowaniem pomarańczy. Sama mi podpowiedziała, żebym zobaczyła filmiki na youtube i że to jest bajecznie proste. Pękałam z dumy, bo wyfiletowałam w ciągu biegu niemal cały kilogram.

Od ok. 23:00 w piątek zaczęłyśmy się zmieniać - każda z nas miała wydzielone 3 h snu, a po drugiej dobie tyle czasu, żeby się wyspała. Po 12 h biegu uzmysłowiłam sobie, ile godzin nas jeszcze czeka, ale jak człowiek od samego początku wie, że działania zakończą się dopiero w niedzielę o 17:00 czasu lokalnego, to dochodzi do wniosku, że bieg 24 h wydaje się krótki (ten rozpoczął się w sobotę o 14:00)!

Z dziewczynami żonglowałyśmy smakami, miksturami, konsystencjami według życzeń "Patki", ale także naszego pomysłu, głównie wtedy kiedy już nie była pewna tego, na co ma ochotę. Z okazji 200 km przygotowałyśmy wykwintny obiad, czyli pierogi ruskie z Okuniewa, czerwony barszczyk i herbatę podaną w porcelanowej filiżance zakupionej na pchlim targu w Atenach niedaleko Akropolu. A na stole w kubeczku stały świeże kwiaty. Wzbudziłyśmy tym nie lada sensację. Można by pomyśleć, że „królowa biegów ultra” wymaga iście królewskiej obsługi. (śmiech)

Kryzys senności dopadł Patrycję nad ranem w niedzielę. Przekonywałam ją, że jak tylko nastanie dzień, wzejdzie słońce, poczuje się lepiej i kryzys minie. Pomogły także wyraźne smaki - żelki Wawela, odgazowana cola, pudding karmelowy z bananem.

Kiedy zbliżało się czterechsetne okrążenie (pętla miała 1 km), wręczyłyśmy jej flagę, by z uśmiechem na twarzy mogła ukończyć swoje 48-godzinne zmagania, a tu nagle przy pomiarze czasu niespodzianka, mówią, że to dopiero 399. km. Nie mogłyśmy w to uwierzyć, bo od samego początku prowadziłyśmy swoje statystyki. Ale z organizatorem, zwłaszcza greckim, nie ma co dyskutować. Na dyplomie kolejna niespodzianka - wpisane 401 km! Czy organizator czytał nam w myślach, żeby podpuścić Patkę na pokonanie jeszcze jednego kilometra? Tego nie wiemy!

A tak naprawdę w tym całym serwisowaniu, oprócz podawania pokarmu, pomagania w przebraniu, matematycznych wyliczeń, chodzi o dobre, ciepłe słowo, pogłaskanie po plecach, bliskość, która daje siłę do dalszej walki, bo Patka doskonale zdaje sobie sprawę, ile my dla niej poświęcamy i nas też nie chce zawieść.

Joanna Świderska

Ja mogę tylko napisać, że jestem niezwykle dumna z tego, że mogłam być częścią każdego z sukcesów Patrycji i obserwować to, jak z czasem stawiała sobie coraz wyższe cele i konsekwentnie je realizowała. Jest to niesamowicie inspirujące i motywujące. Patrycja pokazuje, że jak czegoś chcesz, to nie ma, że to jest niemożliwe. Dzięki niej odkryłam radość z biegania (co prawda trochę krócej, hahaha) i to tylko dzięki jej motywacji i wsparciu osiągnęłam swoje osobiste „rekordy” i dokonałam rzeczy, które kiedyś wydawały mi się niemożliwe i niewykonalne.

 

Aneta Mikulska

Asia jest niezwykle skromna, ale tak naprawdę to ona jest całym „mózgiem” serwisu, zna z nas Patrycję najlepiej i praktycznie nigdy się nie myli co do tego, na co teraz Patrycja będzie miała ochotę.

Ja obserwowałam ich pracę z boku, zza aparatu, ale kiedy trzeba było to odsmażałam pierogi dla Pati, biegałam po wrzątek, czy zapisywałam w tabelce czasy poszczególnych okrążeń.

Iwona Mikulska

Każde zawody są inne, ale te były szczególne. Przede wszystkim sam ich czas trwania – 48 h i późna pora rozpoczęcia o godz. 17:00.

Znamy się z Patrycją bardzo długo, ale druga doba zawodów pokazała całkiem nowe sytuacje, z którymi musiałyśmy się wszystkie zmierzyć – jak np. potrzeba snu – głowa chciała biec, ale oczy się zamykały. Pomocy szukałyśmy nawet w kawie w dwóch wersjach – mega słodkiej i z cytryną, a także w miętówkach i specyficznie pachnącym olejku (wiedząc, że zapach podziała pobudzająco).

Miło było, gdy do naszego stolika podchodzili inni zwodnicy lub osoby mówili, np. „Poland? Super turbo dynamit!”. Wspominali też Łukasza Sagana, który tu startował rok temu. Natomiast jeden z Greków (starszy pan, startujący w biegu 24 h) powiedział nam, że my biegacze ultra jesteśmy szaleni, ale wy serwisanci – jeszcze bardziej.

Zdjęcia: Aneta Mikulska Patrzę Kadrami